Tomasz Piątek

Nie „Przekrój” a „Zarżnij”

Ostatnie newsy porażają. Arktyka się rozpada, a Nowa Fundlandia tonie w morzu. Za to z morza wyłaniają się tajemnicze tony trującego fosforu (broń chemiczna), które

Ostatnie newsy porażają. Arktyka się
rozpada, a Nowa Fundlandia tonie w morzu. Za to z morza wyłaniają
się tajemnicze tony trującego fosforu (broń chemiczna), które
lądują na wybrzeżu naszego Bałtyku. Wałęsa apeluje o to, żeby
wszczepiać politykom specjalnego chipa, który pozwoli nam ustalić,
z kim śpią i co robią (bardzo dobry pomysł, może w ten sposób
wreszcie się dowiemy, skąd ten fosfor i z kim śpi Wałęsa). Idzie
kolejna faza kryzysu i wszyscy alarmują, że tym razem rząd nie
będzie interweniował (chociaż tak naprawdę, to ja nie pamiętam,
żeby poprzednio jakoś bardzo interweniował). Napiszę o czym
innym, bliższym memu sercu niż Nowa Fundlandia i chip w głowie
Wałęsy.

Cała Polska dowiedziała się wczoraj,
że „Przekrój” zmieni profil (który to już raz) i że zostanie
zwolniona cała redakcja (który to już raz), włącznie z
redaktorem naczelnym Romanem Kurkiewiczem (w tym przypadku, po raz
drugi). Roman Kurkiewicz chciał zrobić z „Przekroju” pismo
nowoczesnej lewicy, zaangażowane, walczące o wolność, równość
i wspólnotowość, podające wiadomości przemilczane przez
mainstream, prezentujące różne punkty widzenia z całego świata,
a nie tylko z Polski i z Zachodu. Chciał to zrobić i robił, ale
teraz już nie będzie robił. Jego następczynią zostanie Zuza
Ziomecka.

Jak widać, próba stworzenia tygodnika
nowoczesnej lewicy się nie powiodła i zamiast niego prawdopodobnie
powstanie kolejny „Aktivist” albo inny „Exklusiv”. Powodem
takiej decyzji był drastyczny spadek sprzedaży „Przekroju”, z
36 tysięcy egzemplarzy do 17 tysięcy. Czy to znaczy, że w Polsce
lewicowy tygodnik nie ma czytelników?

Nie sądzę. Polska to ciemny, skrajnie
prawicowy kraj, ale ma 40 milionów obywateli. Nawet w
najciemniejszym, najskrajniej prawicowym kraju przy tej ilości ludzi
znajdzie się co najmniej kilkaset tysięcy osób umiejących czytać
i mających lewicowe poglądy. „Przekrój” wpadł w kłopoty nie
z powodu niepopularnych idei, tylko błędnych decyzji biznesowych.
Ten felieton nie jest więc o ideach, tylko o biznesie.

Przed nastaniem Kurkiewicza „Przekrój”
był kojarzony jako pismo kulturalno-cywilizacyjno-pogaduszkowe o
dość pogmatwanym wizerunku. Nagłe i niespodziewane przetworzenie
takiego periodyku w pismo radykalnej lewicy antyglobalistycznej,
ekologicznej, anarchistycznej i socjaldemokratycznej było samo w
sobie decyzją ryzykowną. Takie ruchy udają się tylko wtedy, kiedy
są jak cięcia chirurgiczne: ostre, szybkie, precyzyjne i
przeprowadzone do końca. Gdy robione są połowicznie, kończą się
zwykle śmiercią pacjenta. Najgorszym rzeźnikiem jest
niezdecydowany chirurg.

Firma Presspublica wydająca „Przekrój”
zapowiadała zdecydowane ruchy: wyraźną zmianę szaty graficznej,
zwiększenie objętości do stu stron oraz kampanię reklamową,
wprowadzającą nowy, lewicowy „Przekrój” na rynek. Te obietnice
nie zostały jednak spełnione. Nic dziwnego, że sprzedaż
drastycznie spadła. Najważniejszy był tutaj brak kampanii
reklamowej. Jasne jest, że przy tak radykalnej zmianie profilu,
tygodnik straci co najmniej połowę swoich dotychczasowych
czytelników. Żeby nadrobić tę stratę, trzeba pozyskać nowych. O
nowym „Przekroju” trzeba powiedzieć jego nowej grupie docelowej,
czyli tym potencjalnym czytelnikom, którzy właśnie tęsknią za
zaangażowanym, lewicowym tygodnikiem. Tego nie zrobiono.

Dodatkowym ryzykiem biznesowym było
to, że Presspublica specjalizowała się dotąd w prasie prawicowej
i biznesowej („Rzeczpospolita”, „Uważam Rze”, „Parkiet”).
Czy taka firma może być wiarygodnym wydawcą lewicowego pisma,
które zwalcza nacjonalizm, klerykalizm i wielkie korporacje? Ten
czynnik mógł odstraszyć od „Przekroju” sporą część
potencjalnych nowych czytelników. Złego wrażenia związanego z
dotychczasowym obliczem Presspubliki pewnie nie dałoby się
całkowicie uniknąć, ale w pewnej mierze mogło ono zostać
zatarte, gdyby lewicowi czytelnicy zobaczyli przynajmniej, że
wydawca traktuje „Przekrój” na równi z gazetami
prawicowo-biznesowymi. Traktuje go na równi, czyli gotów jest w
niego inwestować tak, jak w pozostałe tytuły. Tymczasem wydawca
nie zainwestował ani w reklamę, ani w objętość, ani nawet w
jakąś sensowną zmianę szaty graficznej.

Teraz „Przekrój” po raz kolejny
zmieni wizerunek. W tej sytuacji powinien zmienić także nazwę: z
„Przekrój” na „Zarżnij”. Bo jeszcze jedna zmiana wizerunku
zarżnie to pismo do końca. „Przekrój” przez ostatnią dekadę
zmieniał wizerunki nieustannie. Najpierw był to sympatyczny staroć
z czasów PRL-u. Później, za czasów redaktora Rakowieckiego, miał
to być polski „The New Yorker” publikujący same perełki
najprzedniejszej inteligencji i dowcipu. Potem było to pismo
prowokacyjno-najsztubowe, potem ostro ilustrowane, potem
cywilizacyjno-popkulturowo-futurystyczne i nikt w końcu już nie
wiedział, jaki ten „Przekrój” jest. Paradoksalnie, tak ostry
zwrot, jak przekształcenie tygodnika w pismo radykalnej lewicy, mógł
na to zaradzić. Zmiana tak drastyczna była odcięciem się od
wszystkiego, także od poprzednich zmian. Teraz jednak, kiedy
„Przekrój” znowu stanie się popkulturowy, ludzie zgłupieją i
odrzucą to pismo jako niewydarzone i niezrozumiałe przedsięwzięcie.

Widząc te wszystkie biznesowe ruchy,
wypadałoby zapytać nie o to, czy Presspublica jest wiarygodna jako
wydawca pisma lewicowego. Wypadałoby zapytać o to, czy Presspublica
jest wiarygodna jako wydawca pisma biznesowego.

www.tomaszpiatek.pl

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij