Ciekawe, co by było, gdybym w dzień rozpoczęcia Euro 2012 (a to już niedługo i ze wszystkich murów na mieście straszy nas Piłkoszał) popadł w mój własny Piłkoszał i popełnił samobójstwo, ogłaszając uprzednio, że robię to w proteście przeciwko wydawaniu naszej wspólnej kasy na kosztowne igrzyska, podczas kiedy tej kasy brakuje na koleje i przedszkola. Ciekawe, czy wiadomość o tym przedostałaby się do prasy, nie mówiąc już o pierwszej stronie gazet, zarezerwowanej dla piłkarzy, którzy, jak wiadomo, są ważniejsi od pisarzy (jako że zarabiają dziesięć tysięcy razy więcej od tych ostatnich, a w naszych czasach ważny jest tylko przelicznik walutowy). Zresztą, gdyby taka wiadomość przedostała się nawet do mediów, znaleziono by na pewno dla mojej śmierci jakieś komfortowe wytłumaczenie. Moje szaleństwo na przykład (no bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie zabija się z powodu mistrzostw piłkarskich), moją narkomanię i alkoholizm (na pewno nie był trzeźwy!) albo moje pragnienie wypromowania świeżo wydanej książki Miasto Ł. Pisarz, jak wiadomo, bardzo chciałby być znany tak jak piłkarz i gotów jest w tym celu umrzeć. I można byłoby przejść do porządku nad moim protestem, chwaląc dalej Euro 2012 jako wspaniałą okazję. Okazję nie bardzo wiadomo już do czego, bo przecież nie do wypromowania naszego kraju, autostrad nie wybudowaliśmy, a te, co wybudowaliśmy, popękały i zagraniczni goście też popękają, ze śmiechu.
Ale być może w takim doszukiwaniu się alternatywnych wytłumaczeń byłoby trochę racji. Euro 2012 jest świetnym pretekstem do popełnienia słusznego, zaangażowanego samobójstwa, niemniej prawdziwe powody – gdybym się w końcu zdecydował – byłyby inne. Prawda jest taka, że coraz mniej czuję się kompatybilny ze światem, w którym żyję. Nie tak go sobie wyobrażałem, kiedy jako piętnastolatek bawiłem się w uliczne obalanie komuny. To nie jest mój świat i z każdym rokiem jest coraz bardziej nie mój. Chodzi mi tu nie tylko o załamanie się postępu społecznego. Chodzi mi o nadmiar postępu technicznego. Mam 38 lat i jestem zmęczony tym, że co dwa lata zmienia się epoka, zmieniają się otaczające mnie urządzenia techniczne i sposoby komunikowania. Oczywiście, najbardziej boli mnie to, że odchodzi w przeszłość kultura oparta na literaturze, kultura, która harmonijnie łączyła tragizm z ironią i precyzję z aluzją, kultura, w której odbiorca starał się być na wysokości przekazu, a nie odwrotnie. Ale boli mnie nie tylko to. Boli mnie każdy nowy wynalazek, który widzę. Boli mnie to, że co chwilę muszę się uczyć czegoś nowego, a dotychczasowe doświadczenie okazuje się bezwartościowe. Człowiek nie jest przystosowany do życia w warunkach wiecznej szkoły. Powiedzenie, że człowiek uczy się całe życie, jest prawdziwe, ale to nie znaczy, że przez całe życie człowiek powinien być uczniem. W życiu człowieka powinien być okres intensywnego uczenia się podstaw i reguł, ale po nim powinien przyjść okres, gdy człowiek wypróbowuje to, czego się nauczył, w codziennym doświadczeniu. W tym okresie też się uczy, ale już nie zaczyna niczego od zera, od początku. A tymczasem obecny postęp techniczny i komercyjny wymusza na mnie, żebym ciągle zaczynał od zera. Co rok dostaję nowe kody i języki do zapamiętania, zza każdego krzaka wyskakują nowe intuicyjne (intuicyjne jak cholera) interfejsy i domagają się, abym je opanował. Co dwa lata zmieniają się reguły mówienia i myślenia. Oczywiście znowu, najgorsze jest to, że te zmiany przeważnie oznaczają postępującą barbaryzację. Ale nawet gdyby były pod tym względem neutralne, i tak byłyby uciążliwe, jak nie wiem co.
I tu wraca kwestia postępu społecznego. Mógłbym się z tym wszystkim pogodzić i zaakceptować cały ten pęd ku nowości, gdyby prowadził on do wyzwolenia człowieka i poprawy jego sytuacji. Niestety, nie prowadzi on do niczego. A jeśli do czegoś prowadzi, to do czegoś zupełnie przeciwnego niż wyzwolenie. Postęp techniczny bez postępu społecznego oznacza większe możliwości dla tyranii. Czy kiedykolwiek w historii tak wiele osób było podsłuchiwanych, jak teraz? Może w Rumunii Ceausescu. Otaczający nas Piłkoszał łatwo może się przerodzić w Pałkoszał. I nie mam tu na myśli tylko rozrób kibiców podczas Euro.