Dlaczego jest nam tak źle? Dlaczego nas tak krzywdzą, dlaczego jesteśmy najbiedniejsi, najbardziej umęczeni? Bo przecież nie Etiopczycy i nie Żydzi.
Madame, jest pani urocza. Tak mówił kapitan Kloss do Frau Biczyk, gospodyni – i kto wie, czy tylko gospodyni – pięknej i tajemniczej Ingrid (oczywiście było tak tylko w wersji mojego kolegi, który przerabiał PRL-owskie komiksy). Frau Biczyk miała twarz typu GMO, czyli skrzyżowanie jaszczura z kartoflem. Kiedy gestapowcy wlekli ją na przesłuchanie, skrzeczała: „Co wy wiecie o torturach?”.
Rodzina Rymkiewiczów też jest urocza. Cezary Michalski nazywa Wawrzyńca Rymkiewicza Mini Me, aczkolwiek Wawrzyniec już od dwunastego roku życia jest wyższy od ojca i w przeciwieństwie do niego zupełnie nie jest łysy (klasyczne Mini Me jest łyse). Wawrzyniec jest ciekawym zjawiskiem, czyta Ewangelię i Lacana, a równocześnie radośnie piętnuje bliźniego swego takimi określeniami jak „homoseksualny homosovieticus”. To, że Sowieci pakowali homoseksualistów do łagrów, najzupełniej nie przeszkadza Rymkiewiczowi juniorowi, ale właściwie czego ja się czepiam: prawica przecież nie logiką stoi. Gdyby była logiczna, byłaby lewicą. A dokładnie, byłaby lewicą, gdyby była logiczna i oparta na faktach. Jak ktoś nie wierzy w tę prostą zasadę, to niech sobie – na przykład – porówna wysokość podatków dla najbogatszych z wzrostem gospodarczym i niskim bezrobociem w latach 50. i 60. w USA. A potem niech wyciągnie logiczne wnioski.
Ale wróćmy do Wawrzyńca. Wawrzyniec nie może być logiczny, skoro przez cały czas trwa w grozie. Kontempluje w grozie katastrofę smoleńską już nie tylko jako zamach i zdradę, ale także jako metaforę Ukrzyżowania. Kontempluje w grozie czyn Denisa Lortiego, który pragnął zabić ojca, w związku z czym zaplanował mord na premierze Quebecu, żeby w rezultacie zabić trzech urzędników lokalnego parlamentu (też mistrz logiki). Za Legendrem Rymkiewicz junior dowodzi, że ojciec (ojciec jako taki, mam nadzieję, a nie konkretny Jarosław Marek) jest fikcją prawną. Prawo za pomocą wytworzonego przez siebie ojca zmusza niemowlę do ustanowienia własnej osoby i osadzenia się w tymże prawie.
Tu juniorowi wyrywa się takie westchnienie: „Syn musi się oddzielić od ojca, a zarazem odnaleźć w porządku rodziny – samemu obejmując urząd ojca i stając się w ten sposób reprezentantem Ojca, Innego absolutnego”. Ale zaraz potem zaczyna się, że zacytuję Haška, ślicznie plątać (uwielbiam, kiedy filozofowie się ślicznie plączą; miód na serce lingwisty): „Człowiek, żeby stać się podmiotem, musi znaleźć dla siebie podstawę – która go poprzedza – która mu towarzyszy – i która zarazem jest mu niedostępna. Taką podstawą jest właśnie zasada ojcostwa. Kto jej nie znajdzie, uczy Legendre, ten osunie się w otchłań bez-Rozumu albo bez-Podstawności, la dé-Raison… Główna obietnica Nowoczesności, uzyskanie absolutnej władzy nad Losem, jest – w perspektywie psychoanalitycznej – próbą przejścia na stronę Innego absolutnego. Sensem Nowoczesności jest zatem rezygnacja z kondycji syna, to zaś w sposób konieczny musi prowadzić do szaleństwa”. Żeby było weselej, Wawrzyniec Rymkiewicz twierdzi, że nazizm polegał właśnie na rezygnacji z kondycji syna. Jak rozumiem, ten pan z wąsikiem to był wujek.
Ciekawa wizja stosunków rodzinnych. I ciekawe, że motyw mordu na figurze ojcowskiej, połączony z bardzo dwuznacznym jej wychwalaniem, tak bardzo ekscytuje filozofa-poetę. Tak się złożyło, że dopiero wczoraj przeczytałem Rozmowy polskie latem roku 1983. Żałosna książka, niegodna Jarosława Marka, który przedtem i potem pisał lepsze rzeczy. Treść: pozbawiony trosk materialnych poeta spędza wygodnie wakacje na daczy pod Suwałkami, łowiąc z kumplami szczupaki, zbierając grzyby i borówki, pijąc nalewki, snując fantazje seksualno-heroiczne i cierpiąc za ojczyznę.
Cierpienie to wyraża się w nieustannym zawodzeniu. Dlaczego jest nam tak źle? Dlaczego nas tak krzywdzą, dlaczego jesteśmy najbiedniejsi, najbardziej umęczeni – bo przecież nie Etiopczycy, nie Kurdowie, nie Chińczycy, nie Timor Wschodni i nie Żydzi. Żydom to w ogóle trzeba zazdrościć, a polski antysemityzm wymyśliła komuna, żeby nas zgnębić (co prawda dziedzic kazał Żydkom biegać wokół dziedzińca, ale potem ich duchy – dziedzica i Żydków – mistycznie pocałowały się w usta). I dlaczego Europa nie rozumie, że bronimy ją własnym ciałem? Gdy ktoś mówi, że Polska to jest średni kraj, narrator zaczyna gulgotać Mickiewiczem ze złości.
I na samym końcu tej uroczej (uroczej jak Frau Biczyk) lektury autor/narrator opisuje, jak to powoli układa się do spania, podczas gdy zza ściany dobiega łomot i wrzask. Konstatuje spokojnie: to żona znowu zmusza syna do odmówienia pacierza. No właśnie, ajajajaj, jak bardzo nas krzywdzą, ruscy oczywiście.
No cóż, bili, bili, to i do głowy wbili. Byłoby ciekawie, gdyby prawicowy znawca Lacana sam sobie zrobił psychoanalizę i zamiast pisać o Smoleńsku czy Quebecu, napisał coś o swoich traumach. Mogłaby powstać całkiem dobra książka.