Tomasz Piątek

Bóg bezdomny

Polecieliśmy z Hanią do Mediolanu, oczywiście tanimi liniami lotniczymi i oczywiście zaliczyliśmy na pokładzie prowadzoną przez zawstydzone stewardessy obowiązkową sprzedaż pamiątek ze sklepu samolotowego, losów loteryjnych i kto wie czego jeszcze. „Brakuje tylko prezentacji garnków Zeptera i pokazu tureckich dywanów” – powiedziała Hania. W Mediolanie spotkałem się z moim przyjacielem Aldo. Aldo naucza w liceum (można powiedzieć, że jest profesorem kultowym, piszą o nim książki) i utrzymuje kontakt ze swoimi byłymi uczniami, obserwuje ich kariery. „Niespodziewanie, wielu z nich nawróciło się na chrześcijaństwo, albo na coś, co nazywają chrześcijaństwem” – powiedział Aldo – „Nie zauważyłem jednak, żeby którykolwiek z nich przyjął wartości ewangeliczne. Chrześcijaństwo to dla nich tylko sposób, żeby poczuć się lepszymi od tłumu. My jesteśmy ci lepsi, a pozostali to massa dannata, potępione masy. Nie czerpią z chrześcijaństwa miłości, tylko nienawiść. Jeden co tydzień chodzi na mszę, a równocześnie jest finansistą, pracuje w Deutsche Banku. Mówię mu: jak można być chrześcijaninem i pracować w Deutsche Banku? Inny uważa, że obrońcą i wyrazicielem wartości chrześcijańskich jest Berlusconi. No jeśli Berlusconi ma być wzorem chrześcijaństwa, to znaczy, że coś tu naprawdę nie działa”.


Ta rozmowa odesłała mnie do myśli, jakie miałem na krótko przed wyjazdem. Myślałem o teologii „śmierci Boga”, „zaćmienia Boga”, albo „Boga nieobecnego”. Z całym szacunkiem dla Nietzschego, Bubera i Bonhoeffera, nie do końca rozumiem, co te wszystkie koncepcje miałyby znaczyć. Albo rozumiem, ale nie widzę dla nich zastosowania w rzeczywistości. W moim życiu Bóg jest jak najbardziej żywy i obecny, prowadzi ze mną dość burzliwą rozmowę, podczas której próbuje wyszarpać mnie z mojego ego za pomocą dość stanowczych, ale ciągle niewystarczająco (obawiam się) brutalnych środków. W świecie, w którym żyjemy, Bóg też jest bardzo mocno obecny. I nie mam tu na myśli kwitnących sekt fundamentalistycznych (o tym za chwilę). Mam na myśli to, że Bóg jest obecny jako potrzeba. Ludzkość niezwykle się rozmnożyła i dlatego nigdy na świecie jeszcze nie było takiej masy ludzkiego nieszczęścia, nędzy, niewolnictwa, zbrodni. Nigdy jeszcze tylu ludzi nie wołało do Boga o pomoc. Nigdy jeszcze Bóg nie był tak aktualny.


Bóg nie jest martwy, Bóg jest tylko bezdomny. Bo jeśli coś zmarło, albo jeszcze lepiej zbankrutowało, to religia. Religia, która miała być Bożym domem w świecie i punktem kontaktu z Bogiem. Dostaliśmy od Boga środek, za pomocą którego mieliśmy się z Nim kontaktować i żyć w miłości. Dostaliśmy pewne przepisy religijne, nieraz surowe, ale dostaliśmy też wyraźne nowotestamentowe wskazania, według których miłosierdzie jest ważniejsze od dziesięcin, duch jest ważniejszy niż litera, sabat jest dla człowieka, a nie człowiek dla sabatu, nie wolno nikogo sądzić ani potępiać i nawet własnych wrogów trzeba kochać. Jednym słowem, dostaliśmy cudowne narzędzie, za pomocą którego można było zmienić ten świat na lepsze. Dostaliśmy pewien zestaw wskazań, idei i obyczajów wynikających z posłannictwa Jezusa, nazwijmy go religią. I co z tym cudownym narzędziem zrobiliśmy?


Zepsuliśmy je, zrobiliśmy z niego jego przeciwieństwo (i kiedy mówię „my”, mam tu na myśli także siebie). Religia stała się bronią nienawiści. Chrześcijaństwo stało się narzędziem, za pomocą którego chrześcijanie oddzielają się od niewierzącego tłumu, albo oddzielają się od niewierzących obcych, tak jak to właśnie czynią sekty fundamentalistyczne. Przykładem największego upadku jest katolicyzm, który zdegenerował się do utrudniania bliźnim dostępu do antykoncepcji (nie trzeba daleko szukać przykładów: wyczyny posła Żalka, czy ostatnia krucjata „Naszego Dziennika” przeciwko refundacji środków antykoncepcyjnych). Ale czy ja mam prawo potępiać katolików, skoro nikogo nie wolno sądzić ani potępiać? Potępiając ich, staję się częścią tego samego mechanizmu nienawiści do obcych. Tego mechanizmu, który zniszczył religię.


Widzimy często, jak ludzie niereligijni realizują wartości ewangeliczne. I jak ludzie religijni im zaprzeczają. Już to dowodzi, że, jak mówi Aldo, coś tu naprawdę nie działa. Religia miała być Bożym mieszkaniem w naszym świecie, miała być naszym punktem kontaktu z Bożą Miłością , z którego mieliśmy przekazywać tę Miłość dalej. Może przyznajmy się sami przed sobą, że coraz częściej ten punkt kontaktu już nie funkcjonuje. To nie znaczy, że będziemy żyć bez Boga. To znaczy, że musimy szukać nowych sposobów na doświadczanie i przekazywanie Jego Miłości. To jest zadanie dla teologów: jak uprawiać teologię wobec bankructwa religii? I jak pogodzić to bankructwo z coraz silniejszą obecnością – albo przynajmniej z coraz silniejszą potrzebą – Boga? Jest tak, jakby Bóg powierzył nam swój dom i kazał go strzec do swojego powrotu. Myśmy ten dom zrujnowali. A teraz Bóg nagle wraca – i nie ma gdzie mieszkać. Gdzie zamieszka? I co to znaczy: Bóg bezdomny? Czy Bóg bezdomny będzie bardziej obecny w naszym życiu? Czy zbuduje sobie nowy dom? Czy może zamieszka z nami? Czy czeka nas epoka wiary postreligijnej? Czy etyczne „bezreligijne chrześcijaństwo” Bonhoeffera wystarczy? Czy wręcz przeciwnie, teologowie muszą odbudować religię w nowy, lepszy sposób, zabezpieczając ją przed skażeniem? Ale czy to jest możliwe, skoro sam człowiek jest skażony? Jak może wyglądać postreligia? Ile w postreligii będzie religii, ile „bezreligijnego chrześcijaństwa”, a ile antyreligijności? Jak powinny zmienić się formy liturgiczne? Jak powinniśmy obcować z tym bezdomnym Bogiem? Czy ma sens nabożeństwo raz w tygodniu? W jaki sposób Bóg bezdomny będzie objawiać się w świecie? I czym ta obecność może się różnić od pop-pseudo-religijności dzisiejszych fundamentalistów medialnych? 


Jutro, w sobotę, o godzinie 18.00, w Świetlicy Krytyki Politycznej w Łodzi odbędzie się spotkanie z Borisem Budenem, autorem rewelacyjnej książki Strefa przejścia, które to spotkanie osobiście poprowadzę i na które wszystkich serdecznie zapraszam. Będziemy mówić o tym, co znaczy życie w postkomunizmie i kto w nim żyje (czy na pewno tylko kraje postkomunistyczne?), a także o bankructwie religii i obecności Boga w naszym świecie.

 

www.tomaszpiatek.pl

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij