1.
1.
Przeczytałem tydzień temu w „Gazecie Polskiej” wywiad z moim znajomym, reżyserem i aktorem, w którym tłumaczy czytelnikom, że: ciągle nie wiadomo, co się naprawdę wydarzyło pod Smoleńskiem; wiele jego znajomych myśli tak samo jak on, ale nie może tego mówić publicznie, ponieważ zaciągnęli kredyty, i boją się, że z powodu poglądów stracą pracę; żyjemy w czasach, w których zagrożone jest wyrażanie poglądów; ale on jest odważny i wolny, i głośno się domaga prawdy o smoleńsku, którą władza chce zamieść pod dywan.
Zszokował mnie ten wywiad. Napisałem do niego mejla, pytając, czy to na serio. Nie odpisał. Więc albo mam zły adres, albo nie chciał odpisywać na tak postawione pytanie.
Nie umiejąc dokładnie określić, na czym polegał mój szok – w końcu podobne rzeczy słyszymy już odkąd Jarosław Kaczyński przegrał wybory prezydenckie w 2010 roku –uznałem, że czas uporządkować myśli o wokółsmoleńskich teoriach spiskowych.
2.
Spotkałem dwa tygodnie temu kolegę ze studiów na krakowskiej PWST. On studiował na wydziale aktorskim, kiedy ja byłem na reżyserii. Na jego roku – jego rok nie różnił się pod tym względem od innych roczników Krakowskiej PWST – większość kolegów i koleżanek mało pracowała, rzadko odrabiała lekcje, za to często piła alkohol (o przyczynach i skutkach picia na PWST powinienem napisać oddzielny tekst, więc nie będę tutaj wchodził w szczegóły). Byli też pojedynczy koledzy lub koleżanki, którzy dużo pracowali i rzadziej pili. Reszta się z nich śmiała: wiadomo, że w tym biznesie liczy się tylko, kogo się zna, a nie, ile się pracuje.
Zapytałem się tego kolegi, co teraz robią ludzie z jego roku. No więc karierę robi jedna z koleżanek, akurat ta, która na studiach się przykładała: pracowała w większości tak zwanych wiodących teatrów w Polsce i zaczyna być zapraszana do tak zwanych najważniejszych teatrów w Europie. Koledzy, którzy często pili alkohol, nie pracują wcale albo pracują w złych teatrach i opowiadają historie o tym, że mafia pedałów rządzi w teatrze i nie dopuszcza ich do dobrych ról.
W tej historii jest ważna nie moralna lekcja, że uczciwa praca zostaje wynagrodzona, lecz schematyczność obrazu świata tych niepracujących: pedały rządzą. Ta teoria ewidentnie się rozmija z rzeczywistością (w przytłaczającej większości dyrektorzy teatrów to heteroseksualni mężczyźni) – ale najbardziej uderza banalność wytłumaczenia i jego przynależność gatunkowa: jest to prostacka teoria spiskowa. Mimo tej przynależności gatunkowej, dużo ludzi naprawdę wierzy w to paranoiczno-spiskowe wytłumaczenie. Naprawdę wierzą, że istnieje jakiś rzeczywisty „szemrany układ” (cyt. za „Gazetą Polską”), który im uniemożliwia realizację swoich ambicji. Nie przeszkadza im to, że to wytłumaczenie – podobnie jak pokrewne wytłumaczenia: rządzą masoni, rządzą żydzi – już tysiące razy zostało obśmiane, zdemaskowane i opisane. Naprawdę wierzą, że gdzieś w jakichś gabinetach siedzą jakieś pedały i knują.
3.
Powinniśmy umieć rozpoznawać elementy teorii spiskowych, i je od razu odrzucać. A okazuje się (jak widać powyżej), że nie rozpoznajemy i nie odrzucamy.
Dobrze byłoby, gdyby większość obywateli posiadała zmysł rozróżniania prawdopodobnych informacji od bzdur. Jako że rzeczywistość jest złożona, powstaje na świecie wiele przedmiotów wiedzy, które są fałszywe, i nie pomagają w zrozumieniu świata: astrologia, alchemia, książki o jednorożcach, wiedza o Marsjanach – i teorie spiskowe. Skąd wiemy, czy dany obszar wiedzy przystaje do rzeczywistości, czy też opisuje fikcję? Do ważnych narzędzi człowieka wykształconego należy rodzaj „zmysłu prawdy”: umiejętność rozróżnienia czegoś, co może być prawdą od czegoś, co pewnie prawdą nie jest. Chodzi mi o rodzaj smaku, który nie jest nieomylny, ale który każe być bardzo podejrzliwym, jeżeli coś ma posmak bredni. Szkoły, uniwersytety oraz media publiczne powinny pomagać wykształcać ten zmysł.
Istnieją wytłumaczenia, które powinny nam się od razu wydawać bardzo podejrzane –ze względu na ich przynależność gatunkową. Na przykład, to że wróżki przyleciały i zabrały pieniądze Amber Gold, jest bajką. A to, że Mossad i Al Kaida się umówiły i razem przeprowadziły zamachy 11 Września, jest teorią spiskową. Oba gatunki prezentują fikcyjny obraz świata. Tak samo łatwo, jak da się rozpoznać elementy bajki, da się zidentyfikować elementy paranoicznej teorii spiskowej. Wtedy od razu wiadomo, że mamy do czynienia nie prawdopodobnym wytłumaczeniem wydarzeń, ale z narracją, która pomaga ludziom – tak jak prymitywne religie – uporządkować obraz świata, wprowadzając jasne podziały między dobrymi a złymi, ale która nie jest prawdziwa.
Na przykład: jeśli ktoś opowiada, że agenci Mossadu piszą przemówienia dla Prezydenta Komorowskiego, to mój zmysł prawdy mi mówi, że to prawdopodobnie nie jest prawdziwa informacja, ponieważ wiem, że agenci Mossadu często pojawiają się w teoriach spiskowych. Albo: jeżeli słyszę, że rząd ukrywa niesłychaną tajemnicę, i że w związku z utrzymaniem tej tajemnicy rząd musi zabijać ludzi, to można to rozpoznać jako typowy element teorii spiskowej. Ten sam topos występuje w wielu teoriach spiskowych. Zginąć musieli wszyscy, którzy znali tajemnicę zamachu na Kennedy’ego. Zginąć musieli wszyscy świadkowie incydentu w Roswell, ponieważ Amerykański rząd nie chce, byśmy wiedzieli, że utrzymuje kontakty z Marsjanami. Samolot United 93 musiał zostać zestrzelony 11 września, ponieważ pasażerowie dowiedzieli się o strasznych planach rządu.
Kolejne toposy teorii spiskowych: samotny naukowiec, który sam jeden odkrył prawdę, a cały świat nauki go bagatelizuje; oficjalne, państwowe raporty, które są nieprawdziwe; niesamowite gadżety techniczne jak sztuczna mgła czy magiczne kule; brak materii dowodowej (rząd nie dopuszcza do badań szczątków, wraków, ciał etc); ktoś wcześniej wiedział o katastrofie; niektórzy przeżyli, ale zostali potem zamordowani.
Pojawienie się jednego z tych elementów wskazuje na paranoiczne pochodzenie teorii. Nie muszę więc patrzeć się na listę nazwisk ofiar z jedenastego września 2001, by wiedzieć, że brednią jest, że „dziwnym trafem” żadni Żydzi tego dnia nie przyszli do pracy. Sugestia, że zamachy jedenastego września 2001 r. były wynikiem żydowskiego spisku (o którym, co więcej, wszyscy Żydzi mieli wiedzieć!) jest spiskową teorią. Tak jak bajki, teorie spiskowe nie pomagają nam zrozumieć rzeczywistości, i powinniśmy umieć tego typu wiedzę od razu odrzucać.
Oczywiście, czasami spiski rzeczywiście mają miejsce – jak w przypadku włamań do budynku Watergate – ale nie są nigdy aż tak potężne, jak te, które się pojawiają w paranoicznych teoriach, i właściwie nigdy nie są skuteczne. Nixonowi spisek, jak wiadomo, się nie powiódł, mimo tego, że zaangażował najlepsze służby specjalne, najlepszych spiskowców i najnowsze sprzęty. Watergate jest dobrym przykładem, bo pokazuje, jak trudno zapanować nad spiskiem, nawet gdy jest świetnie zaplanowany, i „pewni panowie” chcieli „z góry wszystko ustalić.” Nie udało im się.
4.
To, że nieprawdziwa jest teoria głosząca, że wypadek pod Smoleńskiem był zaplanowany i przeprowadzony przez spiskowców, wynika z jej gatunku. Nie musimy sprawdzać faktów – mimo tego, że oczywiście one też nie są po stronie teoretyków spisku. O przynależności tzw „prawdy o Smoleńsku” do gatunku teoria spiskowa świadczą następujące schematyczne elementy: a) prawda istnieje, ale obecna władza nie chce dopuścić do jej ujawnienia; b) oficjalne organy nie chcą słuchać naukowca, który pokazał, że oficjalna wersja jest nieprawdziwa; c) spisek obejmuje najwyższe kręgi władzy – od Putina po Tuska; d) prawda jest tak straszna, że ujawnienie jej by zachwiało całym państwem – dlatego państwo nie chce wyjaśnienia przyczyn; e) wszyscy świadkowie tragedii pod Smoleńskiem nie żyją – prawdopodobnie zostali zamordowani. Pewnie można by jeszcze długo wyliczać: wszystkie te cechy „legendy smoleńskiej” wskazują na jej pochodzenie paranoiczne.
Twierdzenie, że rząd nie dopuszcza do ujawnienia prawdy, jest najważniejszym składnikiem każdej teorii spiskowej. Ten element jest prawdziwym motorem całej reszty, jej paranoicznym sercem, i to on będzie generował dalsze fantastyczne teorie, obojętnie, ile by rząd nie zrobił, by przyczyny ostatecznie wyjaśnić. Dzięki założeniu, że rząd nie ujawnia prawdy, każde oficjalne wytłumaczenie staje się częścią przykrywki, wielkiego spektaklu, który rząd odgrywa przed naszymi oczyma, byśmy nie poznali prawdy. Gdyby rząd nawet sprowadził wrak do Polski i założył instytut do badania przyczyn katastrofy smoleńskiej, to teoretycy spisku by na pewno zauważyli, że zabrakło tej jednej, kluczowej części, która świadczyła o zamachu. Gdyby rząd powołał ministerstwo do wyjaśniania katastrofy, to to ministerstwo byłoby tylko środkiem manipulacji. Gdyby ekshumował wszystkie zwłoki i je wystawił na pokaz, to te ciała okazałby się z wosku, albo nieprawdziwe. Paranoicznej teorii nie da się unieważnić. Każde jej unieważnienie staje się jej potwierdzeniem.
5.
System edukacyjny i media powinny wykształcić u obywateli kompetencje odróżniania paranoicznej teorii spiskowej od wersji prawdopodobnej. Przecież raczej obywatele nie wierzą w duchy i demony – to dlaczego wierzą w spisek smoleński? Czy nie dałoby się wyplenić wiary w teorie spiskowe?
Można by wtedy myśleć krytycznie o wypadku w Smoleńsku, rozważyć co w naszym kraju musi się zmienić, by tego typu wypadki nie miały miejsca. Wtedy nasza demokracja byłaby silniejsza, i wtedy rzeczywiście moglibyśmy mówić o różnicach poglądów: moglibyśmy dyskutować o tym, co spowodowało tragedię pod Smoleńskiem, nie przerzucając się bredniami o zbyt cienkiej sośnie lub sztucznej mgle. A teorię o sztucznej mgle istniałaby na kolorowym, fascynującym marginesie polityki, w audycjach radiowych nadawanych na głębokiej prowincji o czwartej rano, słuchanych przez pojedynczych zaspanych kierowców.
6.
Wywiad z kolegą z szołbiznesu mnie zszokował właśnie dlatego, że ten brak podstawowej umiejętności odróżniania czegoś, co prawdopodobnie jest fikcją, od czegoś, co może być prawdą, pojawił się tam, gdzie się spodziewałem silnej odporności na teorie spiskowe. To nie jest ktoś, kto nigdy nie był na lekcjach polskiego i komu nikt nigdy nie pokazał różnych gazet. I jeśli ktoś taki, ktoś z tak zwanych elit artystycznych, zaczyna powtarzać dokładnie te same hasła, co członkowie ruchu „prawda o 9/11” (mimo tego, że odnoszą się do innych wydarzeń), to rzeczywiście mamy kryzys.
Pomyślałem sobie, czytając ten wywiad w „Gazecie Polskiej”, że tak jak ja teraz, czuł się bohater sztuki Ionesco Nosorożec, którego znajomi – nawet ci, co wydawali się mało podatni na tego typu przemianę – powoli wszyscy się stają nosorożcami. I, pomyślałem sobie, że nasza „legenda smoleńska” jest jak niemiecka „legenda o nożu w plecach” po I wojnie światowej – to, że duża część niemieckiego mieszczaństwa w tą legendę wierzyło, utorowało drogę do władzy Hitlera. Mieszczaństwo wierzyło w tę legendę, mimo tego, że to była ewidentna brednia, i mimo tego, że wszyscy wiedzieli, że to była brednia. Jednocześnie wierzyli. I pomyślałem sobie, że niezłą miarą słabości naszego obywatelskiego społeczeństwa jest stopień wiary w legendę smoleńską. I pomyślałem sobie, że trzeba by zacząć mierzyć, jaki jest stopień wiary w tę legendę w naszym społeczeństwie, by zobaczyć, jak długo nasza demokracja jeszcze pożyje.