Nie znam się na systemach emerytalnych, demografii i makroekonomii. I pewnie nie powinienem pisać tego felietonu, ale on sam znalazł sobie początek i trochę nie mam wyjścia.
Nie znam się na systemach emerytalnych, demografii i makroekonomii. I pewnie nie powinienem pisać tego felietonu, ale on sam znalazł sobie początek i trochę nie mam wyjścia. Jak wiadomo felieton rozpoczyna się od wyrazistej anegdoty, która służy jako sprężyna całego tekstu. A jeśli już taką się znalazło, żal nie wykorzystać. Otóż w zeszłym tygodniu służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo ruchu lotniczego na londyńskim Heathrow wstrzymały odlot boeinga LOT-u. Okazało się, że polska załoga ma średnią wieku wyższą niż przewidują brytyjskie przepisy. Samolot musiał poczekać aż do Londynu dotrze z Warszawy młodsza zmiana. Wyspiarskim kontrolerom należy winszować skrupulatności, natomiast prawdziwy kontekst temu wydarzeniu nadał fakt, że premier Donald Tusk akurat tego samego dnia rozpoczął konsultacje dotyczące podniesienie wieku emerytalnego. W Warszawie szef rządu przekonuje do pracy jak najdłużej, a w Londynie – personel LOT-u okazuje się zbyt stary, jak na tamtejsze standardy. Czy mając w garści tak smakowity kąsek, można nie napisać felietonu? Czy wizja kraju, zatrudniającego leciwych pilotów, pięknie starzejące się baletnice, powyginane reumatyzmem kelnerki, kulejących policjantów i cierpiących na Alzheimera lekarzy nie jest porywająca?
Z pełną pokorą wysłuchuję argumentów na rzecz podwyższenia wieku emerytalnego. Wybitni profesorowie ekonomii, demografii i socjologii, specjaliści od ubezpieczeń społecznych nie mogą się mylić. Ale ja mogę mieć wątpliwości. Od ponad dwóch dekad jestem pracodawcą, czyli w imieniu instytucji kultury, które prowadziłem podpisywałem i podpisuję umowy o pracę z zatrudnionymi w nich pracownikami. Ale też je rozwiązuję z rozmaitych powodów, w tym – w związku z osiągnięciem wieku emerytalnego. Znam wiele wspaniałych osób, które pracują w pełnym wymiarze godzin po nabyciu praw do emerytury. Również mój ojciec pozostawał na etacie ponad 4 lata dłużej niż wynika to z obecnie obowiązujących przepisów. Mama, wybitna specjalistka w wąskiej dyscyplinie medycyny, pracuje do dzisiaj, mimo że właśnie obchodziliśmy hucznie jej 70. urodziny. Znam też jednak niemało przypadków, gdy ludzie oczekiwali przejścia na emeryturę, jak zbawienia. Jeżeli nowa ustawa zostanie uchwalona, będą na to czekali dużo dłużej. Dzisiaj nikt nikomu nie uniemożliwia profesjonalnej aktywności po osiągnięciu wieku emerytalnego. Są to jednak sytuacje wyjątkowe, kariera zawodowa zazwyczaj kończy się wcześniej, a ostatnie lata przed emeryturą to czas niepewnej wegetacji. To, co rząd nazywa podwyższeniem wieku emerytalnego, nie jest przyznaniem prawa do pracy do 67 roku życia. Tak naprawdę jest – o d w l e c z e n i e m prawa do emerytury. W przypadku mężczyzn o 2 lata, a kobiet – aż o 7.
Odwleczenie prawa do emerytury oznacza oszczędności dla systemu emerytalnego. I może, jako odpowiedzialny obywatel, uznałbym tę logikę, gdyby oznaczało to wytchnienie dla napiętego budżetu państwa. Ale przecież dzięki reformie Jerzego Buzka od 10 lat składki na emeryturę muszę obowiązkowo odprowadzać zarówno do ZUS, jak i otwartych funduszy emerytalnych. Czym jest Zakład Ubezpieczeń Społecznych z grubsza wiem, co to są OFE – nie za bardzo. Z tego, co rozumiem, to jakiś podmiot o nieznanej tożsamości i adresie, spekulujący moimi pieniędzmi na giełdzie. Niestety, z dość marnymi efektami. Raz w roku przysyłają zestawienie, z którego wynika, że jeśli poziom moich dochodów utrzyma się na dotychczasowym poziomie, w chwili przejścia na emeryturę zaproponują mi 160 zł miesięcznie. Podobny kwit z ZUS opiewa na kwotę 3,2 tys. zł. I proszę mnie nie przekonywać, że ZUS oferuje gruszki na wierzbie, a OFE – realną kasę. W jednym i drugim wypadku mówimy tylko o prawie do udziału w przyszłych dochodach. O ile zatem gotów jestem w imię międzypokoleniowej solidarności oraz czystego sentymentu ulżyć trochę ZUS-owi, to dlaczego mam pomagać nieudolnym fagasom z OFE, grającym moją potencjalną emeryturą w rosyjską ruletkę?
Katastroficzny ton polityków, alarmistyczne wypowiedzi ekspertów brzmią mniej wiarygodnie gdy uświadomimy sobie, że dobranie się do emeryckich pieniążków, demontaż systemu ubezpieczeń repartycyjnych jest stałym punktem neoliberalnego scenariusza, dyktowanego przez MFW i tzw. rynki finansowe. I toczy się od lat, niezależnie od przebiegu obecnego kryzysu. I dlatego stawką nie jest tu uznanie prawa 65-letniego wybitnego i doświadczonego specjalisty do zasiadania za drążkami samolotu, lecz obrót twoją gotówką przez kolesi, którzy ostatnio wyraźnie nie mają farta.