Zdawać by się mogło, że Wojciechowska i Cejrowski przyjęli odmienne strategie: jej polega na mówieniu grzecznych oczywistości, jego na kontrowersyjności.
Znajdź różnicę, zabawa popularna i nietrudna, do dzieła!
Kolor tła, różnica pierwsza, rzuca się w oczy.
Poza tym drobiazgi. Martyna trzyma na rękach nieco inne zwierzątka. Zwierzątka są ciemnoskóre, patrzą w obiektyw i mają pampersa, żeby nie ofajdać podróżniczki. Zwierzątka z książki „zielonej” wydają się szczęśliwsze niż te z „niebieskiej”, pewnie dlatego, że trudniej nam zinterpretować wyraz trąby słonia czy pyska żyrafy niż ludzkiego dziecka. Nie znaczy to jednak, że uśmiechu i szczęścia brakuje na okładkach. Uśmiecha się przecież Autorka. Szeroko, lecz to nie jest po prostu radość. Tę radość cechuje głębia pogodzenia z okrucieństwem i biedą, ze Światem Trzecim i Ludzkim Losem. Małpka rwie włosy z głowy, dziecko ludzkie wygląda na ostro przerażone, Martyna Wojciechowska to wszystko rozumie.
Kilka lat temu, nie pamiętam, na rynku jakiego miasta, nie dało się przejść bez obejrzenia ogromnych zdjęć. Na pierwszym planie podróżniczka, przypuszczam, że w wariancie uśmiechniętym. Biały anioł (któż wspomni, że kiedyś nim była Anna Szałapak?) w centrum, dookoła liczne główki brązowych dzieci. W tle egzotyczna bieda, bardzo ładna. Zwierzątka, maluszki, palmy, dżungla i pustynia, nadzieja i świetny kadr, nagość (bez seksualnych skojarzeń).
Ktoś powie, żebym spadał i nie kpił. Taką ma Martyna Wojciechowska pracę, żeby dobrze wyglądać na tle ubóstwa lub słoniątek.
I nie wygląda dobrze dlatego, że jej się chce telepać samolotem na drugi koniec świata i w upale uśmiechać, lecz wygląda dobrze, ponieważ jest profesjonalistką. Każdy może sobie pojechać do Afryki i wyglądać źle. Wiem, bo sam byłem i źle wyglądałem. Sztuką jest pojechać i się za bardzo nie spocić. A potem można odpocząć; polecam gorąco zdjęcie trzecie, powalające w swej naturalności i prostocie.
Ktoś powie, żebym spadał, bo taki jest ten świat, a przecież znana podróżniczka stara się robić coś dobrego dla tego świata, który taki jest, i pomagać potrzebującym. Martyna nie cierpi na celebrozę, częściej zapada na charytatozę. Na przykład zeszłego roku piła kawę w coffeeheaven nie po to, by odegnać senność, jeno chronić środowisko naturalne (część dochodu ze sprzedaży kawy przekazuje się na działania związane z ochroną środowiska naturalnego).
Redaktor naczelna „National Geographic” zwraca uwagę tzw. opinii publicznej na problemy tych, którzy mają gorzej (to synonim dla „nie mają”). I chwała jej za to. Przeczytałem kilka z nią wywiadów. Pragnąłem się dowiedzieć, co myśli. Niestety nic. To znaczy nic ponad ogólniki i banały. Pomaganie jest dobre, jest modne, trzeba pomagać mądrze, obrzezanie dziewczynek jest złe, ale to nie takie łatwe… etc.
Ktoś powie, żebym spadał, bo taki jest ten świat, że w kolorowych pisemkach biedę trzeba uprzystępniać na poziomie najprostszych wiadomości i cacanych fotek. W przeciwnym razie bieda nie chwyci. I środowisko naturalne też nie.
Na drugim biegunie podróżniczym Wojciech Cejrowski.
Tutaj link do wspólnego zdjęcia.
Znajdź różnicę.
Najwyraźniejszej nie widać: pan Wojciech nie nosi w celach autopromocyjnych obuwia.
Poza tym drobiazgi. Nieco inny kształt czaszki, trochę inne fatałaszki, tu włosów więcej, tam mniej. Wojciechowska uśmiecha się rzadszym ze swoich uśmiechów, takim z widocznymi zębami, a Cejrowski zęby zatrzymał dla siebie.
Najważniejszej różnicy jednak nie widać. Cejrowski jest, jaki jest (podobnie jak świat), ale zdarza mu się w pojedynkę myśleć (przepraszam Czytelników za nieadekwatny czasownik). Efekty tego myślenia najczęściej zwalają się na słuchacza z siłą żywiołu. Choćby ostatnio Cejrowski wykazał się myślą samodzielną, aczkolwiek bliską nauczaniu Kościoła. Nie ma co przejmować się pedofilią w Kościele. Pedofile są wszędzie. Jak wszędzie, to i w Kościele. „Jak będziemy się jakoś szczególnie przejmowali tym, że mamy pedofili, to jesteśmy idiotami, bo oni są wszędzie”, rzecze.
W tym ujęciu pedofilia przypomina nieco dwutlenek węgla, też jest wszędzie.
Na wypowiedź tego kalibru na pewno nie zdecydowałaby się Wojciechowska. Oczywiście nie dlatego, że myśl taka nie mogłaby przyjść jej do głowy, bo mogłaby – myśl jak ptak, na każdej głowie siada i w każdą się wypróżnia. Pisarka nie powiedziałaby tego, czego nie powiedziała (taki jest świat), ponieważ w wysokonakładowym świecie luksusowej biedy nie ma na to miejsca. Tak myśleć po prostu nie uchodzi.
Zdawać by się mogło, że Wojciechowska i Cejrowski przyjęli odmienne strategie: jej polega na mówieniu grzecznych oczywistości, jego na kontrowersyjności. A jednak tkwią w tym samym plastikowym i zafałszowanym świecie. I czy naprawdę da się między nimi znaleźć prawdziwą różnicę?