My mamy Agnieszkę Chylińską maltretującą małą Zezię, która kiedy dorośnie, będzie bez szemrania godzić się na niższą pensję i tyrać w domu za wszystkich. Szkoda.
Pewnego dnia mama poprosiła siedmioletnią Zezię, żeby wytarła wszystkie sztućce i poukładała je w szafkach. Tatuś kazał jej odkurzyć pokój i zebrać zabawki, a potem obrać ziemniaki. Brat Zezi, Giler, wskoczył na jej biurko i porozrzucał wszystko, co na nim misternie poukładała. Niestety nie posprzątał po sobie, bo porządki są obowiązkiem dziewczynek. Jak odkurzanie, obieranie ziemniaków i układanie widelców w szafkach. A potem Zezia miała iść do kościółka, ksiądz Leon spowiada dziś dzieci przed pierwszą komunią z grzechów przeciw posłuszeństwu systemowi.
Zezia stanęła na środku dużego pokoju, spojrzała na tę kupę roboty, podniosła w górę dwa środkowe palce i wrzasnęła tak, że zatrząsł się ledowy żyrandol za pięć tysięcy: „FUCK YOU, PIEPRZENI WYZYSKIWACZE!”. W domu zapadła straszliwa cisza.
To mniej więcej moglibyśmy przeczytać w książeczkach dla dzieci napisanych przez Agnieszkę Chylińską, gdyby była Beyoncé. „Musimy przestać wierzyć w równość płci. To jeszcze nie norma. Dziś kobiety stanowią połowę siły roboczej w Stanach Zjednoczonych, a mimo to przeciętna pracująca kobieta zarabia jedynie 77 procent tego, co przeciętny mężczyzna. Dopóki zarówno kobiety, jak i mężczyźni nie uznają tego za nieakceptowalne, rzeczywistość się nie zmieni” – pisze Beyoncé w swoim eseju Równość płci to mit. „Kobiety i mężczyźni są tak samo ważni i potrzebują siebie nawzajem. Dlaczego zatem jesteśmy postrzegane jako mniej równe? Stare przyzwyczajenia są w nas od samego początku. Musimy nauczyć naszych chłopców zasad równości i szacunku, by gdy będą dorastali, równość płci była dla nich czymś oczywistym. I musimy nauczyć nasze dziewczynki, że mogą osiągnąć tak wiele, ile tylko człowiek potrafi”.
Tymczasem nasza krajowa ex-ikona buntu Agnieszka Chylińska niestety także postanowiła uczyć polskie dziewczynki. I chłopców też. Dlatego właśnie wydaje następną książkę dla dzieci pod tytułem Zezia, Giler i Oczak. Choć bardziej adekwatny zdaje się tytuł Kempa, Führer i Oko. Jaką edukację wyniosą nasze pociechy z czytania tej wiekopomnej lektury? Przede wszystkim katolicką. Ale nie tę z przemówień Franciszka, tylko z najciemniejszej polskiej kruchty. Nie na darmo po specach od poprawiania wyglądu zabrał się za Chylińską stylista dusz Szymon Hołownia. Są efekty.
Już w poprzedniej części tytułowa Zezia, dorastająca w domu z marzeń jogurtowych reklamiarzy, zamiast pieprznąć wszystko i uciec, daje się grzecznie tresować do układania sztućców, obierania ziemniaków, sprzątania po niesfornym bracie. Jednak Chylińskiej tych tortur dla siedmiolatki jakby mało, w nowej odsłonie Zezia właściwie nie wstaje z kolan, adorując groby pańskie i przygotowując się na największe wydarzenie życia, pierwszą komunię. Oczekuje też na narodziny drugiego brata, pewnie po to, żeby po nim też szorować podłogi.
Jednocześnie zgodnie z wzorcami klasowych zachowań Zezia wyprowadza się z miasta do rajskiej Malinówki, która pewnie nigdy nie okaże się stojącym w korkach i pozbawionym infrastruktury Chotomowem. W Warszawie co prawda zostawia za sobą przyjaciół, ale też najgorszy element. Na przykład byłą sąsiadkę w nieślubnej ciąży, nędzę, choroby i bezdomność.
Właściwie brakuje tylko sceny, w której na zadżumioną Grójecką zajeżdża inna celebrytka, Dominika Kulczyk-Lubomirska, która w nowym programie TVN będzie odwiedzać najbiedniejszych ludzi na świecie i nieść im światło swojej filantropii.
Drodzy rodzice, jeśli słuchaliście w młodości zespołu O.N.A., zachowajcie swoje dobre wspomnienia w malutkiej skrzyneczce na dnie szafy.
Chwilowo również omijajcie księgarnie. Niestety każdy naród ma takie bijonse, na jakie zasługuje i jakie sam wytwarza. My mamy Agnieszkę Chylińską maltretującą małą Zezię, która kiedy dorośnie, będzie bez szemrania godzić się na niższą pensję i tyrać w domu za wszystkich. Szkoda.