Tekst "Aseksualni korwiniści" bardzo mnie poruszył.
***
Droga Redakcjo,
Zdecydowałam się napisać tę wiadomość po przeczytaniu tekstu Aseksualni korwiniści , czyli lewicowa beka z mniejszości, który bardzo mnie poruszył.
Na początku chciałabym zaznaczyć, że jako czytelniczka Krytyki Politycznej, a jednocześnie osoba aseksualna, cieszę się, że ten temat został wreszcie zauważony. Ale jednocześnie kontekst, w którym się pojawił, budzi u mnie mieszane uczucia.
Nie widziałam mema, o którym pisała pani Wieczorkiewicz, ponieważ nie udało mi się go znaleźć. Widziałam jednak artykuły na różnych polskich stronach, opisujące aseksualizm jako chorobę albo zboczenie. Więc na pewno trzeba przyznać, że jesteśmy w jakiś sposób dyskryminowani, co prawdopodobnie wynika z niewiedzy oraz jakiejś wrodzonej skłonności użytkowników internetu do szydzenia ze wszystkiego i wszystkich.
Z reguły takie żarty mnie nie bulwersują. Nie zaglądam na strony na Facebooku z memami, niezależnie od obiektu żartów. Ostatecznie wszystko zależy od tego, co kogo bawi. Jednak moim zdaniem żarty powinny mieć raczej charakter inteligentnego dowcipu, a nie przypisywania osobom, których się nie lubi, orientacji psychoseksualnej, o której nie ma się pojęcia. W żadnym wypadku nie spodziewałam się, że problem przyjdzie z „lewej” strony internetu. Szczególnie, że jeśli długo będzie się pozwalało na taki humor, nie da się przewidzieć, do czego może to doprowadzić.
To prawda, że osoby aseksualne są niewidzialne.
Trudno jest stwierdzić, czy jest to wynikiem problemów definicyjnych, czy tego, że bardzo często praktyka seksualna i orientacja są mylone. Kiedy w języku polskim używa się słowa „aseksualny”, kojarzy się ono z osobą, która nie budzi albo nie powinna budzić pociągu seksualnego. W tym kontekście aseksualne są np. dzieci. Trzeba też zauważyć różnice: „aseksualna osoba” (osoba nie odczuwająca pociągu seksualnego) vs „aseksualna relacja” (np. białe małżeństwo) oraz „aseksualność” vs „celibat” (o czym wspomniała pani Wieczorkiewicz).
Trudno jest też wskazać asy w historii albo w kulturze, ponieważ jest to kwestią uświadomienia sobie swojej tożsamości i opisania jej za pomocą pojęcia, które powstało i spopularyzowało się dopiero niedawno. Nie da się znaleźć jednego prostego kryterium rozpoznania osób aseksualnych – czy Ludwig van Beethoven był aseksualny tylko dlatego, bo nigdy się nie ożenił? Podobno aseksualne były takie postaci historyczne jak Emily Brontë, Nicola Tesla, Isaac Newton, T. E. Lawrence i Immanuel Kant, ale żeby to zweryfikować, musielibyśmy cofnąć się w czasie i je zapytać. Aseksualizm przypisuje się niektórym bohaterom literackim, również tak znanym jak Sherlock Holmes, jednak po pierwsze jest ich mało, po drugie rzadko wskazuje się na to wprost (tak w oryginalnych źródłach, jak i w opracowaniach).
Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że w rzeczywistości wszystkich osób aseksualnych nie da się wrzucić do jednego worka. Asy mają różne podejście do seksu, swojej tożsamości (również w kwestii tego, że aseksualizm jest jedną z orientacji seksualnych, czy wręcz przeciwnie, jej brakiem), religii, masturbacji, związków romantycznych, przyjaźni z osobami, którym mogą się podobać itp. W internecie pojawiają się artykuły, w których padają tezy takie jak „aseksualni chcą związku, ale nie chcą seksu”. To nie jest do końca prawda. Niektórzy pragną związku, niektórzy nie. Co więcej, niektórzy pragną związku z osobą tej samej płci, niektórzy – innej. Niektórzy mają tożsamość mieszaną – znam dziewczynę, która identyfikuje się jako aseksualna lesbijka, czyli chce być ze swoją partnerką w związku, który miałby charakter romantyczny, a nie seksualny. To oczywiście stoi w opozycji do popularnego i prostego przekonania, że orientacja jest wyznaczana przez to, z kim chodzimy do łóżka. Tak naprawdę w najgorszej sytuacji są osoby, które nie mają pojęcia, że są aseksualne, albo które spotykają się z presją środowiska i np. zmuszają się do utrzymywania relacji seksualnej z ukochaną osobą, żeby ratować związek albo spełnić wymagania społeczne.
Rozumiem, czemu nasze problemy nie są traktowane poważnie. Z jednej strony, kiedy mówimy rodzicom, że nie powinni się spodziewać ślubu, słyszymy prawdopodobnie to, co niektóre osoby homoseksualne i biseksualne – że „jeszcze nie poznaliśmy odpowiedniej osoby”, „to tylko taka faza” itd. Jednak z drugiej na pewno nie spotykamy się z taką dyskryminacją i przemocą. Każdy wolałby być pomijany niż poniżany, jednak ani jedno, ani drugie nie jest preferowane. Myślę, że większa widzialność asów mogłaby tylko pomóc osobom, które nie są pewne swojej orientacji, bez względu na to, do jakich wniosków ostatecznie dojdą.
Prawdą jest również to, że często nie zauważa nas również środowisko LGBT i nawet jeśli skrót jest rozszerzony do LGBTQA, zazwyczaj literka A oznacza ally. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, nie jesteśmy jedyną pomijaną grupą i bardzo często LGBT jest utożsamiane tylko z gejami. O ile dobrze pamiętam, Mariusz Kurc w majowo-czerwcowej „Replice” wskazał na niedostateczną reprezentację lesbijek.
Osobną kwestią jest to, czy osoby aseksualne chcą należeć do środowiska LGBTQA.
Tak jak w innych grupach, i wśród nas zdania na temat tego środowiska, parad równości, informowania o swojej orientacji itd. są podzielone. Osoby aseksualne bardzo powoli i ostrożnie budują swoją własną społeczność, która jest oparta w dużej mierze na internecie. Dla wielu z nas jest to na początku źródło wiedzy na temat tego, jak właściwie powinniśmy nazywać naszą tożsamość, a później sposób na poznawanie innych osób aseksualnych. Chcę zwrócić uwagę na forum SEA, sieć AVEN i mnóstwo blogów na portalu Tumblr prowadzonych przez osoby aseksualne. Może dlatego cześć asów nie chce należeć do żadnej innej społeczności.
Problemem jest też nasza nieśmiałość. Może jest wrodzona, a może jest efektem tego, że kiedy już mówimy o sobie otwarcie, spotykamy się nie tyle z niezrozumieniem, co z całkowitą nieznajomością tematu. Kiedy dziewczyna mówi „jestem biseksualna”, wiadomo, o co chodzi. Kiedy mówi „jestem aseksualna”, musi wszystko wyjaśniać od podstaw. Po pewnym czasie robi się to po prostu męczące.
Mimo że nie wiem, czy potrzebujemy wsparcia pani Wieczorkiewicz, cieszę się, że na łamach Krytyki Politycznej wreszcie poruszono kwestię aseksualności i pomijania osób aseksualnych. To – obok artykułu zaprezentowanego kiedyś na stronie natemat – interesujący głos, wyraźnie kontrastujący z tymi, które opisują aseksualizm jako chorobę albo lewackie widzimisię. O tym, że był potrzebny, świadczyć mogą tak pozytywne, jak i negatywne komentarze pod tekstem.
Autorce dziękuję za tekst, a żartownisiom polecam nie posługiwać się pojęciami i symbolami, których znaczenia nie rozumieją. Morał z tekstu pani Wieczorkiewicz jest moim zdaniem taki, że na lewicy powinniśmy wszyscy trzymać się razem i wykluczanie albo obrażanie innych grup tylko po to, żeby zażartować z przekonań opcji przeciwnej (w tym wypadku chyba z „korwinistów”) szkodzi wszystkim. Na pewno wszyscy wiemy, że przypisywanie komuś jakiejś orientacji psychoseksualnej nigdy nie kończyło się dobrze. Podobnie żałuję, że zawsze najwięcej do powiedzenia w temacie osób aseksualnych mają osoby seksualne.
Jeszcze raz dziękuję za publikację tego tekstu, ponieważ przeczytałam z zainteresowaniem zarówno sam artykuł, jak i komentarze pod nim. Mam nadzieję, że w przyszłości na łamach Krytyki Politycznej pojawiać się będzie więcej tekstów poruszających kwestie aseksualności oraz innych tożsamości, które same „pozostają w szafie”, takich jak: agender, bigender, demiseksualność, interseksualność, panseksualność, skolioseksualność itd., a także tożsamości cispłciowej, która moim zdaniem jest ciekawa, bo często nie jest uświadomiona (dlatego można dyskutować, czy w ogóle jest w takich przypadkach tożsamością).
(Przepraszam, że się rozpisałam, ale temat bardzo mnie poruszył.)
Z wyrazami szacunku,
Paddy Pikała
**Dziennik Opinii nr 218/2016 (1418)