Kraj

Wszołek: Nie chcesz JOW-ów, zostań w domu

Mam za sobą kampanię referendalną w sprawie olimpiady w Krakowie, ale dziś odpowiedzialnie oświadczam: 6 września na referendum nie pójdę.

Skoro politycy pełniący najwyższe funkcje w państwie w świetle reflektorów i bez żadnej dozy autokrytycyzmu naginają mechanizmy ustrojowe do własnych, krótkowzrocznych celów politycznych – olejmy ich. 6 września zamiast do lokali referendalnych jedźmy na wycieczkę, odpoczywajmy po tygodniu pracy czy po prostu zostańmy w domu.

Wszystko zaczęło się dzień po pierwszej turze wyborów prezydenckich, gdy w kancelarii prezydenta Komorowskiego narodził się pomysł odwrócenia spadkowego trendu kandydata PO przed decydującym starciem z Andrzejem Dudą. Pomysł zakładał, że wysoki wynik Pawła Kukiza spowodowany jest tym, że wszyscy w Polsce marzą o wprowadzeniu jednomandatowych okręgów wyborczych i zniesieniu finansowania partii politycznych z budżetu państwa, dostrzegając w tym remedium na wszystkie niedostatki codziennej rzeczywistości. Komorowski zdecydował, że o te palące kwestie zapyta w drodze referendum ogólnokrajowego – zapomnianej u nas instytucji demokracji bezpośredniej, ostatnio zastosowanej 12 lat temu, gdy spytano nas o zgodę na wstąpienie do Unii Europejskiej. W ekspresowym tempie poparł jego decyzję Senat, złożony w większości z przedstawicieli Platformy – Senat wybierany właśnie w systemie większościowym.

Zarówno prezydenta, jak i Senat nie interesowały za bardzo krytyczne opinie konstytucjonalistów, dowodzące, że istnieje duże ryzyko niezgodności tego referendum z ustawą zasadniczą. Jak się ta desperacka próba przejęcia elektoratu „antysystemowego” przez jowialnego Komorowskiego skończyła, wiemy wszyscy.

Z referendum, ostatnim spadkiem po Komorowskim, musimy borykać się teraz sami.

Można przytaczać wiele argumentów przeciwko wprowadzeniu ordynacji z JOW-ami. Wspomnę tylko o najistotniejszych zagrożeniach, jakie niesie zmiana ordynacji z proporcjonalnej na większościową. Przede wszystkim JOW-y doprowadzą do zachwiania reprezentatywności – niechybnie doprowadzą do utrwalenia systemu dwupartyjnego, poglądy mniejszościowe nie będą miały szans na reprezentację w Sejmie. Bowiem JOW-y to system, w którym zwycięzca bierze wszystko. Jak funkcjonują JOW-y, mamy okazję obserwować już na przykładzie Senatu. Zaledwie 4 na 100 zasiadających w nim senatorów startowało w wyborach bez afiliacji partyjnej, co przeczy najistotniejszemu argumentowi tzw. woJOWników: że system większościowy sprzyja kandydatom bezpartyjnym.

Gdyby połączyć JOW-y ze zniesieniem finansowania partii z budżetu państwa, powstaje prosta droga do oligarchizacji władzy i jeszcze silniejszego uzależnienia polityków od wielkiego biznesu. Trudno wyobrazić sobie kogokolwiek, kto miałby szansę w tym systemie wygrać wybory i zostać parlamentarzystą, a za kim nie stałby potężny kapitał finansowy. Strach pomyśleć, do czego może doprowadzić wdzięczność takiego parlamentarzysty wobec swojego sponsora.

JOW-owa gorączka i tak zaszła w Polsce już za daleko. W tym systemie wybierany jest już nie tylko Senat, ale także rady gmin z wyjątkiem miast na prawach na powiatu. Doprowadziło to do wzmocnienia pozycji dotychczasowej władzy, a w niektórych gminach wypaczyło zupełnie wyniki wyborów – na przykład w Kutnie, gdzie komitet wyborczy urzędującego burmistrza otrzymał 39% głosów, ale wygrywając w każdym z 21 okręgów, zdobył wszystkie mandaty w radzie. Miasto bez opozycji.

Sondaże niestety nie pozostawiają złudzeń. Brak rzeczowej debaty publicznej informującej o skutkach odpowiedzi „tak” lub „nie” na pytania referendalne powoduje, że ankietowani odpowiadają zgodnie z tym, jak sprawę widzi Kukiz. Aż 75% ankietowanych chce zniesienia finansowania partii, 45% ankietowanych popiera JOW-y, a zaledwie 16% jest przeciw. Jeśli referendum byłoby ważne (potrzeba 50% frekwencji), to takie odpowiedzi stanowiłyby bardzo zły prognostyk dla polskiej demokracji.

Mam za sobą kampanię w 2014 roku przed referendum olimpijskim w Krakowie. Wspólnie z aktywistami i aktywistkami z inicjatywy Kraków Przeciw Igrzyskom domagaliśmy się, by to mieszkańcy zdecydowali w głosowaniu, czy Kraków ma organizować Zimowe Igrzyska w 2022 roku. W końcu władze miasta ustąpiły i zdecydowały o jego przeprowadzeniu, a mieszkańcy opowiedzieli się przeciw organizacji imprezy.

Dziś jednak odpowiedzialnie oświadczam, że 6 września na ogólnokrajowe referendum nie pójdę.

Nie pójdę, bo nie zgadzam się z instrumentalnym wykorzystaniem tej instytucji, psuciem prawa i państwa.

Nie pójdę, bo nie chcę jednomandatowych okręgów wyborczych i chcę utrzymania finansowania partii z budżetu państwa.

Skoro politycy podejmują decyzję, kierując się wyłącznie cyniczną kalkulacją, to nic nie stoi na przeszkodzie, by cynicznie skalkulować, że nieważność tego referendum leży w naszym interesie – w interesie uniknięcia systemu dwupartyjnego i oligarchizacji władzy publicznej.

Czytaj także:
Przed referendum: 10 pytań o JOW-y
Jakub Majmurek: Biegunka referendalna

 

**Dziennik Opinii nr 237/2015 (1021)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Wszołek
Michał Wszołek
Aktywista, polityk
Współprzewodniczący krakowskiego koła partii Zielonych, aktywista inicjatywy Kraków Przeciw Igrzyskom.
Zamknij