Wygodniej połączyć dwa teatry, niż zastanowić się, co byłoby lepsze dla mieszkańców.
Władze Warszawy prowadzą ostatnio bardzo aktywną politykę kulturalną, choć w jednym tylko aspekcie. W najbliższym czasie kilka instytucji kultury zostanie połączonych. Teatr Scena Prezentacje, mieszczący się na terenie dawnej fabryki Norblin, zostanie połączony z Teatrem Komedia, a Muzeum Karykatury im. Eryka Lipińskiego złączy się z Muzeum Warszawy. We wrześniu z połączenia Domu Kultury „Działdowska” i Ośrodka Kultury im. Stefana Żeromskiego na ul. Obozowej ma powstać Wolskie Centrum Aktywności. Po co te fuzje?
Za każdym razem decyzje połączenia instytucji urzędnicy miejscy tłumaczą w podobny sposób: „usprawnieniem zarządzania warszawskimi instytucjami kultury i racjonalizację kosztów”, „efektywnym wykonywaniem zadań związanych z zaspakajaniem potrzeb mieszkańców”. Uzasadnienie Uchwały Rady Dzielnicy Wola wręcz zakłada „osiągnięcie efektu synergii”, tzn. uzyskania zwielokrotnionych korzyści wynikający z połączenia dwóch oddzielnych jednostek.
Zapisy we wszystkich trzech uchwałach i ich uzasadnieniach są podobne: to powierzchowne lakoniczne komunikaty, niepotwierdzone żadnymi wyliczeniami, najkrótszymi studiami wykonalności. Zachodzi wrażenie, że urzędnicy wykorzystują terminologię z zakresu zarządzania jako zasłonę dymną, a uchwały zostają podjęte ad hoc, z partykularnych motywów, a nie z powodu autentycznych potrzeb społeczeństwa czy rzeczywistych oszczędności.
Może się bowiem okazać, że skutki połączeń instytucji kultury będą wręcz przeciwne do zamierzonych. Wykonane w ostatnich latach badania w przedsiębiorstwach wykazały, że 50-70% (w zależności od przyjętej metodyki badania i okresu) połączeń podmiotów kończy się porażką: stratami, wzrostem kosztów czy spadkiem cen akcji. Połączenie dwóch instytucji nie jest gwarantem ich lepszego funkcjonowania ani odniesienia jakichkolwiek pozytywnych skutków. Efekt synergii nie zachodzi samoistnie.
Ratusz korzysta ze ściąg
Sytuację dobrze obrazuje połączenie Teatru Dramatycznego im. Gustawa Holoubka z Teatrem na Woli im. Tadeusza Łomnickiego. W swej ofercie programowej połączenie scen postulował Tadeusz Słobodzianek, przez kilka miesięcy dyrektor obu teatrów, działających wówczas oddzielnie. Miasto przyjęło poglądy nowego dyrektora. Wystarczy porównać tekst oferty Słobodzianka z uzasadnieniem uchwały Rady Miasta w sprawie zamiaru połączenia obu teatrów [pisownia oryginalna]:
– oferta Tadeusza Słobodzianka: „W związku z czym najczęstszym od lat rozwiązaniem dotyczącym Dużej Sceny jest przerabianie widowni na mniejszą za pomocą rusztowań i podestów pod pretekstem uzyskania tzw. amfiteatralnej optyki. Albo też granie na samej scenie z zasłoniętą kurtyną z wyłączeniem widowni”;
– uzasadnienie uchwały: „Od lat widownia Dużej Sceny jest zwykle przerabiana na mniejszą za pomocą rusztowań i podestów albo gra się na samej scenie z wyłączeniem widowni”;
– oferta: „Dynamika teatru wymaga nieustannego ruchu wewnątrz teatru. Udane, cieszące się powodzeniem u publiczności spektakle z małej sceny można by wtedy przenosić na średnią scenę, ze średniej na dużą”;
– uzasadnienie: „Połączenie jej z Teatrem Dramatycznym m.st. Warszawy im. Gustawa Holoubka, dałoby zupełnie nową repertuarową dynamikę i otworzyłoby przed oboma Teatrami wiele nowych możliwości zarówno artystycznych jak i organizacyjnych”;
– oferta: „Efektem takiego połączenia byłoby nazwanie obu teatrów Teatrem Dramatycznym m.st. Warszawy posiadającym Duża Scenę w Pałacu Kultury, która powinna nosić imię Gustawa Holoubka i Średnią Scenę na Woli – imienia Tadeusza Łomnickiego”;
– uzasadnienie: „Efektem takiego połączenia byłoby nazwanie obu teatrów Teatrem Dramatycznym m.st. Warszawy posiadającym Duża Scenę w Pałacu Kultury, która powinna nosić imię Gustawa Holoubka i Średnią Scenę na Woli – imienia Tadeusza Łomnickiego”.
Niemal identyczne zapisy. Do tego brak wyliczeń dotyczących oszczędności czy racjonalizacji kosztów wynikających z połączeniu obu scen.
Czy fuzja została dokonana dla zaspokajania potrzeb mieszkańców Warszawy, czy raczej jako reakcja na przemyślenia Tadeusza Słobodzianka?
Nie będzie zaskoczeniem, że efekt synergii, przynajmniej w przypadku podstawowych wskaźników, nie został osiągnięty. W roku 2013 nowy twór o czterech scenach i jednym dyrektorze otrzymał dotację o 1,5 mln zł większą niż połączone dotacje dla Dramatycznego i Teatru na Woli za rok 2012. W sezonie 2012/2013 frekwencja połączonych scen była mniejsza o ponad 10% niż w sezonie wcześniejszym. Wreszcie, teatr po połączeniu wyprodukował 9 premier – rok wcześnie oba samodzielne teatry dały łącznie 13 premier. Zmniejszyła się liczba wyjazdów na festiwale krajowe i zagraniczne. Zatem jaki był sens organizacyjny? Finansowy? W końcu – artystyczny.
Niepokoi, że radni w ten sposób podejmują decyzje, a potem beztrosko patrzą na brak efektów. Sytuacja ta każe baczniej przypatrywać się zamiarom połączenia kolejnych instytucji kultury.
Karykatura fuzji?
Sprawę połączenia Muzeum Karykatury z Muzeum Warszawy pilnie obserwuje środowisko karykaturzystów. Stowarzyszenie Polskich Artystów Karykatury protestuje przeciwko tej decyzji, zwracając uwagę na unikalny na skalę światową charakter tej placówki, a także słabe merytorycznie uzasadnienie połączenia. Dyrektor Biura Kultury Tomasz Thun-Janowski tłumaczył tę operację choćby możliwością digitalizacji zbiorów przez laboratoria Muzeum Warszawy, podczas gdy Muzeum Karykatury skutecznie dokonuje tego własnymi środkami. Do pomysłu połączenia negatywnie odniosła się również Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego prof. Małgorzata Omilanowska, zwracając uwagę na odrębny charakter działalności obu instytucji.
Muzeum Karykatury wciąż ma szansę na zachowanie odrębności. Nie tylko dzięki wsparciu moralnemu – pomoże mu prawo. I choć ustawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej zobowiązuje organizatora danej instytucji kultury jedynie do podania do publicznej wiadomości informacji o zamiarze połączenia – na trzy miesiące przed wydaniem właściwego aktu połączenia – to jest jeszcze ustawa o muzeach. Ten akt pozwala na łączenie muzeów tylko w przypadku, gdy fuzja „nie spowoduje uszczerbku w wykonywaniu dotychczasowych zadań” oraz po pozytywnym zaopiniowaniu przez Radę do Spraw Muzeów – niezależne ciało przy MKiDN.
Odrobina dobrej woli
Takiej szansy proceduralnej nie miały niestety ani Teatr Scena Prezentacje, ani Dom Kultury „Działdowska” na Woli. Zwłaszcza, że w obu przypadkach połączenie oznacza de facto likwidację któregoś z miejsc. Budynek domu kultury zostanie wkrótce zwrócony spadkobiercom dawnych właścicieli. Mariusz Budziszowski, zastępca burmistrza dzielnicy Wola, deklarował, że zarząd dzielnicy chce rozmawiać z właścicielami reprywatyzowanego budynku o wynajmie, ewentualnie szukać nowej lokalizacji dla zajęć prowadzonych przez Dom Kultury „Działdowska”. Jednak zarówno mieszkańcy Woli, jak i dyrektorzy placówek na Działdowskiej i Obozowej przez długi czas nie byli informowani o przebiegu sprawy.
Ostatecznie podjęto decyzję o budowie Wolskiego Centrum Kultury na obrzeżach Parku Szymańskiego, które zostanie oddane do użytku pod koniec 2018 roku. Obecnie na terenie dzielnicy trwają konsultacje społeczne dotyczące programu nowo powstałej instytucji.
Nie róbmy scen
O ile władze Woli potrafiły zmotywować się w sytuacji zagrożenia i zdecydowały się przemodelować ofertę kulturalną dzielnicy – to Biuro Kultury Teatru Scena Prezentacje postąpiło zupełnie na odwrót. Na terenie Fabryki Norblina, gdzie teatr miał siedzibę, wkrótce rozpocznie się budowa wielofunkcyjnego kompleksu. Niestety, z powodu wysokiej stawki czynszu zaproponowanej przez dewelopera władze miejskie nie chciały szukać dla teatru nowej lokalizacji i podjęły decyzję o połączeniu scen.
W przypadku Sceny Prezentacje należy jednak mówić o zamknięciu – nie połączeniu. Raczej nie będzie możliwości przeniesienia kameralnych spektakli na dużą scenę Teatru Komedia. W takim przypadku Rada Warszawy powinna raczej podjąć uchwałę w sprawie likwidacji. Jednak byłby to ruch niekorzystny dla władz miasta z PR-owego punktu widzenia. Zwłaszcza że próby likwidacji instytucji kultury zazwyczaj spotykają się z dużym oporem mieszkańców i środowiska artystycznego, dzięki czemu działania te udaje się zatrzymać (przypadek Galerii Arsenał w Poznaniu).
Dodatkowo praktyka pokazuje, że likwidowanie instytucji kultury wymaga szczególnie uzasadnionych powodów, co pokazuje dotychczasowe orzecznictwo sądów administracyjnych w podobnych przypadkach (np. wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Lublinie w sprawie próby likwidacji domu kultury w Rykach w 2011 roku). Z punktu widzenia władz Warszawy bezpieczniej jest zatem połączyć dwie instytucje, zapewniając o „efektywności” i „racjonalizacji kosztów”.
Wygodniej połączyć ,niż zastanowić się, czy zmiana siedziby mogłaby być szansą dla teatru. Albo rozważyć zmianę formuły działalności tego teatru. Zwłaszcza że w Warszawie wciąż brakuje pewnych typów instytucji, np. teatru-domu produkcyjnego czy przestrzeni dla tańca.
Niełatwa perspektywa
Pojawia się obawa, że tego typu zachowania mogą się w następnych latach w polskich samorządach nasilać. Szczególnie, gdy samorządy zostaną zmuszone do szukania oszczędności. Likwidacja przez połączenie może okazać się skutecznym rozwiązaniem bolączek finansowych. Choć przypomnę – połączenie nie oznacza automatycznych oszczędności.
Póki nie doczekamy się korekty reformy samorządowej, wzmocnienia kondycji finansowej samorządów, należy zastanowić się, jak zapobiegać tego typu zjawiskom, które przyczyniają się do zubożenia oferty kulturalnej i – paradoksalnie – mogą powodować wzrost kosztów działalności.
Być może należałoby wyposażyć Radę do Spraw Instytucji Artystycznych w analogiczne uprawnienia do tych, jakie posiada Rada do Spraw Muzeów? Na pewno należy wymagać od władz samorządowych, by zrezygnowały z nadużywania zarządczej nowomowy i mętnych odwołań do strategii kulturalnych, a zamiast tego wprowadziły przejrzystą procedurę opartą o rzetelną i wiarygodną ocenę skutków łączenia instytucji podawaną do publicznej wiadomości. Podstawową kwestią byłoby skalkulowanie ryzyka i korzyści oraz wskazanie, jakie działania miałyby skutkować efektem synergii. Przydałoby się też monitorowanie efektów decyzji.
Choć przecież, koniec końców, najłatwiej przepisać uzasadnienie z czyjejś notatki.
**Dziennik Opinii nr 195/2015 (979)