Teatr

Faruga: „Lalka” dziś. Rozprawianie się z mitem

Żyjemy od zrywu do zrywu, a pomiędzy nimi stupor i stagnacja – mówi reżyser adaptacji „Lalki”.

Antoni Sosnowski: Czy po 128 latach od pierwszego druku Lalka mówi nam coś o współczesności?

Wojciech Faruga: Inaczej nie byłoby sensu jej wystawiać. To zawsze najtrudniejsze pytanie – dlaczego zabieram się za dany tekst. Zawsze na początku idę za głosem intuicji, nie za intelektualną analizą. To wszystko się jednak zmienia w trakcie pracy. Zupełnie o czym innym miał być ten spektakl, kiedy rozmawialiśmy o nim rok temu. Chcieliśmy opowiedzieć o tym, jak XIX wiek i wszystkie jego wynalazki ukonstytuowały naszą dzisiejszą świadomość, oraz rozpoznać trwałość tych kategorii. Moglibyśmy to zrobić, bo Lalka kryje w sobie wiele tematów możliwych do opowiedzenia. Wiadomo, że Lalka jest mitem. Zapewne wielokrotnie po premierze przekonamy się, jak wiele osób ma osobisty stosunek do tej powieści. Dużo osób ma konkretne oczekiwania. Pytają na przykład: „czy jest ta scena…?”. Jeśli nie ma, to od razu mówią: „No jak nie może być, skoro…”. Praca z mitem zawsze jest pracą z ludzkimi wyobrażeniami na temat: „jak ta historia wyglądała naprawdę”, jest ich rozpracowywaniem i graniem z nimi na scenie. Odnoszenie się do mitu jest dla mnie w teatrze od zawsze bardzo ważną sprawą. To, co znaleźliśmy w Lalce, na pewno jest opowieścią o rozczarowaniu, konfrontacji marzeń z rzeczywistością, o tym, jak często dajemy się uwieść utopiom. Kiedy rozpoczęliśmy próby, okazało się, że większość osób w obsadzie reprezentuje jedno pokolenie. To bardzo zmieniło nasz sposób czytania powieści.

Czyli będzie to opowieść pokoleniowa, ale nie o „trzech pokoleniach”, zgodnie z tytułem, który Prus pierwotnie chciał nadać swojej powieści i o którym pisał w Notatkach o kompozycji?

To wynika z czujności w budowaniu sensów. Mamy Lalkę, Teatr Powszechny na Pradze, Warszawę w 2015 roku i dziesiątkę osób, które o tym opowiadają. Na przecięciu tych płaszczyzn szukamy znaczeń naszej opowieści. W trakcie prób zaczęliśmy wyławiać z tekstu to, co dotkliwe. Jest na przykład opowieść Wokulskiego o tym, jak piękne mogłyby być warszawskie bulwary nad Wisłą… które ja mijam codziennie w drodze do teatru i widzę, z jakim mozołem od dwóch lat powstają, ale końca tej „rewitalizacji” nie widać.

To wszystko skłania do refleksji, dlaczego wciąż tkwimy w jednym punkcie. Ciągle wydaje nam się, że zaraz wszystko się zmieni, będzie dobrze, zacznie się nowe życie.

Żyjemy od zrywu do zrywu, a pomiędzy nimi stupor i stagnacja.

Za chwilę zostanie zrealizowany Program Rewitalizacji Pragi i będziemy mieli nowy, wspaniały świat.

I to jest właśnie bardzo ciekawe, że kolistość opowieści Lalki się sprawdza, pewne utopie, złudzenia znowu powracają. W powieści świetnie odmalowana jest nadzieja, że nauka w końcu znajdzie odpowiedzi na wszystkie nękające nas pytania. Jest taki zbiór esejów, gdzie trzydziestu najwybitniejszych myślicieli świata snuje opowieści na temat tego, jak będzie wyglądała przyszłość. Sięgnęliśmy po niego, by sprawdzić, jak futurystyczne wizje z XIX wieku mogą przeglądać się w lustrze współczesności. Okazało się, że mniej więcej te same mechanizmy kierują ludźmi w myśleniu o przyszłości. W większości tekstów najczęstszym tematem była konieczność zbadania ludzkiej świadomości i kwestie związane z ingerowaniem człowieka w jego własne ciało. Jeśli spojrzeć w tym kontekście na powieść Prusa, to przypomina się Szuman badający włosy, ale też Geist badający gatunek ludzki. Bardzo niepokojącym fragmentem Lalki jest scena w kościele, który mimo zachowania pozorów tak naprawdę jest pusty. Pewne rytuały jeszcze zostały, odbywają się jakieś kwesty, jakieś modlitwy, ale pustka wyziera z tego miejsca. Radykalność widzenia Prusa jest porażająca. Kiedy sięgnąłem teraz do Lalki, jej ostrość była dla mnie wielkim zaskoczeniem, bo miałem w głowie zupełnie inny obraz tej powieści. Dla nas wizja pustego kościoła z ludźmi podzielonymi na tych urządzających kwestę i tych bijących pokłony pod krzyżem była bardzo uruchamiającym punktem.

Z Prusa wyziera przeczucie następującego nihilizmu, konieczności powstania nowej idei. To obraz społeczności, w której bóg umarł, ale nikt jeszcze się nie zorientował, że to już nastąpiło.

Dziś z jednej strony mamy silny prąd wiary w naukę i postęp, która jednak powoli się wyczerpuje, coraz częściej przestajemy wierzyć w mit naukowca jako zbawcy, a oczywisty staje się nierozerwalny związek nauki z ekonomią. Z drugiej strony mamy do czynienia ze zwrotem w kierunku tego, co niewypowiedziane, tajemnicze, ezoteryczne. Często powtarzam historię moich znajomych, które miały fundację i chciały wynająć cześć pomieszczeń. Dziewięćdziesiąt procent ludzi, którzy zgłaszali się do wynajmu, było mniej lub bardziej związanych z ezoteryką.

Naprawdę sądzisz, że to realny zwrot ku mistyce poprzez ezoterykę, czy bardziej tylko ironiczna zabawa, odskocznia od stechnicyzowanego życia codziennego bez boga?

Nie sądzę, żeby to było ironiczne. Mam koleżankę, która kilka lat temu odprawiała nowennę loretańską, a więc odmawiała modlitwy trwające chyba godzinę dziennie przez 40 dni. Mam dużo znajomych, którzy wierzą w medycynę chińską i chodzą do osobistych specjalistów w tej dziedzinie. Wydaje mi się, że wynika to z kryzysu wiary w medycynę zachodnią, która do pięciu innych chorób zaleca konsultacje u pięciu różnych lekarzy, a nie dotyka sedna. To wszystko symptomy tego, co zostało uchwycone w Lalce. Oczywiście pamiętamy Ochockiego i jego wizję maszyn latających, ale tak naprawdę dla Wokulskiego ważny jest też seans hipnotyzera Palmieriego w Paryżu. Z jednej strony umysł, który wszystko racjonalizuje, z drugiej – strach przed sprowadzeniem człowieka tylko do mechanizmów biologii.

Ale sam Wokulski chyba nie ma tęsknot metafizycznych? Liczy pieniądze, zarabia na wojnie.

Z jego psychiką dzieją się różne rzeczy. Nie wiadomo, co jest rzeczywiste, a co wyobrażone. Te dwa porządki zostają u Wokulskiego częściowo zamazane. Ma widzenie sobowtóra, które niby jest widzeniem siebie w lustrze, ale tak naprawdę przypomina rozszczepienie jaźni. To wszystko wspiera swoisty realizm poetycki opowieści i konstrukcję bohatera. Wokulski jest ufundowany na sprzecznościach. Wyjeżdża na wojnę i wraca z niesamowitą ilością pieniędzy.

Powtarza, że zarobił je uczciwie.

Tak mówi, ale rodzi się pytanie, czy na wojnie można zarabiać uczciwie? Wokulski w kontaktach z życiem codziennym wykazuje się niezwykłą sprawnością, sprytem. To, co udaje mu się osiągnąć dzięki wojnie, jest niewyobrażalnym, ryzykownym szczęściem. Potem wraca „tutaj” i zaczyna szarpać się z rzeczywistością, nie potrafi sobie z nią poradzić. Tam się udawało. Tu nic nie działa. Rządzą nim paradoksy i kompleksy, wszystkie te sprzeczności czynią tę postać fascynującą.

Na temat dialogicznej struktury narracji i postaci w Lalce powstało wiele prac. Ta struktura była wyzwaniem?

Adaptowanie tej powieści jest zadaniem karkołomnym. Bo akcja dramatyczna jest tu raczej pozorowana i ma strukturę bardziej kolistą niż linearną. Sama Lalka daje dostęp raczej do pejzażu niż do akcji. Dochodzi do tego wielość tematów uchwycona przez Prusa. Tak naprawdę, gdzie przyłożyć ucho, tam jest gotowy materiał na spektakl. Już sama historia Wokulskiego w Paryżu wystarczyłaby na trzy godziny przedstawienia. Zawęziliśmy znacznie obsadę – oprócz Wokulskiego występuje tylko 9 postaci, nie licząc dziecięcej Helusi.

Nie chcieliśmy wystawiać Lalki, która byłaby panoramą społeczną – epickość powieści była dla nas mniej pociągająca niż jej poetyckość.

Niektóre partie bardziej nadają się do czytania niż odgrywania na scenie.

Język naszej Lalki tworzył się w oparciu o tekst Prusa, pewne fragmenty zostały przepisane. Choć oczywiście niektóre partie tekstu są zacytowane z powieści co do przecinka. Jednak nasza inscenizacja koncentruje się nie wokół samego pięknego słowa, ale wokół pokoleniowej historii marzeń i rozczarowań, marzeń o postępie, zmianie. Chociaż zawsze kiedy rozmawiamy o arcydziełach, trudno określić, o czym tak naprawdę opowiadają, bo mają zazwyczaj ambicję objęcia całego świata. Bardzo wiele znaczeń jest u Prusa nieostrych, niedokończonych i właśnie to staramy się rozwikłać i rozwinąć. Oczywiście miłość i cała intryga jest u nas obecna, jest tym, co popycha tekst do przodu.

A skąd podtytuł Najlepsze przed nami?

No bo przecież wszyscy wierzymy, że tak będzie…

„Jest źle, ale może kiedyś wszystko odmieni się”…, czyli trwanie „między utopią a rozczarowaniem”, jak głosi hasło bloku tematycznego Teatru Powszechnego.

Tak, to są dwa pojęcia, które bardzo polaryzują nasz świat. Rozszerzyliśmy bardzo wersję monologu Rzeckiego o socjalizmie, włączyliśmy Fourierowską wizję tego, jak świat będzie wyglądał, kiedy organizacja społeczeństwa będzie opierała się na tzw. falansterach.

Fourier jest też uznawany za twórcę terminu „feminizm”. Twoje wcześniejsze spektakle opowiadały o kobietach – często nie do końca świadomych rewolucjonistkach, które nie liczyły się ze społecznymi konwenansami, przekraczały stereotypowe role w imię własnych pragnień i władzy. Walentyna, Trędowata. Melodramat, Balladyna. Kwiaty ciebie nie obronią, Królowa Margot. Wojna skończy się kiedyś. Czy Lalka też wpisuje się w ten nurt?

Pod tym względem najbardziej interesująca będzie chyba postać Ochockiego, a właściwie Ochockiej, którą gra Karolina Adamczyk, i to nie gra mężczyzny z wąsem, ale kobietę, która jest naukowcem.

Czyli naukowczynią.

Trochę inspirowaną postacią Marii Curie-Skłodowskiej. Oczywiście głównymi bohaterami są Wokulski i Łęcka – Marcin Czarnik i Anita Sokołowska – ale cała opowieść jest zakotwiczona w jaźni Wokulskiego, która ma wiele lustrzanych odbić. Postaci kobiece są bardzo ważne. To kobiety targane wieloma sprzecznościami, ale raczej nie modliszki. Bardzo inspirujące było dla nas to, na ile Izabela jest autonomiczną postacią, a na ile jest tylko konstruktem męskiej wyobraźni Wokulskiego. Obie postacie są bardzo niejednoznaczne, pełne tajemnic i kompleksów.

Rok 2015 prezydent ogłosił „Rokiem Narodowego Czytania Lalki”. Skąd patriotyczna tromtadracja wobec pozytywistycznej książki? Chodzi tylko o polityczne zawłaszczenie społecznego potencjału znanej, szkolnej lektury?

Chyba jest w narodzie potrzeba wielkich narracji, a Lalka spełnia te kryteria. Kryteria mitu traktowanego czasami bardzo naiwnie, bo już na przykład dotarły do mnie głosy, że okropnym problemem dla niektórych jest to, że grająca Łęcką Anita Sokołowska jest brunetką.

Małgorzacie Braunek niektórzy nie wybaczyli roli Oleńki w Potopie Hoffmana – nie pasowała do obrazu polskiej dziewicy. Do jej Izabeli z Lalki Ryszarda Bera już nie było większych pretensji, ale z kolei po tym filmie zrezygnowała z aktorstwa.

Mity są wpisane w tekst na różnych poziomach, musimy się z nimi rozprawiać. Zdecydowaliśmy, że nie inscenizujemy tekstu Prusa, wiele elementów jak na dzisiejszy teatr  jest u niego przestarzałych, ze względu na konwencję i kontekst. Oczywiście jak na XIX wiek jest to powieść bardzo nowoczesna, łamiąca wiele ówczesnych norm estetycznych. Jednak pewne odstępstwa w sferze obyczajowej dzisiaj już trudno uznać za obrazoburcze. Prus, mimo że łamał konwencje, był jednak nimi splątany. My staramy się tłumaczyć całą historię poprzez naszą wrażliwość, a pewnie i przez nasze konwencje. Chcemy za pomocą własnych kodów odświeżać znaczenia. Prus zapytany o to, co jest w jego powieści najważniejsze, pewnie powiedziałby o diagnozie naszej kondycji. I nie ma znaczenia, czy opowiadamy o latach 80. XIX wieku, czy o roku 2015.

Scenografia może się zmienić, ale uchwycona kondycja ludzka jest w tym dziele najcenniejsza. Jeśli to uda nam się pokazać, będziemy szczęśliwi. Opowiadanie o XIX-wiecznej Warszawie wydało nam się bezcelowe.

Oczywiście, bardzo też uważaliśmy, żeby nie przenosić akcji Lalki do Warszawy AD 2015 w zbanalizowany sposób.

Z Wokulskim jadącym drugą linią metra…

Tak, zastanawialiśmy się, czy bohaterowie nie powinni rozmawiać o Pendolino, powstała przecież nawet pewna nieformalna gra towarzyska polegająca na narzekaniu na Pendolino. (śmiech) Był też pomysł, by zagrać Lalkę w XIX-wiecznej konwencji, kostiumie, ale w dekoracji imitującej drugą linię metra. Właśnie już samo metro, kolorowe, czyste, świetliste, dużo mówi o naszym problemie z nowoczesnością.

U nas spóźnioną, karykaturalną.

To piękne, na bogato wystawione metro pokazuje nasze niedostosowanie, zły gust połączony z rozmachem. Metro ma nas ucieszyć, przekonać, że jest u nas fajnie, światowo, dać powód do chwilowego świętowania swojej wspaniałości. Nieważne, że wystarczy mała, funkcjonalna stacja, my musimy mieć wielką plastikową ideę metra. Za tym samozadowoleniem jest jednak pustka i przepaść, o tym jest większość scen w naszej adaptacji.

Na czym według ciebie polega fenomen współczesnej popularności Lalki wśród młodych czytelników? XIX-wieczna obszerna lektura szkolna, często wykorzystująca język trudny dla dzisiejszego odbiorcy, mającego przecież pod dostatkiem mnóstwo wirtualnych rozrywek, niewymagających wielkiego wysiłku, dostępnych od ręki…

Może to po prostu energia genialnej powieści wciąż oddziałuje? Lalka bywa naprawdę dotkliwa, wydarza się w niej osobista prawda. Chociaż też nie rozumiem do końca, dlaczego akurat z tą powieścią następuje identyfikacja. Ale z drugiej strony trzeba byłoby się zastanowić, w otoczeniu jakich innych lektur Lalka pojawia się w kanonie. Rozumiem, dlaczego komuś może być bliżej do Lalki niż do Nad Niemnem, lektur romantyzmu albo klasyki dwudziestowiecznej, która za moich czasów najliczniej reprezentowana była przez literaturę obozową.

Najciekawsze jest to, jak po tylu latach wciąż potrafi budzić kontrowersje, i to natury politycznej. Niedawny tekst Jana Polkowskiego o Lalce jako „pamflecie na polskość”, „podglebiu odpolaczania Warszawy i reszty »tego kraju«” spowodował wiele odpowiedzi nie byle jakich publicystów. O dziwo nie zgadzali się z nim nawet ultraprawicowi dziennikarze. Jak oceniasz tę dyskusję?

To kuriozum, używając takich narzędzi można w każdym tekście znaleźć każdą treść. Myślę, że do Lalki nie pasują tego typu uproszczenia. Dla mnie najbardziej intrygujący jest egzystencjalny wymiar tej powieści i zapisane w niej paradoksy. Bałbym się opowiadać choćby o kapitalizmie poprzez Lalkę, bo groziłoby to stworzeniem spektaklu z gotową tezą. A dla mnie ważniejsze są w teatrze wątpliwości niż tezy.

Premiera spektaklu „Lalka. Najlepsze przed nami” wg Bolesława Prusa w reżyserii Wojciecha Farugi odbędzie się 15 maja w Teatrze Powszecnym im. Zygmunta Hübnera w Warszawie.

 

**Dziennik Opinii nr 133/2015 (917)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij