Czy Maksym Kidruk na pewno jest pisarzem?
„Na własnej skórze poczułem działanie «ułatwionego» reżimu wydawania wiz z Unią Europejską” – napisał Kidruk na profilu społecznościowym. Szybko rozprzestrzeniający się post podchwyciły ukraińskie media i zaczęła się burza.
Kidruk złożył wniosek o wizę kulturalną w polskim centrum wizowym w Równym. Celem jego wizyty była prezentacja książki napisanej dla polskiego wydawnictwa. Jak twierdzi, przyniósł wszystkie niezbędne dokumenty, ale poproszono go jeszcze o wyciąg bankowy z ostatnich trzech miesięcy, aby sprawdzić, czy dysponuje odpowiednimi środkami. – Z tym nie było żadnego problemu, chociaż w zaproszeniu wyraźnie było napisane, że strona zapraszająca bierze na siebie wszelkie wydatki – mówi Kidruk. Jak dodaje, jeszcze we wrześniu w tym samym centrum wizowym takie zaproszenie całkowicie wystarczało.
Oprócz wyciągu bankowego przyniósł także umowy na napisane książki. – Na ich podstawie widać, że konkretne wpływy są powiązane z numerami tych umów – twierdzi pisarz. – Wymaganie ode mnie jeszcze jakichś dokumentów kompletnie nie miało sensu.
Prezentacja książki z wizą na zakupy
Okazało się, że dla polskiego konsulatu w Łucku jednak miało – Kidruk został poproszony o przyniesienie zaświadczenia, że jest pisarzem, i dokumentu od jakiejś ukraińskiej organizacji, w którym będzie napisane, że wysyłają go do Polski. Kto miałby je wystawić? Nie wiadomo.
Gdy Kidruk starał się wyjaśnić, że jest pisarzem niezrzeszonym, pracuje samodzielnie i nie ma od kogo wziąć wymaganych dokumentów, zaproponowano, żeby napisał zaadresowane do konsula oświadczenie, aby przyjęto jego podanie bez dodatkowych papierów. Jednak po godzinie pisarz odebrał telefon z konsulatu, z którego dowiedział się, że bez nich nie ma mowy o wizie.
– Nie miałbym pretensji do konsulatu czy centrum wizowego, gdyby wymagano ode mnie dokumentów, które w ogóle są wydawane – mówi Kidruk. Pracownica konsulatu w rozmowie telefonicznej zaproponowała, aby wziął je z Państwowej Administracji Obwodowej (odpowiednik Urzędu Wojewódzkiego). Na uwagę pisarza, że to absurdalne, przedstawicielka konsulatu miała odpowiedzieć, że to wymóg konsula. W przeciwnym razie będzie zmuszony złożyć wniosek o tak zwaną wizę na zakupy. Po uiszczeniu opłaty jest ona wystawiana na tydzień. – To jednak dosyć poniżające, gdybym na prezentację polskiej książki, wydanej w Polsce i napisanej dla polskiego wydawnictwa, musiał jechać z wizą na zakupy – mówi Kidruk.
Ostatecznie dzięki znajomościom w miejscowym oddziale Związku Pisarzy Ukrainy udało mu się dostać „lipne” zaświadczenie. Jak przyznaje, dostał je dzięki temu, że osobiście zna przewodniczącą. Tylko dlatego nie wymagało to wstąpienia do organizacji.
Gdy sprawą zajęły się ukraińskie media, do Kidruka zadzwonił konsul, przeprosił go i obiecał, że wiza zostanie wydana.
Jak zaznacza Kidruk, nie pisałby o tej sprawie, gdyby nie fakt, że odwiedził trzydzieści dwa państwa. W tym około dziesięciu raz dostał schengeńską wizę, otrzymał też dwa roczne pozwolenia na pobyt w Szwecji. – Nigdy nie spotkałem się z odmową, nigdy też nie opuściłem strefy Schengen później, niż pozwalałby mi na to wiza. Mam absolutnie czystą historię wizową – zapewnia.
Wzrost migracji, wzrost biurokracji
Dlaczego więc Kidruk miał problem z uzyskaniem wizy? Co się zmieniło w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy? Pod koniec 2013 roku w Kijowie wybuchł Majdan i doprowadził do upadku ówczesnego rządu. W kwietniu następnego roku rozpoczęła się wojna, która trwa do dziś. Natomiast w maju 2014 Polska wprowadziła w życie nową ustawę o cudzoziemcach.
Zdaniem Kseni Naranovich z Fundacji Rozwoju „Oprócz Granic” to trwający konflikt militarny i idący za nim wzrost migracji z Ukrainy do Polski może być bezpośrednią przyczyną zaostrzenia podejścia konsulatów i centr wizowych do starających się o wizę.
– Od początku 2014 roku mamy do czynienia z wyraźnym wzrostem zainteresowania migracją z Ukrainy do Polski. Jeszcze po aneksji Krymu konsulaty RP były w stanie sprawnie obsłużyć ubiegających się o wizy. Ale w lecie, gdy wojna zaczęła się na dobre, skala migracji tak wzrosła, że system okazał się niewydolny – mówi Naranovich.
Wzrost migracji potwierdzają statystyki wizowe Komisji Europejskiej. W 2012 roku polskie konsulaty na Ukrainie zarejestrowały około 447 tysięcy wniosków o wydanie wiz Schengen, rok później było ich już ponad 538 tysięcy, a po dwóch latach 566 976. Do tego dochodzą jeszcze wizy krajowe i inne zezwolenia pobytowe.
W reakcji na zwiększenie napływu Ukraińców i Ukrainek do Polski konsulaty postanowiły najwidoczniej zrewidować swoją politykę wizową.
– Zgodnie z prawem każde zaproszenie wysyłane obywatelom Ukrainy starającym się o wizę przez polskie firmy, stowarzyszenia i osoby prywatne powinno być zarejestrowane w urzędzie wojewódzkim. Zawsze tak było, ale w praktyce konsulaty tego nie wymagały. Do 2013 roku polityka wizowa Polski wobec Ukrainy była bardzo przyjazna. Można było przynieść zaproszenie wypisane na papierze firmowym, niezarejestrowane w żadnym urzędzie, i to wystarczyło, żeby dostać wizę – tłumaczy Naranovich.
W ostatnim czasie, żeby podanie o wizę zostało rozpatrzone pozytywnie, lepiej zadbać o wpis zaproszenia do ewidencji w urzędzie wojewódzkim. Taki wniosek płynie z doświadczenia osób zgłaszających się do Fundacji Rozwoju „Oprócz Granic”.
Zapytaliśmy Ministerstwo Spraw Zagranicznych o wpływ wojny we wschodniej Ukrainie na proces przyznawania wiz. – Działania militarne prowadzone na wschodzie Ukrainy nie wpłynęły na regulacje dotyczące wydawania wiz obywatelom Ukrainy i na praktykę w tym zakresie – odpowiada zdecydowanie rzecznik MSZ i dodaje, że decyzja Komisji Europejskiej ustanawiająca wykaz dokumentów uzupełniających oprócz Ukrainy odnosi się także do Białorusi, Kamerunu, Gruzji, Mołdawii oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich.
O rosnącej liczbie dokumentów niezbędnych do wydania wizy donosi nie tylko Kidruk. – To nie są duże zmiany, ale jedyne, co robią, to utrudniają życie prostym ludziom – mówi dziennikarka Łesia Hanża. Aby jej dziecko wyjechało za granicę, musiała przynieść zaświadczenie, że szkoła się na to zgadza. Zgodnie z jej słowami w polskim konsulacie w Kijowie wyjaśniano to wymaganiami Unii Europejskiej.
Z kolei jej matka, która chciała odwiedzić siostrę w Polsce, musiała pokazać zaświadczenie o wypłacaniu emerytury przez ostatnie pół roku. Wcześniej wystarczyła tylko legitymacja emeryta. – W jaki sposób pomaga to konsulowi podjąć decyzję, czy moja mama może pojechać do swojej siostry? – pyta dziennikarka.
Centra wizowe oszczędzają kosztem jakości
Drobiazgowe przestrzeganie prawa nie jest jedynym problemem, z którym mierzą się Ukraińcy i Ukrainki starający się o polską wizę. Problem Kidruka nie dotyczył przecież zaproszenia. Mimo że jest freelancerem, zażądano od niego dokumentu poświadczającego, że jest pisarzem i jedzie do Polski jako przedstawiciel jakiejś ukraińskiej organizacji.
Na stronie centrum wizowego wśród dokumentów, które należy złożyć przy ubieganiu się o wizę kulturalną, rzeczywiście widnieje: „potwierdzenie, że osoba faktycznie zajmuje się daną dziedziną (zaświadczenie z pracy lub np. katalog własnych dzieł lub kopia publikacji)”. Ale przecież Kidruk miał przy sobie oryginalną umowę z wydawnictwem.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych zarzeka się jednak, że sposób, w jaki konsul rozpatrzył wniosek Maksyma Kidruka, nie odbiegał od obowiązujących przepisów. „[Z]godnie ze Wspólnotowym Kodeksem Wizowym konsul ma prawo poprosić o dodatkowe dokumenty uzupełniające” – czytamy w odpowiedzi przesłanej przez rzecznika prasowego MSZ do naszej redakcji. Skoro wszystko przebiegało zgodnie z przepisami, dlaczego w takim razie konsul poczuł się zobowiązany przeprosić ukraińskiego pisarza?
– Problemy Kidruka mogą wynikać również z tego, jak działają centra wizowe. Prowadzi je firma VFS Global, która częstokroć zatrudnia pracowników nieposiadających wiedzy o odpowiednich przepisach, przeważnie nawet nieznających języka polskiego. Kilka szkoleń nie wystarczy, żeby sprawnie obsłużyć skomplikowaną sprawę. Sama ustawa o cudzoziemcach to kilkaset paragrafów. Do niej mamy cały szereg rozporządzeń. Kiedy przychodzi ktoś z wykupionym voucherem na wyjazd narciarski w Zakopanem, stosuje się te same procedury. A kiedy mamy do czynienia z przypadkiem nietypowym, system się załamuje – podejrzewa Ksenia Naranovich.
Od połowy 2011 roku na Ukrainie większość wniosków wizowych składanych jest w centrach wizowych, a nie w konsulatach. Przyjmowaniem i sprawdzaniem dokumentów zajmują się prywatne placówki, nie urzędy. Outsourcing procesu wizowego zmniejszył kolejki do konsulatów, ale skazał Ukraińców na większe wydatki i dramatycznie niską jakość obsługi.
Oleksij Radynski, dziennikarz Dziennika Opinii z Kijowa, rozmawiał w sierpniu zeszłego roku z jedną z osób ubiegających się o wizę, która o problemach w centrum wizowym poinformowała Konsula Generalnego RP. – Pan konsul powiedział mi, że wszystkie problemy są przez oszustów. Że oni w konsulacie wiedzą, że są ludzie, którzy rezerwują dla siebie wszystkie terminy, a potem nimi handlują. I że oni w konsulacie przekazują ukraińskiej milicji nazwiska tych ludzi i ich numery, ale nasza milicja nic nie robi – relacjonuje.
„Oszuści, o których opowiada konsul, rzeczywiście istnieją, ale ich działania są wręcz prowokowane przez niedoskonały system elektroniczny zapisów do konsulatu i centrum wizowego, który pozwala na blokowanie wszystkich dostępnych w systemie terminów. Konsulat RP przekazał swoje kompetencje wizowe prywatnej firmie, prowadzącej centrum wizowe. Teraz próbuje przekazać opiekę nad własnym systemem elektronicznym ukraińskiej milicji, która, niestety, w tej chwili ma nieco ważniejsze sprawy na głowie” – pisał Radynski w sierpniu 2014 roku, gdy w Donbasie trwała ofensywa ukraińskich sił na „ludowe republiki”.
Ukraina ma szanse na ruch bezwizowy
Unia Europejska od kilku lat prowadzi rozmowy z Ukrainą na temat zniesienia obowiązku wizowego. Jednym z głównych celów Partnerstwa Wschodniego UE jest „postępująca liberalizacja reżimu wizowego, prowadząca do ustanowienia reżimu bezwizowego”. Na wschodzie Ukrainy trwa jednak wojna, co nie wpływa pozytywnie na plany zniesienia wiz.
Według Naranovich na wprowadzenie ruchu bezwizowego nie ma szans, dopóki granice na wschodzie nie będą szczelne. – Nawet jeżeli wszystkie strony dojdą do porozumienia odnośnie obecnych lub nowych wschodnich granic Ukrainy, pozostaje pytanie, czy kraje Schengen uwierzą wówczas w ich bezpieczeństwo – komentuje prezeska Fundacji Rozwoju „Oprócz Granic”.
Dużo więcej optymizmu znajduje w sobie Jakub Benedyczak z Fundacji im. Stefana Batorego. W analizie przygotowanej przed majowym szczytem Partnerstwa Wschodniego w Rydze zauważa, że konflikt na wschodzie jest poważnym problemem, ale dodaje również, że „w 2015 roku władze ukraińskie wprowadziły kontrolę przepływu ludzi i towarów na tych terenach”. „Ukraina nie jest wyjątkiem, jeśli chodzi o separatystyczne regiony wewnątrz własnego terytorium” – zaznacza Benedyczak, mając na myśli Mołdawię. I przypomina, że „kraj ten otrzymał ruch bezwizowy z UE, mimo że na jego terenie znajduje się Naddniestrze, quasi-państwo nieuznawane przez społeczność międzynarodową”.
Rzecznik MSZ zapewnił nas, że Polska od lat wspiera stronę ukraińską w zakresie realizacji działań, które pozwolą na wdrożenie ruchu bezwizowego, i będzie kontynuować to wsparcie w przyszłości.
To dobra wiadomość i ambitny cel. Dobrze byłoby jednak skupić się również na tym, żeby w ramach obecnych przepisów uzyskanie wizy nie było zderzeniem z brakiem kompetencji centrów wizowych i bezwzględnością konsulatów.
**Dziennik Opinii 124/2015 (908)