Świat

Pieniążek: Wojna rozpoczęła się w Słowiańsku. Czy wkrótce tam wróci?

Wojna na Ukrainie trwa już ponad rok i nie widać końca.

Dwanaście miesięcy po rozpoczęciu konfliktu w Donbasie sytuacja znowu się zaostrza. 13 kwietnia zginęło sześciu żołnierzy, a dwunastu zostało rannych. Dochodzi do ostrych walk w okolicach donieckiego lotniska i pod Mariupolem. Dociera coraz więcej sygnałów, że prorosyjscy separatyści wkrótce znowu przystąpią do ataku, którego celem będzie zajęcie kolejnego strategicznego punktu i zwiększenie ich wpływów w Donbasie.

Jednocześnie nic nie wskazuje, że ukraińska armia pozbierała się po kilku dotkliwych porażkach. Armia wciąż boryka się z problemami, które trapiły ją rok temu – brakiem zaopatrzenia, komunikacji i wyszkolenia. Jej siły wystarczyły do walk z mało zorganizowanymi separatystami. Jednak po tym, jak Rosja dostarczyła do Donbasu mnóstwo sprzętu wojskowego, w tym ciężkiej artylerii, ukraińska ofensywa się załamała, a separatyści odzyskali znaczną część terytoriów, z których ich wcześniej wyparto.

Z Krymu do Donbasu

Tak zwaną Operację Antyterrorystyczną rozpoczęto 6 kwietnia 2014 roku, a 14 ogłoszono ją po raz kolejny. Była to odpowiedź na wymykającą się spod kontroli sytuację we wschodnich obwodach Ukrainy.

Od marca w różnych obwodach na południu i wschodzie Ukrainy dochodziło do prorosyjskich protestów. Celem zawsze było zastraszenie proukraińskich demonstrantów i zajęcie budynków administracyjnych. Najskuteczniej udawało się to w obwodach donieckim i ługańskim, gdzie ukraińska władza była kompletnie bezsilna. Prorosyjscy manifestanci szybko sięgnęli po broń, którą wówczas zdobywali głównie z posterunków milicji. Funkcjonariusze nie kwapili się do przeciwstawiania się protestującym.

Powołanie Operacji Antyterrorystycznej miało pokazać, że Kijów nie będzie biernie obserwował rozwoju wydarzeń, jak to miało miejsce na Krymie. W pierwszych tygodniach jednak więcej było o niej słychać na konferencjach prasowych i na portalach społecznościowych, gdzie politycy wymachiwali wirtualną pięścią.

Gdy Kijów wysłał pierwsze oddziały wraz z transporterami opancerzonymi, szybko okazało się, że nie są one zdolne do walki. Niepewni żołnierze poddali się bojownikom. 16 kwietnia do Słowiańska przyjechały zdobyczne Bojowe Wozy Piechoty. Do ich obsługi i „ochrony” miasta prosto z Krymu została ściągnięta grupa Rosjanina Igora Striełkowa (Girkina). Wtedy jasne już było, że okres prorosyjskich wystąpień dobiegł końca i zaczęło się coś nowego, poważniejszego. Wówczas jednak nikt nie myślał, że będzie to wojna.

Anatomia porażki

Z każdym tygodniem dochodziło do coraz poważniejszych starć. Karabiny maszynowe i transportery opancerzone coraz częściej ustępowały miejsca czołgom i ciężkiej artylerii. Zmasowana ukraińska ofensywa wskazywała, że wkrótce „republiki ludowe” padną. Najpierw odbito Słowiańsk, pierwszą stolicę separatystów, a potem odzyskiwano kolejne miasta. Wreszcie „republiki” zostały rozdzielone. Pod koniec sierpnia okrążony był Ługańsk i bronił się coraz gorzej. Wreszcie odzyskanie Doniecka wydawało się kwestią co najwyżej kilku tygodni.

Jednak w ciągu kilkunastu dni okazało się, że zamiast końca wojny rozpoczyna się jej kolejna faza. Przyjmujące cios za ciosem siły separatystów dostały wsparcie ze strony wojska rosyjskiego. Pod Iłowajskiem siły ukraińskie zostały otoczone i ostrzeliwane przez niezliczoną ilość artylerii. Wycofano je spod Ługańska. Wreszcie w Nowoazowsku, mieście oddalonym od frontu o ponad sto kilometrów i znajdującym się dziesięć kilometrów od rosyjskiej granicy, pojawiły się czołgi. Potencjalnym celem ataku, do tego zupełnie na to nieprzygotowanym, stał się Mariupol, jedno z trzech największych miast Donbasu. Od tego czasu ukraińskie siły przeszły do głębokiej defensywy.

Separatyści natomiast konsekwentnie odbijają kolejne pozycje. Tylko w tym roku odnieśli dwa spektakularne zwycięstwa.

Najpierw zwyciężając w styczniu bitwę o donieckie lotnisko, potem w lutym o Debalcewe. W obu przypadkach doszło do krwawych bitew. Liczba zabitych i rannych wciąż nie jest ujawniana przez żadną ze stron. Kijów je zaniża, a separatyści w ogóle o nich nie mówią. W obu tych miejscach wciąż są jednak znajdywane ciała lub ich pozostałości.

Czekając na pokój

Teraz o sukcesie słychać sporadycznie. Coraz więcej osób ma nadzieję, że chociaż uda się utrzymać obecne pozycje. Jednak niepewność wkradła się do serc wielu mieszkańców Donbasu, szczególnie tych o poglądach proukraińskich. W miastach, które wydawały się niezagrożone, często słychać przebąkiwania o tym, że „ludowe republiki” wkrótce mogą powrócić, teraz niosąc za sobą jeszcze większe spustoszenie. Każda kolejna bitwa to więcej zniszczonych domów, infrastruktury, przesiedleńców, a wreszcie ofiar.

Zanim separatyści zdobyli Debalcewe, do walk doszło w Wuhlerhirsku. Czołgi spotkały się tam na ulicach miasta. Obecnie przejeżdżając przez tę miejscowość, trudno spotkać budynek, który miałby wszystkie ściany czy byłby pozbawiony ogromnej dziury. Zresztą samo Debalcewe w zasadzie nie wygląda dużo lepiej. Kto odbuduje te wszystkie miasta? Na razie chętnych nie ma.

O swoje losy martwią się mieszkańcy Mariupola, Wołnowachy, Kurachowe, Dzierżyńska, Artemiwska, Popasnej, Szczastia. Wymieniać można by jeszcze długo. Nie chodzi tu już nawet o nastroje pro czy anty, tylko o zmęczenie i strach przed wojną. Jak Donbas długi i szeroki, wszędzie można usłyszeć: „chcemy pokoju, niczego więcej”. Mało kto jest gotowy po raz kolejny oglądać śmierć i zniszczenia, słuchać wybuchów i krzyków, mówić o tym, że chce się jeszcze trochę jeść i pożyć.

Ostatnie porażki wpływają też poważnie na morale żołnierzy. Nigdy jeszcze nie widziałem ich tak rozbitych jak po wyjściu z Debalcewe.

Tym bardziej, że wszyscy wiedzieli, że tak to się skończy. Jeśli iłowajski kocioł był zaskoczeniem, bo nikt się nie spodziewał, że u separatystów „znajdzie” się nagle tyle artylerii, to w przypadku kotła debalcewskiego wszyscy rozumieli, o co toczy się gra. Z jednej strony Kijów nie zrobił nic, aby wcześniej wyciągnąć stamtąd swoich żołnierzy i tym samym zminimalizować straty. Z drugiej nie podjęto działań, które umożliwiłyby utrzymanie tych pozycji. Miesiąc wcześniej zrobiono tak na donieckim lotnisku, gdzie kazano bronić terminali, które były tak zniszczone, że kule przeszywały je na wylot. W imię symboli i niezrozumiałej polityki poniesiono znaczące straty.

Czy pora wyjeżdżać?

Mało jednak jest nadziei na to, że konflikt wkrótce ucichnie. Separatyści wciąż się odgrażają i atakują kolejne punkty kontrolowane przez ukraińskie siły. Sytuacja pogorszyła się w okolicach Doniecka, gdzie wojska są atakowane z coraz większą siłą – za pomocą czołgów i artylerii. Ostatnio doszło nawet do bezpośrednich starć, bo piechota separatystów zbliżyła się dostatecznie blisko. Wojskowi przebąkują o tym, że Pisków, Awdijiwki, Karliwki i innych miejscowości może nie udać się utrzymać.

Podobnie sytuacja wygląda pod Mariupolem, gdzie separatyści toczą walki o kilka teoretycznie mało znaczących miejscowości. Szyrokine – jak zaproponowało OBWE – ma zostać strefą zdemilitaryzowaną. W praktyce oznacza to, że kilka dni po tym, jak wszystkie strony się na to zgodzą, pojawią się w nim separatyści. To nie pierwszy raz, kiedy wykorzystują takie ustępstwa po to, aby zdobyć kolejne terytoria.

Jednocześnie regularnie ostrzeliwane są miejscowości znajdujące się na południowy wschód od Mariupola. Zdobycie ich będzie oznaczało, że separatyści znajdą się krok bliżej do okrążenia Mariupola.

Ostatnio znajomy w Słowiańsku powiedział mi, że jeśli ukraińskiej armii nie uda się utrzymać Artemiwska, to zamierza opuścić swoje miasto. Już raz wyjechał, gdy życie tam stało się nie do zniesienia. Najpierw mieszkał w obwodzie lwowskim, a potem charkowskim. Myślał, że już nigdy nie wróci do domu. Po kilku miesiącach jednak miasto wróciło pod kontrolę Kijowa i szybko zaczęło odżywać. Teraz jest jednak przekonany, że jeśli separatyści wezmą Słowiańsk, to na znacznie dłużej.

Na jego miejscu też bym wyjechał.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Paweł Pieniążek
Paweł Pieniążek
Dziennikarz, reporter
Relacjonował ukraińską rewolucję, wojnę na Donbasie, kryzys uchodźczy i walkę irackich Kurdów z tzw. Państwem Islamskim. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Autor książek „Pozdrowienia z Noworosji” (2015), „Wojna, która nas zmieniła” (2017) i „Po kalifacie. Nowa wojna w Syrii” (2019). Dwukrotnie nominowany do nagrody MediaTory, a także do Nagrody im. Beaty Pawlak i Nagrody „Ambasador Nowej Europy”. Stypendysta Poynter Fellowship in Journalism na Yale University.
Zamknij