W swojej najnowszej powieści Houellebecq dobitnie pokazuje, że liberalizm sam nie jest w stanie się obronić.
Soumission (Podporządkowanie), nowa powieść Michela Houllebecqua, najbardziej dziś rozpoznawalnego francuskiego pisarza, od początku była skazana na sukces. Od jakiegoś czasu krążyły plotki, że bierze w niej – znów – na warsztat islam. A konkretnie przedstawia Francję w 2022 roku: w drugiej turze wyborów prezydenckich Marine Le Pen przegrywa z kandydatem Bractwa Muzułmańskiego. Bractwo, w koalicji z coraz bardziej słabnącą centrolewicą i centroprawicą, stopniowo zmienia Francję w kraj w zasadzie islamski.
Houellebecq miał już wcześniej na koncie spore kontrowersje związane z islamem. W wydanej nad Sekwaną w 2001 roku Platformie jedna z postaci – zsekularyzowany, zokcydentalizowany mężczyzna z Bliskiego Wschodu – mówi, że „trzeba być kretynem żeby wierzyć w Boga, a już najgłupszą religią jest islam”. Słowa te i w ogóle sposób przedstawiania islamu w książce rozdrażniły część środowisk muzułmańskich. Pisarz, bombardowany groźbami śmierci, ukrył się w Irlandii, a część opinii publicznej przykleiła mu łatkę „islamofoba”. Chwilę później wydarzył się jednak jedenasty września i opinia publiczna radykalnie zmieniła zdanie na temat powieści i tego, jak przedstawia ona muzułmanów. Houellebecq mógł wrócić w aurze proroka.
Premiera Soumission zbiegła się z atakiem na redakcję satyrycznego magazynu „Charlie Hebdo” i atakami przeciw społeczności muzułmańskiej we Francji. Na okładce ostatniego przed zamachami numeru pisma widniała zresztą karykatura Houellebecqa, mówiącego: „W 2022 roku będę przestrzegał ramadanu”. Zaraz po atakach pisarz i jego wydawca dostali policyjną ochronę i zawiesili promocję książki. Co nie zaszkodziło jej sprzedaży – rozeszła się już w około 250 tys. egzemplarzy.
Gdy czyta się w Soumission opisy paniki, jaka ogarnia Francję między pierwszą a drugą turą wygranych przez Bractwo wyborów, ma się wrażenie, jakby czytało się opis obecnej sytuacji – histeria klasy politycznej, bezradność służb, lęk społeczności żydowskiej, bezsensowne akty przemocy.
Czy jednak rzeczywiście ta książka jest kolejną rozprawą pisarza z islamem? Powiedziałbym, że w ogóle nie. Rację ma Adam Gopnik z „New Yorkera”, gdy pisze, że jeśli można jej coś zarzucić, to raczej franko-, a nie islamofobię.
Prawdziwym obiektem krytyki Houellebecqa jest bowiem współczesna Francja: jej zmęczony hedonizm, mierne elity, brak jakiegokolwiek projektu politycznego.
Czy szerzej – cała indywidualistyczna, materialistyczna, postchrześcijańska cywilizacja Zachodu. Cywilizacja niezdolnych do szczęścia, pozbawionych sensu i poczucia celu resentymentalnych „ostatnich ludzi”. Dla narratora powieści (nawet jeśli autor i on sam nie traktują tego, co mówi, do końca serio) islam może wydawać się sensowną alternatywą dla takiej Europy. Przynajmniej dla jej męskiej części.
Śmierć ze zmęczenia
Kim jest ten narrator? Na imię ma François i znamy go w zasadzie z wszystkich powieści Houellebecqa. Mizantropijny mężczyzna w średnim wieku, z klasy też średniej, która – być może jako ostatnie pokolenie – cieszy się względnym dobrobytem społecznej gospodarki rynkowej. Zmęczony życiem bierny hedonista, który chce tylko jakoś kontrolować depresyjne symptomy. Nieszczęśliwy w miłości.
Ze wszystkich Houellebecqowskich bohaterów François cieszy się największym intelektualnym prestiżem – jest profesorem literatury na Sorbonie. Daleko mu co prawda do statusu publicznego intelektualisty, gwiazdy akademii w typie Brunona Latoura czy Petera Sloterdijka, ale napisał powszechnie szanowane doktorat i habilitację. Jego praca ogranicza się do jednego dnia zajęć na uczelni w tygodniu i pisania artykułów naukowych do specjalistycznych pism – artykułów uznawanych w kręgach uniwersyteckich za błyskotliwe, ale znanych wyłącznie wąskiej publiczności.
François bada dorobek Jorisa-Karla Huysmansa, prozaika z czasów III Republiki, który najpierw był dekadentem, tkającym wytworne stylistyczne konstrukcje (François poświęcił swoją habilitację neologizmom u tego pisarza), przepełnione poczuciem schyłku i mające szokować burżuja, pod koniec życia nawrócił się jednak i zamieszkał we wspólnocie zakonnej. Z dekadenta zmienił się w katolickiego apologetę.
François pogodził się z faktem, że zajmuje się czymś bez większego społecznego znaczenia. Że szczyt intelektualnego rozwoju ma za sobą i pewnie nie opublikuje już żadnej wielkiej pracy. Sprawia wrażenie człowieka pomału dogasającego: mieszka sam w dwupokojowym mieszkaniu w chińskiej dzielnicy na południowych obrzeżach miasta. Zasypia co dzień przed telewizorem nad napoczętą butelką wina lub czegoś mocniejszego. Kiedyś przy życiu utrzymywały go romanse ze studentkami. Teraz, gdy ostatnia z jego kochanek, młodsza od niego o ponad dwadzieścia lat studentka Myriam ucieka z rodzicami do Izreala (jak większość francuskich Żydów przestraszonych perspektywą muzułmańskiego rządu), także jego życia erotyczno-romantyczne w zasadzie zamiera (nie licząc kilku nieprzynoszących satysfakcji wizyt u prostytutek).
François patrzy na zmierzch świata, jaki znał, bez żalu, lęku i paniki.
Nie jest islamofobem. Nie jest katolikiem. Nie potrafi powiedzieć, czy jest ateistą. Nie jest w zasadzie przywiązany do żadnej składowej swojej tożsamości; z obojętnością patrzy, jak wszystko wokół niego się zmienia. A dzieje się sporo.
Rozpada się system polityczny V Republiki, kształtowany przez spór między centrolewicą i centroprawicą. Zastępuje go nowy, w kórym zdominowany przez Bractwo Muzułmańskie „poszerzony front ludowy” mierzy się z jednej strony z Frontem Narodowym, a z drugiej strony z salafickimi islamskimi radykałami. Zalegalizowana zostaje poligamia. Wysokie zasiłki dla niepracujących matek radykalnie wypychają kobiety z rynku pracy. Francja przestaje być świecka. Obcięcie budżetu świeckiej edukacji i otworzenie drzwi do jej prywatnego finansowania sprawiają, że szkolnictwo we Francji znów w zasadzie zaczyna być religijne. Sorbona zostaje sprzedana Saudyjczykom i staje się islamskim uniwersytetem. François może wybrać albo hojną emeryturę, albo jeszcze hojniejszą pensję i pozostanie na uczelni. By móc zostać, musi jednak przyjąć islam. Namawia go do tego nowy rektor uczelni, Robert Rediger – nawrócony na islam dawny działacz antyemigranckiej prawicy. Rozmowy, jakie François z nim toczy, stanowią intelektualnie najbardziej fascynującą część książki.
Wszystkie te polityczne procesy Houellebecq przedstawia z wielkim nerwem. Ujawnia się tu jego wcześniej słabo znany talent – pisarza politycznego, pamflecisty, publicysty świetnie rozumiejącego mechanizmy współczesnej demokratycznej gry. Czytanie o tym, jak nowy, muzułmański prezydent Francji – Mohammed Ben Abbas – układa swój polityczny pasjans na globalną skalę, jest znacznie ciekawsze niż obserwowanie taniego makiawelizmu Franka Underwooda z House of Cards.
Matki i kochanki
Główną ofiarą zmian, jakie zachodzą, padają kobiety. Wraz z wyjazdem Myriam do Izraela z powieści znika też nowoczesna kobieta Zachodu. Islamizacja Francji w wymiarze społecznym sprowadza się koniec końców przede wszystkim do restauracji patriarchatu.
Wszystkie powieści Houellebecqa mówią o kryzysie patriarchalnej męskości. Ich bohaterowie to słabi neurotycy, złamani przez sprzeczne oczekiwania, jakie kultura Zachodu wysuwa wobec mężczyzn z klasy średniej. Boją się kobiet, nie umieją z nimi rozmawiać i budować z nimi udanych relacji, ciągle duszą się we własnych seksualnych frustracjach. Wyjściem z nich jest związek z kobietą będącą idealną matką i kochanką zarazem, niosącą obietnicę domowego ciepła, bezwarunkowej miłości i nieograniczonej seksualnej rozkoszy. Jednak taka relacja w powieściach Houellebecqa zawsze okazuje się nie do utrzymania – rozpada się i ponosi klęskę. Tak jest z Brunonem i Christiane w Cząstkach elementarnych czy Michelem i Valérie w Platformie.
François nie różni się pod tym względem od wcześniejszych bohaterów Houellebecqa. Gdy pełniąca podobną rolę co inne powieściowe kochanki Myriam wyjeżdża, François pozostaje tylko frustracja i fantazje. Z tęsknotą patrzy na średniowiecze, głównie na kult maryjny. Gdy we Francji zachodzi epokowa zmiana, chroni się w maryjnym sanktuarium (francuskiej „Czarnej Madonny”) w Rocamadour.
Zastanawiałem się, czy islamizacja Francji nie jest w powieści po prostu fantazją François o restauracji patriarchatu, tradycyjnej męskości i podporządkowaniu kobiety. Gdy rozważa nawrócenie na islam, argumentem nie są dla niego pieniądze, dalsza akademicka kariera, nie mówiąc już o teologicznych argumentach Redigera. Atrakcyjne wydaje się mu raczej to, że Rediger „ma jedną żonę w wieku czterdziestu lat do kuchni, drugą w wieku lat piętnastu do innych rzeczy i pewnie jeszcze ze dwie żony w pośrednim wieku”.
Paradoksalnie z powieści oskarżanego często o mizoginię Houellebecqa można wysnuć wniosek, że feminizm jest ostatnią nadzieją Zachodu.
Powrót do Egiptu
Restauracja patriarchatu jest bowiem symptomem szerszego zjawiska, jakie zachodzi wraz z islamizacją Europy – klęski i odwrotu indywidualistycznego, zachodniego, emancypacyjnego projektu. Swój wyraz znalazł on w oświeceniu, ale korzeniami tkwi być może w chrześcijańskim koncepcie wcielenia, a może w księdze Hioba, z jej gestem uznania, że ofiara może być niewinna i ma prawo bronić swojej niewinności i swojego prawa przed wrogim światem. To zresztą dogmat wcielenia jako największą „głupotę” chrześcijaństwa, skutkującą indywidualistyczną pychą atakuje Rediger w rozmowach z François.
Rediger stawia także tezę, że ze wszystkich religii Księgi islam jest najbardziej pogodzony ze światem takim, jakim on jest. Świat jest perfekcyjnym stworzeniem bożym. Nie ma upadku i zbawienia, czekania na mesjasza. Nie ma więc też mesjańskiej siły negacji zastanej rzeczywistości, która w zsekularyzowanej wersji ożywiała też rewolucyjne projekty. Islamizacja Europy jest u Houellebecqa odtworzeniem „naturalnych” relacji władzy: mężczyzny nad kobietą, ojca nad synem, wspólnoty nad jednostką, które w jakiś sposób zracjonalizować czy wręcz znieść próbował oświeceniowy projekt. Jeśli oświecenie miało być wyjściem „z egipskiej niewoli”, islamizacja jest do niej powrotem.
Wracając do Egiptu, tracimy wolność sumienia, prawa kobiet czy nawet romantyczną miłość. Jak mówi nam François, we Francji prezydenta Ben Abbasa wielką karierę robi socjolog wieszczący zmierzch rodziny rozumianej jako emocjonalna więź dwóch osób różnej (lub tej samej) płci i ich dzieci. Wraca w jej miejsce stary model, w którym centralną więzią definiującą rodzinę nie jest ta między małżonkami, ale między synem a ojcem. Rodzina to przede wszystkim ośrodkiem społecznej reprodukcji, transferu kapitałów, pozycji społecznej, etosu stanowego, savoir-faire.
François i na to patrzy bez żalu. Projekt zachodniego indywidualizmu w jego oczach zbankrutował, produkuje tylko lepiej lub gorzej znoszących depresyjne symptomy neurotyków, takich jak on. W najsłynniejszej powieści Huysmansa, Na wspak, dekadencki arystokrata Jean des Esseintes próbuje zmienić swoje życie w dzieło sztuki, radykalnie je zdenaturalizować. Wycofuje się do zamkniętej rezydencji, otacza dziełami literatury (szczególnie ceni poetów z czasów upadku Imperium Rzymskiego), obrazami Moreau i Redona. Nocami oddaje się hermetycznym studiom, w dzień śpi, żywi się najbardziej wymyślnymi potrawami. Wszystko to prowadzi do rozstroju nerwów i żołądka, na który lekarze przepisują lewatywę – co nadaje tytułowemu Na wspak ironiczny wymiar. Może według François islamizacja Europy jest konieczną lewatywą, którą kontynent musi przyjąć po klęsce oświeceniowego projektu?
Radość i nihilizm
Oczywiście można polemizować z obecną w książce wizją islamu. Że wcale nie jest taki konserwatywny, jeśli chodzi o płeć, kobiety, miłość i rodzinę. Że istnieje przecież islamski feminizm, a w liberalnej demokracji też jest seksizm. Że powieść ignoruje rasizm państwa francuskiego, marginalizację ekonomiczną i społeczną muzułmanów. Wszystko to prawda, tylko trochę w wypadku dyskusji o Soumission nie na temat.
Tak samo można się zżymać na niechlujny, felietonowy styl Houellebecqa, recyklingowanie przez niego myśli i motywów z poprzednich powieści. Na to, że świat dobrobytu, który nuży François, dla mojego pokolenia jest zupełnie niedostępnym w wyobrażalnej przyszłości rajem bezpieczeństwa finansowego i socjalnego.
Ale mimo tego wszystkiego powieść ta niesamowicie wciąga i dotyka. Dlaczego? Na pewno rolę odgrywa tu aktualny kontekst, ale nie tylko. Tak jak w całej swojej prozie Houellebecq stawia tu fundamentalne pytanie, z jakim nasza kultura mierzy się od ponad stu lat: pytanie o nihilizm. Nie przypadkiem Rediger swój doktorat poświęca wpływowi Fryderyka Nietzschego (filozofa, który jako pierwszy pytanie o nihilizm postawił z taką siłą i precyzją) na myśl René Guenona, francuskiego filozofa i religioznawcy, który ratunku dla dekadenckiej cywilizacji Zachodu szukał w ezoterycznej tradycji społeczeństw Orientu. Sam w końcu przyjął islam. Jak mówi François, z zainteresowaniem czytający pracę Redigera, był to wykalkulowany, racjonalny wybór. Islam wydawał się Guenonowi najbardziej uniwersalną, „czystą” i najsilniej pozostającą w kontrze do słabości nowoczesnego projektu tradycją duchową. François nie interesuje wprawdzie żadna „duchowość”, ale islam nie wydaje się nieatrakcyjną odpowiedzią na kryzys, którego sam jest efektem. Houellebecq patrzy na swojego bohatera z ironią, jego odpowiedzią na pytanie o nihilizm na ogół pozostaje gorzki, zrezygnowany śmiech.
Ale lektura Soumission zostawia nam miejsce na wyciągnięcie własnych wniosków. Książka dobitnie pokazuje, jak bardzo liberalizm sam nie jest w stanie się obronić. Jeśli nie chcemy wybierać między nihilizmem rynku a powrotem jakiejś transcendencji i opartych na niej, nienegocjowalnych struktur władzy, musimy dopełnić materialistyczną, indywidualistyczną filozofię jakąś formą radości. Rozumianej nie jako głupie zadowolenie czy ekscytacja – ale jako dyspozycja do aktywnego działania, przekształcania siebie i świata.
Houellebecq na pewno nie wskazuje, gdzie takiej radości szukać, ale uświadamia, jak bardzo jest ona dziś potrzebna. Bez niej rzeczywiście nawet islam wydaje się atrakcyjną opcją. Pod warunkiem że nie jest się piętnastolatką, która została czyjąś czwartą żoną.
Michel Houellebecq, Soumission, Flammarion 2015.