Policja używa mosiężnych kul, snajperzy celują w głowy, a służby torturują porwanych.
Dzisiaj można już stwierdzić, że na Ukrainie nie tylko systematycznie są łamane podstawowe prawa człowieka (wolność słowa, prawo do wolności i nietykalności osobistej, prawo do życia), ale popełniane są zbrodnie przeciwko ludzkości w klasycznym ujęciu tego terminu, zapisanym w Traktacie Rzymskim – czyli szczególnie zuchwałe przestępstwa przeciwko godności człowieka, z zamiarem cynicznego poniżenia. Są one zaprzeczeniem humanistycznych zasad współżycia niezależnie od miejsca, czasu i kontekstu politycznego. Nie istnieje usprawiedliwienie takich zbrodni i nie ma takich działań, na które mogłyby być współmierną odpowiedzią.
Do zbrodni tych należą: tortury, znęcanie się nad jeńcami, łamanie praw i zwyczajów panujących na wojnie. Terminologia militarna jest tu właściwa, gdyż starcia jednostek specjalnych Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i zorganizowanego frontu demonstrantów na ulicach miasta, szczególnie w warunkach prawnej anarchii, można rozpatrywać w kategoriach wojennych. Jednocześnie niejasny status prawny konfliktu skłania stronę, która uważa się za przedstawiciela prawa, do naruszania elementarnych norm etycznych, takich jak szacunek dla posła – negocjatora (na moich oczach bez żadnych rozmów pobito i aresztowano przedstawiciela protestujących, który z białą flagą wyszedł do pracowników MSW, by wręczyć im notę) – lub nietykalność lekarzy.
Agresja wobec personelu medycznego, który udziela pomocy protestującym, w ostatnich dniach stała się nieodłącznym elementem starć na ulicach Kijowa. Szczyt tej agresji przypadał na 22 stycznia, kiedy przy pomocy granatów świetlno-hukowych i pałek całkowicie zniszczono punkt medyczny; pobito lekarzy, los rannych tam przebywających jest wciąż nieznany. Lekarze, którzy udzielali pomocy uczestnikom protestów, są odszukiwani i zatrzymywani (właściwie – porywani, bo nie jest stosowany żaden z przewidzianych przez prawo elementów procedury zatrzymania) na terenie całego miasta, z dala od miejsca starć. 23 stycznia wprost z dworca kolejowego w Kijowie funkcjonariusze oddziału specjalnego Berkut wywieźli do lasu, pobili i porzucili 22-letnią dziewczynę, wolontariuszkę służby medycznej Majdanu Oleksandrę Chajłak. Skonfiskowano jej wszystkie leki, łącznie z tymi, które musiała przyjmować na astmę.
Policyjne porwania czasami wykonywane są przez najemników w cywilnych ubraniach i zwykle łączą się z pobiciem, torturami, czasami – publicznymi torturami.
Przynajmniej w jednym wypadku (a takich wypadków może być więcej, biorąc pod uwagę, że do dziś wiadomo o zniknięciu niemal dziesięciu osób), porwanie zakończyło się śmiercią ofiary. 21 stycznia „nieznane osoby w cywilu” bezpośrednio ze szpitala porwały dwóch rannych aktywistów Majdanu – Ihora Łucenki i Jurija Werbickiego: „początkowo przesłuchiwali nas razem, stosując elementy przemocy, a potem rozdzielili, odciągnęli w różne części lasu i działali oddzielnie. Słyszałem tylko, że bardzo mocno naciskają na Jurija (…). To wszystko trwało około czterdziestu minut, godziny. Potem znowu zapakowali nas do samochodu i dokądś zawieźli z workami na głowie”. 22 stycznia w okolicach wsi Hnidyn niedaleko od Kijowa znaleziono ciało Jurija Werbickiego ze śladami okrutnych tortur.
22 stycznia w Kijowie funkcjonariusze Berkutu zatrzymali na ulicy sześciu studentów uniwersytetu teatralnego, którzy wracali z Majdanu. Niebawem, jak i w poprzednim przypadku, wypuszczono jednego z nich, 17-letniego Mychajła Nyskohuza. Powiedział potem, że poddawano go torturom i poniżano: rozbierano, przeganiano przed szeregami żołnierzy, bito i zmuszano do śpiewania hymnu Ukrainy, raniono nożem pośladki.
Uczestnik tak zwanego Automajdanu (ruchu protestacyjnego kierowców) Oleksandr Krawcow, schwytany przez milicjantów 23 stycznia, również mówi o publicznym znęcaniu się i rozbieraniu ofiar na mrozie: „Napadli nas, zniszczyli samochody, zawieźli do parku Marijskiego, (…) rozebrali, zmusili do klęczenia na śniegu przez półtorej godziny… Było nas około 17 osób”.
Szczególnie cynicznie wyglądają publiczne tortury, którym poddany został aktywista Mychajło Hawryluk, zatrzymany przez milicję 23 stycznia. W znęcaniu się nad nim brało udział kilkudziesięciu funkcjonariuszy. Wszystko zarejestrowali na wideo, wskutek czego incydent ten nabrał dużego rozgłosu w mediach. „Bili mnie na ziemi – opowiadał Mychajło Hawryluk. – Podbiegali wszyscy, którym się chciało, skakali po głowie, robili sobie zdjęcia. Rozebrali mnie do naga i zaczęli robić z moją głowa to, co piłkarze z piłką w czasie meczu. Pokazywali jacy z nich bohaterowie, fotografując się nawzajem, stawiając na mnie nogi, kiedy leżałem nagi na ziemi”.
Zbrodnią przeciwko ludzkości, a nie tylko złamaniem wszystkich możliwych instrukcji służbowych, jest wykorzystanie przez milicję przeciwko uczestnikom protestów niedozwolonych środków.
Udowodniono, że funkcjonariusze w czasie starć stosowali mosiężne kule o średnicy 18,5 mm, przeznaczone wyłącznie do usuwania przeszkód mechanicznych (na przykład do wyłamywania drzwi) czy zatrzymywania pojazdów. Jest to znaczące, bo pokazuje całkowicie instrumentalne traktowanie sprzeciwu przez ukraińskie struktury siłowe: w ich oczach uczestnicy protestów są jedynie przedmiotami, które należy usunąć, czy też zniszczyć. Nie ma mowy nawet o podstawowej etyce walki. Właśnie taką kulą 22 stycznia zabity został obywatel Białorusi Michaił Żyzneuski – kula przebiła serce na wylot. Odnotowano także, że funkcjonariusze oddziałów specjalnych mocują do granatów świetlno-hukowych drobne kamienie, by wywołać obrażenia mechaniczne, co daje efekt podobny do granatu odłamkowego. Niehumanitarne i niezgodne z prawami człowieka jest także, wydane przez Radę Ministrów, pozwolenie stosowania armatek wodnych przy ujemnych temperaturach, co może spowodować poważne odmrożenia i śmierć w wyniku wychłodzenia organizmu.
Rany wielu demonstrantów świadczą o celowym strzelaniu w głowę (przede wszystkim w oczy) i w okolice pachwin. Wiele postrzeleń powodują snajperzy. Znaczące jest, że duża część osób ranionych w ten sposób to dziennikarze i przedstawiciele mediów. Umyślna przemoc wobec dziennikarzy to cecha charakterystyczna starć na Ukrainie.
Paniczny strach ukraińskiej władzy przed opinią publiczną zmusza ją do strzelania do dziennikarzy, wskutek czego napis „Press” na kamizelce czy kasku (podobnie jak czerwony krzyż) nie chroni, lecz powoduje dodatkowe zagrożenie.
Jedynie w czasie pięciu dni starć (19-23 stycznia) w Kijowie ucierpiało przynajmniej 40-50 dziennikarzy. Wśród najciężej rannych są: operator rosyjskiej stacji telewizyjnej REN-TV Stanisław Grigoriew (poważnie ranny przy wybuchu świetlno-hukowego granatu), dziennikarz ukraińskiej stacji telewizyjnej „Hromadske.tv” Wład Bowtruk (raniony gumową kulą w nogę i brzuch), dziennikarz stacji telewizyjnej ICTV Wołodymyr Zinczenko (trafiony gumową kulą w oko).
Podsumowując, należy powiedzieć jedno: Niezależnie od tego, jak zakończą się dzisiejsze starcia na Ukrainie i jakie będą polityczne realia, winni popełnienia zbrodni przeciwko ludzkości muszą zostać ukarani. Jest to obowiązek całej wspólnoty międzynarodowej i każdego z nas.
Przeł. Michał Petryk
Ostap Sływyński – poeta, tłumacz, krytyk, slawista, doktor współczesnej literatury bułgarskiej, wykłada język i literaturę polską na Uniwersytecie Lwowskim.
30 stycznia w Warszawie pod hasłem Solidarni z Euromajdanem odbędzie się wielka manifestacja wsparcia dla Ukrainy.