Świat

Stawiszyński: Noblowskie igrzyska

Nagroda Nobla już od dawna nie odpowiada sposobowi, w jaki funkcjonuje współczesna nauka.

Tegoroczna Nagroda Nobla w dziedzinie medycyny wywołała tradycyjny spór i kontrowersje. Rozmaici specjaliści typowali swoich kandydatów, przekonująco dowodząc, że wiele innych odkryć równie dobrze mogłoby sięgnąć po najwyższy laur. I chociaż badania nad systemem wewnętrznego transportu komórkowego przyniosły wiedzę doniosłą i brzemienną w skutki – znalazłoby się co najmniej kilkadziesiąt innych, których nagrodzenie dałoby się równie merytorycznie i elegancko uzasadnić.

Ta sytuacja powtarza się co roku z żelazną regularnością. Czy są to tylko efekty zupełnie w takich okolicznościach naturalnego – być może podszytego nawet wyraźną nutą resentymentu – żalu nienagrodzonych? Czy może sama idea takiej nagrody, będącej punktowym wskazaniem jednego, najwybitniejszego i najbardziej doniosłego naukowego odkrycia nieszczególnie odpowiada już dzisiaj temu, w jaki sposób realnie funkcjonuje nauka?

Kiedy w 1895 roku szwedzki naukowiec i wynalazca dynamitu Alfred Nobel ustanowił swoją nagrodę, miała być ona przyznawana za szczególne osiągnięcia dokonane w roku poprzedzającym przyznanie wyróżnienia. Galopujący rozwój nauki prędko jednak uniemożliwił taką reaktywność i Nagrody Nobla wręczane są niekiedy nawet po kilkudziesięciu latach. Dodajmy do tego jeszcze inną żelazną regułę, w myśl której dozwolone jest odznaczanie wyłącznie naukowców żyjących, i prosty statystyczny rachunek uświadami nam, że wiele milowych kroków w rozwoju nauki nigdy nie doczeka się noblowskiego splendoru. Podobnie zasada, że za jedno odkrycie nagrodzić można najwyżej trzy osoby, nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. We współczesnej nauce – zwłaszcza w naukach empirycznych – nad poszczególnymi zagadnieniami pracują kilkudziesięcioosobowe zespoły, często równolegle dochodząc do tych samych wyników. Taka sytuacja zdarzyła się np. w przypadku odkrycia wirusa HIV i zbadania jego związku z AIDS. Zajmowały się tym niezależnie dwie grupy, jedna pod przewodnictwem Luca Montagnier, druga – Roberta Gallo. Obie grupy mniej więcej w tym samym czasie ogłosiły efekty swoich badań, jednak Nobla otrzymał tylko Montagnier.

Abstrahując jednak od nieprzystawalności systemu nagradzania do elementarnych realiów, Nagroda Nobla buduje wśród opinii publicznej fałszywy obraz nauki. Sugeruje mianowicie, że jest ona działalnością heroicznych jednostek, samotnych geniuszy dokonujących w zaciszach swoich laboratoriów różnych niezwykłych odkryć. O ile sto lat temu tego rodzaju obraz odznaczał się być może pewną zasadnością, o tyle dzisiaj już nie. Nauka jest przede wszystkim działalnością zbiorową, żeby nie powiedzieć – wspólnotową. Jest także złożonym systemem powiększania zasobu wiedzy, poprzez żmudne i gremialne replikowanie poszczególnych eksperymentów, weryfikowanie hipotez, ustalanie jak najbardziej adekwatnego opisu danego zjawiska czy zespołu zjawisk.

Nagradzanie w tym kontekście poszczególnych naukowców – w podniosłej aurze wyjątkowości – wydaje się szkodliwym nieporozumieniem, wprowadzającym reguły ostrej, jednostkowej konkurencji i prostej wojny o prestiż do czegoś, co z samej definicji opiera się na nieegoistycznej kooperacji i wspólnym dążeniu do przyrostu wiedzy.

Inna sprawa, że coroczne ogłaszanie Nagród Nobla to dzisiaj atrakcyjny medialny spektakl, którego widzowie oczekują dokładnie tego, co dostają – namaszczenia półbogów i herosów, którzy chodzą po tej samej ziemi co zwykli zjadacze chleba.

Dlatego właśnie – choć wszystko, co napisałem powyżej, powiedziano już wielokrotnie – noblowskie igrzyska będą zapewne trwały jeszcze przez długie lata. Niekoniecznie z pożytkiem dla nauki, niestety. Ale nie o to najwidoczniej tutaj chodzi.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Stawiszyński
Tomasz Stawiszyński
Eseista, publicysta
Absolwent Instytutu Filozofii UW, eseista, publicysta. W latach 2006–2010 prowadził w TVP Kultura „Studio Alternatywne” i współprowadził „Czytelnię”. Był m.in. redaktorem działu kultura w „Dzienniku”, szefem działu krajowego i działu publicystyki w „Newsweeku" oraz członkiem redakcji Kwartalnika „Przekrój”. W latach 2013-2015 członek redakcji KrytykaPolityczna.pl. Autor książek „Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii” (2013) oraz oraz „Co robić przed końcem świata” (2021). Obecnie na antenie Radia TOK FM prowadzi audycje „Godzina Filozofów”, „Kwadrans Filozofa” i – razem z Cvetą Dimitrovą – „Nasze wewnętrzne konflikty”. Twórca podcastu „Skądinąd”. Z jego tekstami i audycjami można zapoznać się na stronie internetowej stawiszynski.org
Zamknij