List otwarty do premiera Camerona i Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.
Szanowny Panie Premierze, czcigodny Lordzie Coe, drodzy członkowie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego,
piszę z nadzieją na to, że wszyscy ci, którym bliski jest duch igrzysk olimpijskich, pamiętają o plamie, jaką na pierścieniach olimpijskich zostawiły igrzyska z 1936 roku w Berlinie. Impreza ta miała miejsce pod egidą tyrana, który trzy lata wcześniej wprowadził prawo wyodrębniające jako przedmiot prześladowań grupę osób, których jedyną zbrodnią był przypadek urodzenia. Chodziło o Żydów, którym nowe prawo zabroniło pełnić funkcji publicznych, a nawet kierować uniwersyteckimi katedrami. Nowym prawom towarzyszyło przyzwolenie na akty przemocy i nienawiści skierowane przeciw tej mniejszości, książki napisane przez wywodzących się z niej autorów publicznie palono na stosach. Tyran twierdził, że Żydzi „zanieczyścili” niemiecką tradycję, że stanowią zagrożenie dla państwa, dzieci i przyszłości Rzeszy. Obwiniał ich o wzajemnie wykluczające się zbrodnię: komunizm i kierowanie międzynarodowym kapitałem i bankami. Zarzucał im rozkładanie niemieckiej kultury przez zgubny liberalizm. Ruch olimpijski nie zwracał uwagi na to, co działo się w Niemczech przed osławionymi igrzyskami w Berlinie. Okazały się one triumfem Führera. Podniosły jego prestiż w Niemczech i na świecie. Wszyscy historycy są zgodni, że igrzyska dodały Hitlerowi pewności siebie. Do jakich działań ją wykorzystał, wszyscy wiemy.
Putin w przerażający sposób powtarza te obłędne prześladowania, tylko w jego wypadku wymierzone są one w Rosjan należących do społeczności LGBT. Pobicia, morderstwa, akty nienawiści wobec osób homoseksualnych są ignorowane przez policję. Każda próba publicznej obrony osób homoseksualnych czy sensowna dyskusja o homoseksualizmie są prawnie zakazane. Publiczna wypowiedź głosząca, że na przykład Czajkowski był osobą homoseksualną, że jego życie i twórczość odbijały jego orientację, że może on być inspiracją dla innych homoseksualnych artystów – może skończyć się więzieniem.
W tej sytuacji nie wystarczy powiedzieć, że homoseksualni olimpijczycy i olimpijki mogą nie być bezpieczni w wiosce olimpijskiej.
Międzynarodowy Komitet Olimpijski musi zająć jasne stanowisko, w imieniu zjednoczonej ludzkości, jaką reprezentuje, przeciw barbarzyńskiemu, faszystowskiemu prawu, jakie Putinowi udało się przepchnąć przez Dumę.
Nie zapominajmy, że w starożytności w igrzyskach olimpijskich nie chodziło tylko o sport, że było to także współzawodnictwo w kulturze. Musimy zdać sobie sprawę z faktu, że sport jest właśnie częścią kultury. Nie istnieje w oddzielonej od społeczeństwa bańce mydlanej. Twierdzenie, że „sport nie ma nic wspólnego z polityką” jest bardziej niż głupie, jest pełne hipokryzji, celowo wprowadza w błąd. Bo polityka łączy się ze wszystkim, dlatego, że „polityka” po grecku znaczy po prostu „to, co dotyczy wspólnego życia ludzi”.
Odebranie Rosjanom prawa do organizacji Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi jest w tej sytuacji po prostu konieczne. Zorganizujmy je gdzie indziej: w Utah, Lillehammer, gdziekolwiek. Za wszelką cenę nie można dopuścić do tego, by Putin, jako gospodarz igrzysk, otrzymał publiczne poparcie całego cywilizowanego świata.
Prezydent Rosji robi z osób homoseksualnych kozły ofiarne, tak jak Hitler robił je z Żydów. Nie może mu to ujść na sucho. Wiem, o czym mówię. Odwiedziłem Rosję, by wziąć udział w dyskusji z deputowanym do Dumy, który jako pierwszy wprowadził podobne prawa w Petersburgu. Patrzyłem w twarz tego człowieka i przed kamerami próbowałem przemówić mu do rozsądku, polemizować z nim, zbijać jego argumenty, tłumaczyć mu, dlaczego postępuje niesłusznie. Wszystko to odbijało się od tego, co Hannah Arendt pamiętnie nazwała „banalnością zła”. To był głupi człowiek, ale jak każdy kandydat na tyrana był obdarzony talentem do wykorzystywania sfrustrowanych ludzi poprzez wskazywanie im kozłów ofiarnych. Putin nie jest może tak umysłowo ociężały jak deputowany Milanow, ale kierują nim te same instynkty. Może twierdzić, że rosyjskie „wartości” są odmienne od tych „zachodnich”, ale prawda jest taka, że występuje przeciw dziedzictwu Piotra Wielkiego, przeciw nadziejom milionów Rosjan, terroryzowanych przez ogolonych na łyso bandytów i religijną bigoterię, przerażonych zwijaniem demokracji i wprowadzaniem nowego autorytaryzmu w kraju, który tak wiele wycierpiał w przeszłości (a którego muzykę, literaturę i teatr, tak się składa, kocham namiętną miłością).
Jestem gejem i Żydem. Rodzina matki straciła kilkanaścioro krewnych w wyniku antysemityzmu Hitlera. Za każdym razem gdy w Rosji (a zdarza się to coraz częściej), przy obojętności policji, homoseksualny nastolatek nie wytrzymuje i popełnia samobójstwo, gdy lesbijka jest „korekcyjnie” gwałcona, osoby homoseksualne dowolnej płci są bite na śmierć przez łysych bandytów, świat staje się gorszym miejscem, a ja mam ochotę płakać, że historia znów się powtarza.
„Do triumfu zła wystarczy obojętność przyglądających się temu prawych” – pisał Edmund Burke. Drodzy działacze MKOL, chcecie odegrać rolę „prawych” pozwalających na triumf zła?
Letnie igrzyska olimpijskie w 2012 roku były jednym z najwspanialszych wydarzeń w moim życiu i w historii mojej ojczyzny. Organizacja igrzysk olimpijskich w Soczi na zawsze odbierze ruchowi olimpijskiemu tę chwałę. Pierścienie olimpijskie na wieki zostaną zbrukane w oczach cywilizowanego świata.
Błagam was, odrzućcie nakazy pragmatyzmu, dyplomacji, presji finansowych i jasno stańcie na gruncie globalnego humanizmu, jaki macie obowiązek reprezentować. Wznieście z dumą w górę olimpijski sztandar, tak jak działacze LGBT z dumą noszą tęczową flagę. Miejcie odwagę postępować zgodnie z zasadami waszego ruchu, które pozwolę tu sobie przytoczyć. Karta Olimpijska głosi, że zadaniami MKOL są:
– współpraca z odpowiednimi instytucjami publicznymi i prywatnymi, aby sport służył ludzkości i w ten sposób propagował budowanie pokoju ( s. 14.)
– działanie przeciwko jakiejkolwiek formie dyskryminacji mającej wpływ na ruch olimpijski (s. 14)
– zachęcanie i wspieranie inicjatyw łączących sport z kulturą i edukacją (s. 15).
Szczególnie apeluję tu do Pana, Pana Premierze, jako do osoby, do której żywię najwyższy szacunek. Jako lider partii, którą przez całe swoje dorosłe życie instynktownie odrzucałem, wykazał pan uczciwe i konsekwentne zaangażowanie w walkę o prawa osób homoseksualnych i pomógł przeprowadzić ustawy gwarantujące małżeństwa dla wszystkich przez obie izby parlamentu, mimo sprzeciwu w szeregach własnej partii. Za to, niezależnie od wszystkich różnic między nami, zawsze będę Pana podziwiał. Wierzę, że w ostatecznym rachunku po prostu wie Pan, kiedy trzeba zachować się przyzwoicie. Proszę tylko, by i teraz zrobił Pan użytek z tej wiedzy.
przeł. Jakub Majmurek
Stephen Fry – brytyjski aktor, komik, scenarzysta i dramatopisarz. Karierę aktorską zaczynał w Cambridge, gdzie w studenckim kabarecie tworzył duet z Hugh Lauriem, późniejszym odtwórcą roli Doktora House’a. Wystąpił w takich filmach jak Rybka zwana Wandą, Przyjaciele Petera, Godsford Park, V jak vendetta. Najbardziej znany z tytułowej roli Oskara Wilde’a w filmie Wilde.