Kraj

Krawczyk: Ciało 2018

Pokaz fragmentów zdrowego, szczupłego bądź umięśnionego ciała nie wiąże się z żadnym wstydem. Ale ciało patologiczne, schorowane, ułomne nic na tym nie zyskuje.

I

Trudno określić, czy to jeszcze bardzo późny koniec 1989, czy już bardzo wczesny początek 1990. Akcja dzieje się chwilę po upadku Muru Berlińskiego. Młody chłopak z byłego NRD zwiedza na skuterze niedostępny mu wcześniej świat Zachodu. Ląduje w wypożyczalni kaset VHS i, jak mówi, przeżywa swoje pierwsze kulturalne odkrycia w nowym kraju. Oprócz niego stoi tam jeszcze kilku starszych mężczyzn i trzy kobiety w średnim wieku, wszyscy wpatrują się tępym wzrokiem w telewizor. Hipnotyzuje ich obraz blondynki, która, siedząc na kuchennym blacie, z godnym podziwu zaangażowaniem, zlizuje bitą śmietanę ze swoich monstrualnie wielkich piersi.

II

Rok 2009 albo 2010, nie pamiętam dokładnie. Stoję w przychodni przed gabinetem swojego przyszłego lekarza. Przede mną czeka kilku mężczyzn. Żaden nie siedzi. Widocznie wolą stać. Po godzinie wchodzę do gabinetu. Lekarz w bardzo zachowawczy sposób próbuje przeprowadzić wywiad na temat moich dolegliwości. Kiedy orientuje się, że nie mam problemu z wypowiadaniem słów „żylaki” i „odbyt” w jednym zdaniu, rozmawia się nam już dużo swobodniej.

Lekarz wychodzi na chwilę i zostawia mi do przejrzenia ulotki na temat hemoroidów. Wszystkie z nich mają jedno przesłanie: „Nie wstydź się, przyjdź do proktologa!” i oczywiście w mniej lub bardziej subtelny sposób opisują rozwój choroby.

– Nie spodziewałem się, że wizyta u proktologa to jest jakiś wstyd – odzywam się do lekarza, który właśnie wrócił do gabinetu.
– Zdziwiłby się pan, jak ludzie boją się tutaj przychodzić. Nie leczą się, nie mogą siedzieć, śpią na brzuchu, ale do lekarza nie pójdą. A to może prowadzić nawet do śmierci. Proszę mi wierzyć, nie przesadzam.

Scena z niemieckim porno pochodzi z filmu Good Bye, Lenin Wolfganga Beckera. Trwa trzy sekundy. Wraz z historycznymi przebitkami z wystąpień Helmuta Kohla i powstających restauracji Burger King ilustruje przemiany we wschodnich Niemczech. Druga scena jest relacją z mojej pierwszej wizyty u proktologa. Zdumienie, jak wielkim wstydem obudowany jest zwieracz odbytu, było u mnie równie duże jak hipnoza filmowych postaci w wypożyczalni kaset VHS. Pruderyjny, wręcz śmiertelny wstyd, który chorym na hemoroidy skutecznie uniemożliwia wizytę u lekarza, nie musi wcale stać w sprzeczności z bezwstydem ogromnych cycków osadzonych na maksymalnie urynkowionym ciele blond gwiazdki. Chcąc zrozumieć polską wstydliwość ciała, można, a nawet należy, czerpać z tych dwóch obrazów jednocześnie.

Należałoby cofnąć się do roku 1968 i po raz kolejny skonfrontować się z faktem, że w Polsce żaden „sześćdziesiąty ósmy” na dobrą sprawę nie miał miejsca. To znaczy

zamiast Maja mieliśmy Marzec, ale strajki studenckie w kilku większych polskich miastach dotyczyły czegoś zgoła innego niż długość, jakość i polityczność orgazmu.

Kiedy Francuzi i Francuzki, Amerykanie i Amerykanki, Niemcy i Niemki z RFN intensywnie pracowali, z narażeniem własnych ciał, na to, co później zostało nazwane rewolucją seksualną, w Polsce nie było ani czasu, ani klimatu na tego typu cielesne akty rewolucyjne.

Konfrontujemy się z tym problemem za każdym razem, kiedy w Sejmie pojawia się choć cień nadziei na liberalizację przepisów dotyczących ciała, praw reprodukcyjnych czy związków partnerskich. Znacznie łatwiej było zaostrzyć ustawę aborcyjną w 1993 roku, niż dać parom jednopłciowym chociaż część praw przysługujących „świętej” heterorodzinie. Edukację seksualną, a raczej brak edukacji seksualnej, na cześć tejże rodziny nazwano nawet „Wychowaniem do życia w rodzinie”. Efekt jest taki, że nastolatki zabezpieczają się, wsuwając pół opakowania tabletek antykoncepcyjnych na kilka godzin przed imprezą.

Podobnie jak „kompromis” aborcyjny sprzed dwudziestu lat w wielu szkołach obowiązuje „kompromis” edukacji seksualnej. Pani od PO albo pan od WF-u opowiedzą na nieobowiązkowych zajęciach o „naturalnych różnicach płciowych” i starczy. Próby zmiany tego stanu rzeczy przeważnie kończą się reakcjami godnymi Wojciecha Cejrowskiego, który oburzony działaniami edukatorów seksualnych w latach 90., wymachiwał prezerwatywą i bananem w swoim programie WC Kwadrans.

Jak wobec braku chociażby echa rewolucji seksualnej możemy się dziwić, że sfera genitaliów i odbytu pozostaje tak silnie stabuizowana, że wielu woli umrzeć ze wstydu na nowotwór jelita grubego, niż przyjść do lekarza, wypiąć się i poddać rektoskopii? Takie badanie to nic przyjemnego, jasne. Ale daje nam wyjątkową okazję obejrzenia własnego wnętrza w jakości HD.

Wstyd pogłębiany jest przez swoisty trening czystości, jakiemu nieustannie jesteśmy poddawani. Genitalia ostatecznie można zaakceptować, pod warunkiem estetycznego przystrzyżenia włosów łonowych. Busz spod znaku „powrót do natury” jest wygnany na margines zbiorowej wyobraźni, prawie w te same rejony co demoniczne, nieczyste zwieracze odbytu.

Emancypacja ciała wymaga ciężkiej, regularnej pracy, zarówno na polu teoretycznym, jak i praktycznym. Trudno powiedzieć, czy udało się to komunardom z roku 1968 oraz ich kolegom i koleżankom problematyzującym cielesne opresje na uniwersytetach. Raczej nie. Tam, gdzie chociaż próbowano, rewolucja seksualna pozostaje projektem niedokończonym. W Polsce jesteśmy jeszcze przed nią albo, co gorsza, już straciliśmy szansę na jakąkolwiek zmianę stosunku do ciała.

 

Zamiast teoretyczno-praktycznej pracy nad ciałem zadowoliliśmy się rynkową protezą cielesnej emancypacji. W kuriozalnej wersji manifestacją rynkowego ciała jest niemieckie porno-monstrum z bitą śmietaną albo walki kobiet w kisielu czy gotowanym makaronie. Opcja tragiczna to prostytucja dziewczyn sportretowanych choćby w Galeriankach Katarzyny Rosłaniec.

Jednak ciało całkowicie poddane regułom rynku znajdujemy dopiero w internecie, na portalu showup.tv. Ten serwis, na którym amatorki i amatorzy przez umieszczone w swoich domach internetowe kamerki obnażają się przed nieznanymi ludźmi, jeśli wierzyć zapewnieniom właściciela, ściąga miesięcznie 6 mln użytkowników. Zgodnie z zasadami Web 2.0 każdy może tu być zarówno odbiorcą jak i nadawcą treści. Ci, którzy nadają porno-content, są opłacani przez innych użytkowników żetonami. Równowartość jednego żetonu przy wypłacie to 10 groszy. Niektórzy za zrzucenie z siebie koszulki życzą sobie 50 żetonów, za prezentację pośladków można zarobić w granicach 20 żetonów. Bez trudu znajdziemy też pary, które za kilkaset żetonów będą uprawiały seks na tle meblościanki. Wtedy użytkownicy-obserwatorzy zrzucają się na taki pokaz, wpłacając po kilka żetonów każdy.

Jedna z „żetoniarek” chwaliła się w wywiadzie, że jest w stanie zarobić ponad 1000 zł dziennie, nie pokazując nawet twarzy. Męskie pokazy ograniczają się zazwyczaj do zbliżenia na stojące prącie. Ejakulację obejrzymy już za 150 żetonów. Już pierwszy rzut oka na showup.tv uświadamia, jak konserwatywne estetycznie jest komercyjne porno. Obraz z kamery ogranicza się najczęściej do pełnych piersi i stojących fallusów. Rynkowe ciała wystawione na showupie nie mają żadnego potencjału emancypacyjnego.

Co z tego, że pokaz fragmentów zdrowego, szczupłego bądź umięśnionego ciała nie wiąże się z żadnym wstydem. Ciało patologiczne, schorowane, ułomne nic na tym nie zyskuje. Pierś po mastektomii czy penis niezdolny do wzwodu są jeszcze silniej wypierane poza cielesną wyobraźnię.

Sytuacja polskiego ciała jest tragiczna, ale jeszcze nie beznadziejna. Jej zmiana będzie wymagała jednak ciężkiej pracy, momentami walki własnym ciałem. Proponuję, żebyśmy przygotowali się na rok 2018. Jeżeli pięćdziesiąt lat po światowej rewolucji seksualnej uda się coś zmienić i wyciągnąć z wstydliwego klinczu ułomności ciała: żylaki odbytu, genitalia zmęczone chorobami wenerycznymi i te nietrzymające moczu, to uda się zmniejszyć choć trochę liczbę umierających ze wstydu.

Na początek należałoby wprowadzić wstyd jako oficjalną przyczynę zgonu. Lekarz powinien mieć możliwość wpisania w odpowiednich przypadkach zamiast nic nie znaczącej „niewydolności układu krążenia” po prostu „wstyd”. Wtedy będziemy mogli rozpoznać skalę problemu i walczyć z tymi, którzy nazwą ciało „tematem zastępczym”.

W 2018 roku będziemy już po wydarzeniach organizowanych we Wrocławiu w ramach Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Dlaczego nadwyżek kapitału kulturowego, które zostaną nam po tej imprezie, nie spożytkować na emancypację chorego ciała? Moglibyśmy na przykład rozpisać specjalny grant na musical o tematyce rektalnej. Proponuję powołać również funkcję ambasadorów hemoroidalnych, czyli ludzi którzy publicznie opowiedzą o swojej chorobie, opiszą trudy życia z wypadającym żylakiem w programach śniadaniowych. Skoro Lance Armstrong i Kamil Durczok mogą opowiadać o raku, to dlaczego nie mówić o mniej radykalnej chorobie w tym samym trybie?

Nie możemy zapomnieć też o potencjale, który drzemie w serialach – przypomnę tylko, że odcinek, w którym Hanka Mostowiak, bohaterka popularnej telenoweli M jak Miłość, rozbija się samochodem, oglądało aż 8,3 mln widzów! Chciałbym, żeby Klan rzeczywiście zaczął pełnić misję powierzoną Telewizji Publicznej, na której jest nadawany od ponad 15 lat. Dlaczego scenarzystom, wciąż łatwiej jest sobie wyobrazić, że Ryszard Lubicz, były taksówkarz, przeprowadza jednoosobowy szturm na agencję towarzyską, morduje ochroniarza i ratuje prostytutki, niż jego czułą rozmowę z żoną na temat jakiejś wstydliwej choroby. Prowadzi siedzący tryb życia, w zimie pracuje na podgrzewanych siedzeniach, zbliża się do pięćdziesiątki: jest idealnym kandydatem na bohatera hemoroidalnego. Do 2018 zdążymy się przygotować na rewolucję ciała, która pójdzie o krok dalej niż walka sprzed blisko pięćdziesięciu lat.

P.S.
Fazy rozwoju hemoroidów dzieli się na cztery etapy. Ostatni, najbardziej poważny, charakteryzuje się tym, że nie da się już ukryć objawów choroby. Guzki wypadają i trwale pozostają poza odbytem. Ta faza choroby wiąże się z silnym, uporczywym bólem i wymaga zdecydowanego działania: interwencji chirurgicznej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij