Wyobraźcie sobie deklarację: „Narodowe Odrodzenie Polski jest jednym z najbardziej aktywnych ruchów trzeciego sektora we Wrocławiu”. Wyobraźcie sobie, że ta deklaracja została umieszczona na łamach raportu o stanie organizacji pozarządowych w Polsce, dofinansowanym przez MSZ. Udało się? To wiecie, o co chodzi w Raporcie o stanie kultury i NGO w Ukrainie, wydanym przez fundację Open Culture.
Społeczeństwo obywatelskie na Ukrainie ma się źle. To żadna niespodzianka. Nie ma co szukać na to innych dowodów, wystarczy fakt, że raporty o jego stanie ciągle są wydawane nie na Ukrainie, tylko w Polsce. Oj, przepraszam. Napisałem przed chwilą „na Ukrainie”. To duży błąd, który autorzy raportu z poświęceniem naprawiają. We wstępie piszą: „Chcemy dać przyczynek do rewizji kulturowych i światopoglądowych współrzędnych, (…) których odzwierciedleniem jest kolonialne «na»”.
Trzeba przyznać, że ta rewizja się powiodła. Teraz wiemy, że możemy narzekać na słabość społeczeństwa obywatelskiego nie tylko na Ukrainie, ale też w Ukrainie. Wiemy też, że nie bardzo sobie życzymy silnego społeczeństwa obywatelskiego, skoro przykładem jego siły zdaniem autorów raportu jest m.in. działanie nacjonalistycznej organizacji Autonomiczny Opór, chwalonej w raporcie jako „jeden z najbardziej znanych i aktywnych ruchów trzeciego sektora we Lwowie”.
Oczywiście nie możemy odmówić skrajnej prawicy prawa do tworzenia społeczeństwa obywatelskiego. Szczególnie w sytuacji, kiedy jej poglądy podziela coraz więcej ukraińskich obywateli, oddając na skrajną prawicę 12 procent głosów w wyborach. Przecież społeczeństwo obywatelskie ma odzwierciedlać rzeczywiste poglądy i potrzeby jego członków. A że ci członkowie lubią maszerować przez Lwów z pochodniami, skandując „Ukraińcom – broń!” – no cóż. Jak napisał redaktor raportu Mykoła Riabczuk w swoim wstępie: „Wielość stylów i gatunków – czy nie jest to największe osiągnięcie ostatnich dwudziestu lat?”. Nadal zmagamy się że spuścizną totalitaryzmu, więc nie możemy odbierać ludziom prawa do głoszenia poglądów.
Zrobiłbym redaktorom raportu krzywdę, gdybym ocenił cały ich wysiłek wyłącznie na podstawie cytowanego powyżej tekstu, z zamiłowaniem opowiadającego o tym, jak lwowscy nacjonaliści organizują zajęcia sportowe dla swoich aktywistów. Na szczęście w tym raporcie można znaleźć dużo innych cennych informacji. Jeśli pokonać przynajmniej kilka tekstów w klasycznym dla ukraińskiego trzeciego sektora gatunku narzekania na trudne życie, łatwo dojść do wniosku, że pochwała lwowskich nacjonalistów wcale nie jest przypadkiem.
„Jeśli wiesz, że autorem logotypu Lufthansy jest ukraiński grafik Robert Lisowski, (…) to znaczy, że jesteś Ukraińcem”. W ten sposób znana ukraińska pisarka Oksana Zabużko zaczyna w raporcie swoją „postkolonialną” lamentację. Nie wiedziałem, kto jest autorem logotypu Lufthansy, więc chyba Ukraińcem nie jestem. Czy teraz, po uzyskaniu tej bezcennej wiedzy, wreszcie nim zostałem? Czy uczyniłem Ukraińcami wszystkich czytelników tego tekstu? Przepraszam, jeśli zrobiłem komuś krzywdę. Gwoli sprawiedliwości mogę zaproponować inną formułę. Jeśli wiesz, że autorem logotypu LOT-u jest Tadeusz Gronowski, to znaczy, że jesteś Polakiem. Tylko jak to się ma do społeczeństwa obywatelskiego?
Jakiś czas temu patriotycznie nastawieni ukraińscy intelektualiści i działacze trzeciego sektora zorientowali się, że słowo „nacjonalizm” wszędzie poza Ukrainą nie jest odbierane jako określenie czegoś superfajnego. Wtedy znaleźli sobie bardzo zręczny zamiennik: „postkolonializm”. Teraz, kiedy chce się ponarzekać, że wszyscy cię obrażają za to, że jesteś Ukraińcem, a na dodatek przypierdolić Ruskim, bo są wszystkiemu winni, musisz koniecznie ogłosić swoją przynależność do myśli postkolonialnej. To uratuje przed krzywymi spojrzeniami w towarzystwie, a może nawet załatwi parę sprzymierzeńców wśród polskich miłośników przypierdalania Ruskim.
Myślenie postkolonialne jest więc dzisiaj bardzo ważną częścią ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego, co zresztą widać w omawianym raporcie. Chociaż jedyny dowód na prawdziwy kolonializm, który udało mi się tam znaleźć, zawiera wypowiedź Jerzego Onucha, byłego dyrektora Centrum Sztuki Współczesnej w Kijowie: „Gdy zacząłem pracę w Kijowie i chciałem pewne rzeczy robić po swojemu (…), wówczas pojawiało się niechybnie to stwierdzenie: «u nas to jest inaczej»”.
No ale najważniejsze, żeby pisać nie „na Ukrainie”, tylko „w”.