Wierni mówią, że z pustki po Bogu nie da się wywieść moralności. Niewierzący odpowiadają, że moralność z nadania Boga kończy się święceniem rzeźni.
Jeśli w jednym momencie czasopisma tak różne jak „Znak” i „Bez Dogmatu” poświęcają numery tej samej tematyce i piszą o niej w sposób, w który dotychczas nie pisały, to wiedz, że coś się dzieje. Jeśli na okładce katolickiego magazynu widać ludzkie dłonie tulące małe prosię, nie przegap tego momentu. To się naprawdę rzadko zdarza.
Ile razy przechodząc ulicami, zaglądając w witryny, mijając billboardy, można ujrzeć to zwierzę w takim kontekście – jako obiekt czułości? Pomińmy ikonografię wykorzystywaną przez organizacje zajmujące się zwierzętami, kontestujące obowiązującą normę traktowania zwierząt. Mówmy o tej normie. W jej ramach świnie widzi się jako martwy czerwony ochłap z ceną lub – nie wiadomo, co bardziej zniesmacza – jako postać z kreskówki, która przystrojona w fartuszek i czapkę kucharską podaje samą siebie na tacy w ramach śmiertelnego wolontariatu.
Tym razem jednak widzimy zwierzę takim, jakie jest – bezbronne, zależne od nas i podobne do nas. Ten sam blady róż znajdujemy w miękkiej sierści zwierzęcia i dłoniach, które je podtrzymują. A wszystko na tle głębokiej czerni. Sutanna? Mało prawdopodobne. A może mrok współczesnej kultury, niemal doskonale ukrywający swoje ofiary?
Nareszcie wyraźnie widać zwierzę, którego kosztem żyjemy i którego wykorzystywanie ułatwiliśmy sobie na tyle sposobów, że nawet wrażliwi ludzie z rozbudzonym poczuciem sprawiedliwości są w stanie w nim partycypować. Carol J. Adams określiła znikające w procesie rzezi i konsumpcji, zamienione w rzecz zwierzę jako nieobecny punt odniesienia (absent referent). Ta izolacja i ignorancja jest bardzo wygodna. Nieobecni nie mają racji. Obok zdjęcia na okładce „Znaku” widać napis: „Ich śmierć stała się niewidoczna, zniknęła też wina”.
Czy zaczniemy wreszcie poważnie rozmawiać o naszym stosunku do reszty zwierząt? Niedawno w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej odbyła się debata „O zwierzętach i ludziach – moralność, ekonomia, polityka?”, zorganizowana przed redakcję „Bez Dogmatu”. Niewielka sala była wypełniona w całości. Zestaw panelistów podpowiadał, że religie mogą spodziewać się batów za swój stosunek do zwierząt. Faktycznie, odebrały solidną dawkę krytyki.
Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że religie monoteistyczne są siłą napędową szowinizmu gatunkowego. Znacznie ciekawsze niż ta konstatacja wydaje się jednak znalezienie odpowiedzi na pytanie, jak z tego wybrnąć.
Jak pozbyć się mentalności, w ramach której „niegodziwe jest wydawanie na nie [zwierzęta] pieniędzy, które mogłyby w pierwszej kolejności ulżyć ludzkiej biedzie”? To cytat z Katechizmu. Bo skoro tak, to niegodziwe będzie zawsze. Chyba że uda nam się wcześniej zlikwidować ludzką biedę. Lub zmienić zawartość Katechizmu.
Może kluczem do sukcesu jest dostrzeżenie, że konflikt interesów człowieka i reszty zwierząt w większości przypadków jest urojony? Z pewnością dotyczy to większości zwierząt, które w tej chwili są wykorzystywane przez ludzi. Może trzeba dostrzec zależność pomiędzy szkodą zwierząt i własną i obie potraktować równie poważnie?
Zawołanie „człowiek ponad wszystko” jest sprawdzoną receptą na represje wobec innych i pożywką dla przemocy, podobnie jak hasło „biały ponad wszystko” lub „Polska ponad wszystko”. Owszem, również wtedy, gdy myśli się „zwierzęta ponad wszystko”. Jednak łączenie dobra zwierząt z dobrem ludzi wydaje się nie tylko szlachetnym pomysłem, ale i przejawem realizmu. Kiedy spojrzy się na współczesne przemysły wykorzystujące zwierzęta, zobaczyć można również wymierne szkody, jakie przynoszą ludziom. Na wielu poziomach.
Zabijanie i ćwiartowanie zwłok to ciężka i słabo opłacana praca, której nie chcą wykonywać elity społeczne. Elity chcą konsumować i mruczeć z zadowolenia. Hodowle powodują dewastację środowiska, i to nie tylko w kontekście globalnym, ale również lokalnym. Ludzie nie chcą mieszkać obok ferm. Fatalny i nieefektywny sposób produkcji żywności ze zwierząt pochłania ogromne ilości wody, której jest coraz mniej. Wycina się kolejne połacie lasów, żeby było miejsce na pastwiska i uprawy roślin na paszę, chociaż miejsca ubywa, a głodnych jest coraz więcej. Nadmiar produktów pochodzenia zwierzęcego w diecie sytych powoduje choroby i przedwczesną śmierć. Szowinizm gatunkowy szkodzi więc nawet szowinistom.
Podczas dyskusji ktoś z sali rzucił, że nie ma wyzwolenia zwierząt bez socjalizmu. Ktoś inny zasugerował, że nie będzie go bez nowego Jezusa, co najmniej tak przekonującego jak ten poprzedni. Skoro tkwimy w bezsilności perswazyjnej i skoro religie nie wymierają, a ewoluują, potrzebni będą nowi i porywający przewodnicy rzesz wiernych. Czy powinniśmy wypatrywać wegańskiego neo-Jezusa? A może tym razem powinna to być kobieta? Nie ma pewności, czy zamiana płci automatycznie by pomogła, chociaż niektóre ekofeministki pewnie uznałyby tę wątpliwość za herezję.
Póki co jest nowy Franciszek. Przez Internet przemknęło zdjęcie, na którym papież głaszcze psa. Niestety nie takiego ze schroniska.
Podczas jednej z audiencji pogłaskał sukę-przewodniczkę niewidomego dziennikarza, czyli zwierzę, które zasłużyło na opiekę. Zresztą przekonanie, że wartość ma tylko to, co da się wykorzystać do naszych celów, jest wszechobecne. Tak jakby szacunek dla innego rodził się wyłącznie w nagrodę i w ramach wymiany przysług.
Katarzyna Biernacka w trakcie debaty słusznie zauważyła, że kwestia stosunku człowieka do reszty zwierząt jest uregulowana w Katechizmie w przypisach do przykazania „nie kradnij”, jako instrukcja postępowania z własnością Boga zarządzaną przez ludzi. Jeśli na takim podejściu ma się opierać „troska o stworzenie”, o której papież mówił w homilii podczas mszy inaugurującej pontyfikat, nie wróżę zwierzętom wyraźnej poprawy losu.
Wierni powiadają, że z pustki po Bogu nie da się wywieść moralności. Wielu osobom zgromadzonym w muzealnej salce jakoś to się jednak udało. Niewierzący odpowiadają, że Bóg jest szowinistą gatunkowym, a moralność z jego nadania kończy się uroczystym święceniem nowo otwartych wysokowydajnych rzeźni. Jednak społeczeństwa, w których odsetek agnostyków i ateistów jest rekordowo duży, również nie są wegańskie. Wydaje się, że problem tkwi głębiej, a obowiązujące ideologie i dogmaty są po prostu jego emanacjami, tak świeckimi, jak i religijnymi.
Byłoby niedobrze, gdyby się okazało, że jedną z podstawowych zdolności etycznych współczesnego Homo sapiens jest łatwość twórczej interpretacji, reinterpretacji i nadinterpretacji tego, co wyartykułowano dawno, w innych czasach i bez intencji wyzwolenia zwierząt. Z pewnością przy odpowiedniej dawce intelektualnej ekwilibrystyki uda się zekologizować Jezusa i zazielenić Marksa. Tu się podkreśli, tam przemilczy, jeszcze gdzie indziej nada nowy sens i na takiej opoce można próbować budować gmach moralności. Nie wiem tylko, czy można budować coś trwałego na ruchomych piaskach. I czy na pewno byłby to świat ze zwierzętami wyzwolonymi spod ludzkiej dominacji.
Może jednak powinniśmy przyjąć do wiadomości, że świat przychylny zwierzętom budować będziemy pomimo starych idei, a nie dzięki nim, a podstawowym źródłem wiedzy o odpowiednich relacjach z nimi będą same zwierzęta? „Co musielibyśmy wiedzieć o zwierzętach, żeby zrzec się prawa do ich zabijania?”, pyta Marzena Zdanowska w swoim tekście w „Znaku”. Zacznijmy od tego, że zobaczymy w nich nas samych, z naszym strachem, bólem i dążeniem do unikania śmierci. Także z tym, co w nas pozytywne. W ten sposób w jednym światopoglądzie mamy szansę pomieścić i człowieka, i resztę zwierząt.
Dariusz Gzyra – działacz społeczny, artysta, weganin. Jeden z założycieli Stowarzyszenia Empatia. Kontakt: http://gzyra.net.