Ukraińska opozycja zaczyna akcję „Powstań, Ukraino!” i liczy na narodowy zryw. Ale Ukraińcy nie pójdą tłumnie za politykami, którymi rozczarowali się po pomarańczowej rewolucji.
Ukraińska opozycja rozpoczęła 14 marca ogólnoukraińską akcję „Powstań, Ukraino!”. Odbyły się już trzy wiece, a w końcu ma dojść do „narodowego powstania”. W „Powstań, Ukraino!” zaangażowały wszystkie opozycyjne partie parlamentarne: Batkiwszczyna, Swoboda i UDAR.
Impulsem do akcji było pozbawienie mandatu deputowanego Serhija Własenki. Sąd uznał, że nie może on zasiadać w Radzie Najwyższej i jednocześnie być obrońcą byłej premier Julii Tymoszenko, która odsiaduje wyrok za „przekroczenie swoich pełnomocnictw”.
W trakcie wiecu 9 marca, który odbył się pod pomnikiem ukraińskiego wieszcza Tarasa Szewczenki, Arsenij Jaceniuk, lider Batkiwszczyny, powoływał się na słowa poety: „On mówił, że trzeba powstać. Powstać z kolan i iść walczyć o swoją wolność, o wolność i swobodę każdego człowieka, o wolność naszego państwa i o swoją ojczyznę. Minęło wiele czasu i wciąż musimy wiele zrobić”. Krytykował ukraińskie władze za zły stan gospodarki, „antyukraińskie” reformy i wciąganie Ukrainy do „radzieckiej przeszłości” – to znaczy unii celnej z Rosją. A wcieleniem tego całego zła jest prezydent Wiktor Janukowycz.
14 marca w Winnicy zebrało się około pięciu tysięcy osób. Powiewały flagi trzech opozycyjnych partii i narodowe. Marsz zakończył się pod siedzibą administracji obwodu winnickiego. Zgromadzeni krzyczeli: „Powstań, Ukraino!”, „Banda – precz!” i „Julii – wolność!”. Lider nacjonalistycznej Swobody Ołeh Tiahnybok wymienił cztery główne zadania opozycji – usunięcie „bandyckiego reżimu Janukowycza” i zlikwidowanie skutków jego trzyletnich rządów, uniemożliwienie mu powrotu do władzy (tak jak to się stało po kadencji rządów „pomarańczowej” koalicji) oraz rozpoczęcie dogłębnych zmian w ukraińskim państwie i społeczeństwie.
Na kolejnym wiecu, w Użhorodzie, Jaceniuk mówił, że aresztowani Tymoszenko i były minister spraw wewnętrznych Jurij Łucenko wyjdą na wolność, gdy Ukraińcy wyjdą na ulice. Przed protestem we Lwowie opozycja informowała na swojej stronie , że milicja wstrzymuje autokary wyjeżdżające z różnych miejsc obwodu lwowskiego. Według agencji Unian ostatecznie pojawiło się ponad pięć tysięcy osób.
To nie pierwszy raz, kiedy opozycja nawołuje do rewolucji. Od dojścia Janukowycza do władzy w 2010 roku jest to w zasadzie jedno z podstawowych haseł, którym raczą wyborców. Rewolucja to ich jedyny pomysł na to, jak zmienić układ sił politycznych. Sęk w tym, że nie ma na nią szans, a przynajmniej nie pod szyldem opozycyjnych partii. Ukraińcy od czasów rządów polityków wyniesionych do władzy przez pomarańczową rewolucję – w większości tych samych, którzy dzisiaj się nawołują do rewolucji – są nimi bardzo rozczarowani. Po aresztowaniu Tymoszenko w 2011 roku protesty wcale nie były liczne, a zebranie kilku tysięcy uczestników na marszu wymaga od opozycji ogromnego wysiłku. Czasem trzeba ich nawet opłacać – było tak na przykład 25 lutego podczas szczytu UE-Ukraina, gdzie organizatorzy demonstracji mieli wypłacać po sto hrywien.
Możliwe, że opozycji na Ukrainie nie pozostało już nic innego niż blokowanie Rady Najwyższej i uliczne protesty, bowiem władza nie gra fair; jednak mówienie o „powstaniu” czy „rewolucji”, tylko podważa jej wątpliwą pozycję.