Oleksij Radynski

Dlaczego nie rozumiemy sztuki współczesnej?

Pewien czytelnik „Gazety Wyborczej” dzielnie pyta, dlaczego na maszcie przy wejściu do Zamku Ujazdowskiego wisi dziecko. Przyszedł do CSW ze swoim 2,5-letnim synkiem na muzyczne spotkanie Łańcuszek – Bajka o Grzesiu i królu Sotulu, a niechcący zobaczył rzeźbę Maurizia Catellana. Pomijając kwestię, czy CSW jest właściwym miejscem na pokazanie bajki o Grzesiu i królu Sotulu, przyjrzyjmy się uważniej listowi tego czytelnika.

Na początku trudno się zgodzić z oburzonym widzem, i to z wielu powodów. Przede wszystkim mógłby zapytać, dlaczego w zasięgu wzroku jego dziecka ciągle znajduje się obraz martwego, skatowanego mężczyzny powieszonego na krzyżu. Autor listu odwołuje się przecież do postulatu, że dostęp do drastycznych treści powinien być ograniczony dla osób wrażliwych oraz tych, które tego sobie nie życzą. Czy nie musimy zatem ograniczyć dostępu ateistów oraz osób wrażliwych do krucyfiksu? Zwłaszcza że wygląda na to, że w wyniku upowszechniania tej drastycznej treści coraz więcej osób ma problem z odróżnieniem fikcji od rzeczywistości. Na przykład tenże czytelnik „Gazety Wyborczej” sądzi, że zobaczył dziecko powieszone na maszcie, gdy nie ma wątpliwości, że przed wejściem do CSW znajduje się rzeźba przedstawiająca zawieszone dziecko. Czy zatem wierni w kościele zawsze uświadamiają sobie, że krucyfiks jest jedynie symbolem?

Jednak rozwiązanie tego problemu zaproponowane przez czytelnika „Wyborczej” zasługuje na wprowadzenie w życie. Zwraca się on o wytłumaczenie jego dziecku, „dlaczego inne dziecko wisi na słupie”, do całego szeregu osób, w tym ministra Bogdana Zdrojewskiego, prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, ambasadora Włoch Riccarda Guariglii oraz innych reprezentantów rozmaitych instytucji, które wsparły wystawę Catellana. Ja bym chętnie posłuchał, w jaki sposób to dzieło sztuki wytłumaczą też inni politycy. Warto byłoby poprosić Jarosława Gowina o wyjaśnienie, dlaczego inna pokazana w Warszawie praca Catellana przedstawia dwa psy opiekujące się małym ptaszkiem. Albo o interpretację pokazywanej obecnie na ulicy Próżnej rzeźby Catellana Him (modlący się Hitler).

Jest coś wyjątkowo dziwnego w tym, że na temat sztuki zwykle wypowiadają się krytycy czy kuratorzy, ale prawie nigdy politycy. Przecież wygląda na to, że mają oni dla sztuki większe znaczenie niż, powiedzmy, artyści. To przede wszystkim od polityków zależy, jakie wątki i tematy będą preferowane w aplikacjach wnioskowych, wywierających coraz większy wpływ na praktyki artystyczne, oraz jaki paszport ma posiadać artysta, żeby przyjechać do Polski na stypendium. To politycy zadecydowali, że instytucje sztuki (i, co za tym idzie, artyści) muszą przejąć rolę agentów społeczeństwa obywatelskiego oraz przyczyniać się do rozwoju demokracji liberalnej, nie zaś poszukiwać bardziej radykalnych odpowiedzi na wyzwania rzeczywistości. Skoro politycy wywierają tak ogromny wpływ na losy sztuki, powinni mieć umiejętność jej komentowania. Czy nie z tego właśnie braku wynika powszechne niezrozumienie sztuki współczesnej?

Zdarzają się oczywiście wyjątki. Przy okazji wystawy „Jaka sztuka dziś, taka Polska jutro”, zorganizowanej przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Pałacu Prezydenckim, mogliśmy usłyszeć wypowiedzi Bronisława Komorowskiego na temat sztuki współczesnej. Prezydent ucieszył się, że ekspozycja z udziałem Pawła Althamera, Sanji Iveković, Olgi Czernyszewej, Artura Żmijewskiego i innych artystów jest prezentowana w sali, gdzie już niedługo będzie pokazywana „wielkość, godność Polski w sposób bardzo klasyczny – będą w niej wisiały sztandary, będzie tu wspaniały stół, gdzie będą podpisywane ważne różne porozumienia międzynarodowe”.

Czy nie byłoby lepiej, gdyby to prezydent Komorowski, a nie pracownicy MSN-u, oprowadzał widzów po wystawie w swoim pałacu? Mógłby wytłumaczyć ze swojego punktu widzenia, dlaczego została tu zainstalowana postać praskiego żulika (Guma Pawła Althamera) albo dlaczego portret Jana Pawła II z pracy Piotra Uklańskiego został ułożony z ciał brazylijskich żołnierzy. Oraz, przy okazji, dlaczego te prace ze zbiorów Muzeum Sztuki Nowoczesnej do tej pory nie są pokazywane w jego własnej siedzibie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Oleksij Radynski
Oleksij Radynski
Publicysta i filmowiec (Kijów)
Filmowiec dokumentalista, współzałożyciel Centrum Badań nad Kulturą Wizualną w Kijowie. W latach 2011-2014 redaktor ukraińskiej edycji pisma Krytyka Polityczna.
Zamknij