Tomasz Piątek

Obóz śniętych

Od dawna śledzę pewne tropy literackie, które nieustannie powtarzają się w polskiej prozie prawicowej – u Wildsteina, Wolskiego, Ziemkiewicza. Chodzi mi o

Od dawna śledzę pewne tropy
literackie, które nieustannie powtarzają się w polskiej prozie
prawicowej – u Wildsteina, Wolskiego, Ziemkiewicza. Chodzi mi o
osobliwe połączenie zapiekłego katolicyzmu z namiętną
pornografią. Bohater jest zazwyczaj pobożnym papistą, co nie
przeszkadza mu taśmowo deflorować panienek, które mogłyby być
jego córkami, albo radować się rozkoszami bukake. Jeśli chodzi o
kobiety, protagonista jest nie tylko napalony, ale zawistny, stąd
częsty skowyt: „Dlaczego Michnik, Szczypiorski etc. mają lepsze
dupy niż my!”. Ale na szczęście w tych powieściach, pisanych ku
pokrzepieniu prawicowych serc i penisów, na końcu zazwyczaj
dochodzi do happy endu i tak zwana „dupa” zostaje odebrana
Michnikowi, Szczypiorskiemu czy też ich powieściowym odpowiednikom.

Byłem przekonany, że mamy tu do
czynienia z pewną polską osobliwością, godną zbadania przez
jakiegoś wytrawnego literaturoznawcę. Niestety, okazało się, że
nasza polska narodowa prawica mimo całej swojej polskonarodowości
nie jest w stanie stworzyć nic oryginalnego, nic specyficznie
polskiego. Po długich poszukiwaniach odnalazłem tekst-matkę, z
którego zrodziły się te polskie potworki. Okazało się, że jest
to tekst francuski: kuriozalna powieść "Obóz świętych"
niejakiego Jeana Raspail, który sam się określa jako pisarz
ultrareakcyjny.

Wydana po raz pierwszy w 1973 powieść
opowiada o tym, jak to z Indii na podbój Zachodu wyrusza flotylla
rozpadających się statków, wypełniona ohydnymi, śmierdzącymi i
oczywiście ciemnoskórymi żebrakami, kierowana przez koprofaga
(czyli gównożercę) i jego syna, zdeformowanego karła o wielkiej
głowie. Głównym zajęciem pasażerów tej floty jest defekacja
(czyli sranie), a następnie formowanie z gówien małych,
łatwopalnych brykietów. Najważniejszym zarzutem, jaki Raspail
stawia tym osobliwym najeźdźcom, jest to, że są słabi i biedni.
Jego zdaniem, jest to ich najpotworniejsza broń, ponieważ
współczucie dla tych słabych biedaków uniemożliwia ludziom
Zachodu zbombardowanie i zatopienie miliona ludzi (co zdaniem autora,
powinni zrobić i zrobiliby, gdyby tylko kierowali się zdrowymi
instynktami). Jedynym „białym” państwem, które zyskuje uznanie
Raspaila, jest rasistowska RPA.

Ludzie o innym kolorze skóry
przedstawieni są jako prymitywne i niezrozumiałe bestie. Tylko
jeden z nich zostaje łaskawie uznany za białego honoris causa. Jest
nim niejaki Hamadura, Hindus, który najpierw publicznie znieważa
swoich pobratymców, potem morduje ich za pomocą strzelby na słonie,
wreszcie deklaruje się jako zwolennik kolonializmu. Na okładce
polskiego wydania "Obozu świętych" Rafał Ziemkiewicz
reklamuje tę powieść jako „szokujący obraz upadku cywilizacji
białego człowieka”. Hm. Jakiś czas temu Ziemkiewicz postulował,
żeby w panteonie Wielkich Polskich Pisarzy zastąpić Gombrowicza
Conradem. Ja mógłbym się nawet zgodzić, przede wszystkim dlatego,
że Conrad był lepszym pisarzem niż Gombrowicz. Ale jak Ziemkiewicz
uwielbienie dla Conrada – który najskuteczniej chyba ze wszystkich
pisarzy pokazał ohydę kolonializmu – chce pogodzić z
uwielbieniem dla żałosnych wypocin Raspaila?

Co najciekawsze, biali i katoliccy
bohaterowie Raspaila (jeden z nich mówi: „Nie jestem
chrześcijaninem, jestem katolikiem, a to różnica”) zachwycają
się równocześnie hostią i „dupami”. Autor rozwodzi się nad
wspaniałością staroeuropejskiej cywilizacji, w której mężczyźni
najpierw podszczypywali dziewczęta, a potem szli do katolickiego
kościoła przyjmować żywe ciało Chrystusa. Co i rusz pojawiają
się teksty w rodzaju: „Tylko załóż tę najkrótszą, tę, którą
jeszcze nazywasz spódniczką”, „Pieść jej białą skórę”
(jasne, że białą). Na koniec, kiedy ostatni sprawiedliwi (czyli
banda białych starszych panów plus renegat Hamadura) okopują się
w tytułowym obozie świętych (czyli w opuszczonej wioseczce na
wzgórzu), ich kapelanem zostaje bynajmniej nie ksiądz, ale były
właściciel burdelu, do którego owi „święci” w swoim czasie
chętnie chodzili (i o zgrozo, kopulowali tam nawet z Murzynkami!).
Do kogo można się modlić z takim kapelanem? Na pewno nie do Boga
przez duże B, tylko do bożka nienawiści, przemocy, mordu, rasizmu,
pornografii i prostytucji, do którego, jak widać modli się nie
tylko francuska, ale także nasza polska prawica.

Obóz świętych. Jeśli już, to obóz
śniętych. Obóz śniętych umysłowo i duchowo, którym marzy się
Władza Białego Człowieka, a pozostaje onanizm.

www.tomaszpiatek.pl.  

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Tomasz Piątek
Tomasz Piątek
Pisarz, felietonista
Pisarz, felietonista. Ukończył lingwistykę na Universita’ degli Studi di Milano. Pracował w „Polityce”, RMF FM, „La Stampa”, Inforadiu, Radiostacji. Publikował w miesięczniku „Film” i w „Życiu Warszawy”. Autor wielu powieści. Nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej ukazała się jego książka "Antypapież" (2011) i "Podręcznik dla klasy pierwszej" (2011).
Zamknij