Do rozpoczęcia kampanii wyborczej na Ukrainie pozostało jeszcze kilka dni. Aby zapewnić sobie dobry wynik i stworzyć pozór uczciwych wyborów, należy sfałszować je jeszcze przed rozpoczęciem. Komentarz Pawła Pieniążka.
30 lipca ma oficjalnie ruszyć kampania wyborcza na Ukrainie. Z tej okazji Państwowy Urząd Skarbowy ogłosił przedłużenie moratorium na przeprowadzanie kontroli w mediach, aby – jak można przeczytać na ich stronie – dziennikarze mieli wszelkie warunki dla „obiektywnego i nieuprzedzonego przedstawiania przebiegu wyborów”. To bardzo istotne, ponieważ notoryczne kontrole ze strony urzędu mogą skutecznie zablokować działania danego medium. „Oczywiście moratorium nie dotyczy TVi” – powiedział „Ukraińskiej Prawdzie” dziennikarz kanału Artem Szewczenko.
12 lipca funkcjonariusze urzędu skarbowego weszli do TVi. Jest to ostatnia z ogólnoukraińskich telewizji, która pozostaje niezależna od władzy. Jak mówił redaktor naczelny tego kanału Witalij Portnikow, taki status udaje się utrzymać tylko dzięki temu, że właściciel stacji nie jest obywatelem Ukrainy i mieszka w Londynie – Konstantin Kagałowski wyjechał z Rosji po tym, jak rozpoczęła się „sprawa Jukosu” (w jej rezultacie w więzieniu do tej pory przebywają właściciele przedsiębiorstwa Michaił Chodorkowski i Płaton Lebiediew), którego był wiceprezesem.
Powodem interwencji milicji podatkowej 12 lipca miało być rzekome niezapłacenie podatków przez dyrektora generalnego TVi Mykoły Kniażyckiego. On sam twierdzi jednak, że jest to stara i dawno już wyjaśniona sprawa. TVi chwilę po tym, jak rozpoczęło swoją działalności, zakupiło sprzęt, za który nie dostało zwrotu podatku VAT. Zgodnie z ukraińskim prawem, odjęto tę kwotę od podatków, które miały być przez nich zapłacone. Już w zeszłym roku z tego powodu funkcjonariusze milicji podatkowej odwiedzili telewizję, jednak uznano, że wszystko jest w porządku. Ostatecznie ponownie zabrano dokumentację TVi z ostatnich trzech lat i wszczęto sprawę przeciwko Kniażyckiemu. On także planuje udać się do sądu i zaskarżyć „nielegalne działania” urzędu.
To nie pierwsza próba ograniczenia działalności TVi. W 2010 roku rozpoczął się proces odbierania częstotliwości, które telewizja wygrała w konkursie na początku roku, na rzecz telewizji Inter należącej do Wałerija Choroszkowskiego związanego z rządzącą Partią Regionów. Był to jeden z największych skandali wokół mediów po dojściu Wiktora Janukowycza do władzy (to podczas jego prezydentury organizacja Freedom House uznała, że ukraińska prasa nie jest już „wolna”, tylko „częściowo wolna”; do podobnych wniosków dochodzą inne organizacje broniące praw człowieka i wolności mediów).
Rządzący prawdopodobnie chcą powtórzyć scenariusz z wyborów samorządowych w 2010 roku. Majstrowanie przy ordynacji na krótko przed wyborami pozwoliło wówczas wykluczyć z nich wiele partii opozycyjnych bądź niektórych kandydatów, a przy tym stworzyć pozory, że sama procedura nie została naruszona. Dzięki temu nieliczni zagraniczni obserwatorzy, którzy przyjechali na kilka dni przed wyborami, mogli śmiało stwierdzić, że zostały one przeprowadzone zgodnie z demokratycznymi zasadami.
Tym razem działania są zakrojone na znacznie szerszą skalę i rozłożone w czasie – aresztowanie czołowych polityków, ataki na media i kombinowanie z okręgami jednomandatowymi (połowa deputowanych będzie wybierana według takiej ordynacji). Ale bez wątpienia ukraińska władza ponownie liczy, że uda się jej zamydlić oczy – wykończenie TVi jest dobrym sposobem, aby to osiągnąć.