Bojkot Euro jako pierwsi powinni ogłosić przeciętni Ukraińcy i Ukrainki – nikt nas nie zapytał, czy chcemy tę akcję.
Nadia Parfan: W obecnej sytuacji Ukrainy, Euro 2012 i byłej premier Julii Tymoszenko jest coś właściwego chrześcijaństwu. Bogobojni Ukraińcy dawno przygotowali się na apokalipsę. Końca świata oczekują na tyle poważnie, że poświęcili mu pierwsze Kijowskie Międzynarodowe Biennale Sztuki Współczesnej, które odbędzie się przy okazji mistrzostw. O życiu po Euro i najbliższych wyborach parlamentarnych przypominają sobie rzadko i bez wielkich chęci – jak o życiu po śmierci.
Po tej stronie schengeńskiego muru obraz wygląda jednak trochę inaczej: po raz drugi w ostatniej dekadzie Ukraina przyciąga uwagę Europy cierpieniem męczenników. W 2004 roku był to otruty mesjasz pomarańczowej rewolucji Wiktor Juszczenko, teraz – aresztowana liderka opozycji Julia Tymoszenko. Natchnieni przykładem kanclerz Angeli Merkel Niemcy na znak protestu gotowi są do najpoważniejszego bojkotu – nieprzyjścia na mecze swojej drużyny narodowej.
Teraz biedna Polska, która zapłaciła za Euro z własnej kieszeni, jest zmuszona umywać ręce – dokładnie jak Poncjusz Piłat. „Gazeta Wyborcza” wydała oświadczenie, w którym potępiła działania ukraińskiej władzy, dodając jednak, że „polskie państwo nie może wzywać do bojkotu i brać w nim udziału”.
Bojkoty bojkotami, ale wszyscy dobrze wiedzą, że Euro minie i następne mecze piłkarskie odbędą się w spokojniejszych miejscach, gdzie problemy lokalnej opozycji nie będą odciągać uwagi Europejczyków od ulubionego widowiska. W tej historii brakuje apostołów, którym sprawa demokracji naprawdę leżałaby na sercu. Zamiast tego widzimy piłkarskich pielgrzymów z Europy, którzy wykonują kolejny demokratyczny rytuał. Gdy skończy się Euro 2012, to i Ukraina przestanie być dla nich interesująca.
Przełożył Paweł Pieniążek
Nadia Parfan – kulturoznawczyni, działaczka Feministycznej Ofensywy, redaktorka ukraińskiej edycji „Krytyki Politycznej”
Oleksij Radynski: Apele o bojkot Euro 2012 na Ukrainie, jako państwa, które „nie odrobiło lekcji z liberalnej demokracji”, należy uznać za szczyt europejskiej hipokryzji. Zacznijmy od tego, że decyzja o przeprowadzeniu Euro 2012 została uchwalona bez zgody społeczeństwa, a to ono musi zapłacić za te igrzyska z własnych podatków. Przede wszystkim bojkot mistrzostw Europy jako pierwsi powinni ogłosić przeciętni Ukraińcy i Ukrainki – nikt nas nie zapytał, czy chcemy, żeby osiemdziesiąt miliardów hrywien z państwowego budżetu poszło na przygotowanie tej akcji o charakterze biznesowo-propagandowym. Formuła „do demokracji poprzez igrzyska sportowe”, promowana na Ukrainie w ciągu ostatnich pięciu lat, nie mogła doprowadzić do niczego prócz klęski – i demokracji, i igrzysk.
Ukraińska władza organizuje Euro 2012 w apogeum kryzysu gospodarczego, a na dodatek bez jakiegokolwiek wsparcia finansowego ze strony tak bardzo oczekiwanych europejskich inwestorów. W tej sytuacji uznała, że jedynym wyjściem są cięcia w sektorze publicznym: uchwalenie neoliberalnego kodeksu pracy, kodeksu podatkowego uderzającego przede wszystkim w mały i średni biznes czy podwyższenie wieku emerytalnego. Z kolei jedynym pomysłem na to, co zrobić z wywołaną tymi działaniami falą protestu, okazało się uwięzienie przywódczyni opozycji, która mogła na nich skorzystać.
Nic oczywiście nie jest w stanie usprawiedliwić głupoty ukraińskiej władzy, podobnie jak pobicia Julii Tymoszenko (jeśli rzeczywiście miało miejsce). Paradoksalnie jednak apele Zachodu o uwolnienie Julii opierają się na tej samej logice selektywnej sprawiedliwości, o którą ich autorzy oskarżają ukraińskie władze. Wiadomo, że ukraińskie sądy są zabawką rządzących. W tej sytuacji natychmiastowe wypuszczenie Tymoszenko nic nie zmieni w ukraińskim systemie politycznym. Będzie miało sens tylko pod warunkiem, że doprowadzi do głębokiej transformacji aparatu represji.
Bojkot Euro 2012 na pewno w tym nie pomoże. A jeśli już, to należałoby go ogłosić także ze względu na niewiarygodną korupcję, zabijanie ogromnej liczby bezdomnych zwierząt, wyrzucanie studentów z akademików (zwalnia się w ten sposób miejsca dla turystów), tajemnicze śmierci zwykłych obywateli na ukraińskich komisariatach milicji i tak dalej. Tylko wtedy, gdy każda z tych spraw zostanie nagłośniona w związku z Euro 2012, będziemy mogli stwierdzić, że jednak jest jakiś sens we współorganizowaniu tej imprezy na Ukrainie.
Oleksij Radynski – redaktor ukraińskiej edycji „Krytyki Politycznej”, aktywista, Centrum Badań nad Kulturą Wizualną