Arabska Wiosna przez chwilę wzbudziła ogromne zainteresowanie zachodnich mediów, a jednocześnie uświadomiła nam, jak mało wiemy o tym regionie - i że często są to jedynie stereotypy. O zbiorze reportaży Jerzego Haszczyńskiego Mój brat obalił dyktatora pisze Paweła Pieniążek.
Arabska Wiosna była wydarzeniem wyjątkowym – w państwach Afryki Północnej padały kolejne reżimy. Potwierdziła to, czego często nie mogli przyjąć do wiadomości konserwatywni komentatorzy: że wolności pragnie każdy, niezależnie od tego, na jakim kontynencie mieszka i jaką religię wyznaje. Powody do wyjścia na ulice we wszystkich państwach Maghrebu były podobne: bezrobocie, brak perspektyw, rozwarstwienie społeczne i panujący od wielu lat dyktator (najdłużej rządził Muammar Kaddafi – od 1969 roku). Arabska Wiosna przez chwilę wzbudziła ogromne zainteresowanie zachodnich mediów, ale jednocześnie uświadomiła nam, że mało kto ma sensowną wiedzę na temat tego regionu.
„My jesteśmy wychowani na Sienkiewiczu i wszystko, co nie przypomina jego książek, nam nie odpowiada. Lubimy mieć swojego Kalego, dobrego Stasia, Nel…” – mówił w wywiadzie dla portalu Afryka.org Wojciech Jagielski. I właśnie stereotypy dominują w przekazach medialnych. Proste narracje, w których łatwo określić „dobrego” i „złego”, są bardzo wygodne dziennikarzy i odbiorców. Niuanse mącą obraz świata. Źródłem tych uproszczeń jest także fakt, że działy zagraniczne w mediach są coraz słabsze, stopniowo pozbawia się je korespondentów w różnych państwach.
W przypadku Afryki, do której wyjazd jest prawdziwą wyprawą (chyba że wybierzemy egipskie czy tunezyjskie strefy turystyczne), powielamy już praktycznie same klisze. Dlatego właśnie zbiór reportaży Jerzego Haszczyńskiego Mój brat obalił dyktatora jest tak cenny. Autor przybliża codzienne życie obywateli państw Maghrebu, opisując tamtejsze miasta, ludzi, literaturę, zdając sobie jednocześnie sprawę – i uświadamiając nam – jak mało o nich wiemy.
***
Amerykańska i europejska opinia publiczna przypomina sobie o islamie przeważnie wtedy, gdy dzieje się coś złego, czego przykładem są ostatnie wydarzenia w Tuluzie. A przecież religia ta, jak każda inna, się zmienia. Hasła wciągane na sztandary dzisiaj mogły być mało istotne kilkanaście lat temu. Zakrywanie twarzy to dość nowy zwyczaj, pisze Haszczyński. „– Fundamentaliści wmawiają nam, że to tradycja. Ale jeszcze w latach osiemdziesiątych mnóstwo kobiet, i w miastach, i te pracujące na roli, nie ukrywało swojego oblicza przed obcymi mężczyznami” – mówi mu Mansur al-Kadi, były wieloletni dyrektor generalny jemeńskiego Ministerstwa Kultury.
Z kolei profesor politologii i wicedyrektor uniwersytetu w Sanie Ahmed Alkibsi zauważa, że konserwatywny ubiór jest rezultatem „islamskiej globalizacji”, czyli pojawienia się mediów, które pokazują, jak powinien wyglądać „prawdziwy” muzułmanin. Niekoniecznie musi to jednak oznaczać ideologiczną radykalizację.
***
Ciekawe, że historie obalonych autokratów i dyktatorów z Afryki Północnej przypominają wciąż panujących władców z Europy Wschodniej – Białorusi czy Rosji. Po pierwsze, przeważnie zdobywają władzę, gdy w państwie panuje chaos. Po drugie, stabilizują sytuację, zapewniając też względną stabilność obywatelom. Po trzecie, szybko uciekają się do represji i ograniczania wolności, co ma umocnić ich pozycję i zbudować wizerunek twardego wodza. Po czwarte, rządzący z jakiegoś powodu nigdy nie mogą przejść do kolejnego etapu, czyli modernizowania państwa. Po piąte, tworzą wrażenie ciągłego zagrożenia, które dopadnie mieszkańców państwa, gdy ich zabraknie. Po szóste, wiążą swoje interesy z Zachodem (przeważnie chodzi o sprzedaż surowców), który mimo jawnego naruszania praw człowieka czerpie z tych interesów korzyści.
***
„Do dziś Gilani jest dla mnie przestrogą. Jego nazwisko przypominam sobie, gdy rzeczywistość dalekiego kraju, którą mam opisać, wydaje mi się jednoznaczna, prosta, jednowymiarowa” – pisze Haszczyński w reportażu Ajatollah. Opisuje w nim historię Mohammada Mohammadiego Gilaniego, bliskiego współpracownika przywódcy Iranu Chomeiniego.
Autor wspomina, jak pisał swój pierwszy reportaż o Gilanim: miał tylko dziesięć dni na przygotowanie tekstu, a jednocześnie musiał pozałatwiać różne uciążliwe formalności, przez które tracił czas. Do tego znalezienie informacji w ocenzurowanym irańskim internecie albo wydobycie ich od niechętnie rozmawiających z zagranicznymi dziennikarzami mieszkańców graniczyło z cudem. W efekcie stworzył obraz Gilaniego jako „miłego staruszka”.
Dopiero później dowiaduje się więcej o bohaterze swojego tekstu, współodpowiedzialnym za stracenie dwudziestu tysięcy zwolenników organizacji marksistwo-islamskiej, w tym swoich dwóch synów: „Był jednym z najważniejszych sędziów rewolucji islamskiej w latach osiemdziesiątych, potem szefem Sądu Najwyższego. Nadzorował tak zwane komitety śmierci, które decydowały o losach więźniów politycznych, skazując ich na rozstrzelanie lub powieszenie na dźwigach budowlanych i pogrzebanie w bezimiennych masowych grobach”.
To niby oczywiste, że napisanie rzetelnego artykułu na temat, którym się nigdy nie zajmowało, i na który ma się tylko kilka dni, jest mało prawdopodobne. A jednak jest to dzisiaj w mediach niemal powszechna praktyka. Pisze się o wszystkim, jak najwięcej – i jak najtaniej. Wtedy łatwo zrobić ze zbrodniarzy „miłych staruszków”, a z przypadkowych osób „przestępców”, o czym Haszczyński opowiada w reportażu Mój brat obalił dyktatora 2.
***
Rok po Arabskiej Wiośnie w państwach Maghrebu odczuwa się niedosyt. W Tunezji nowe władze nie zrobiły zbyt wiele, by zrealizować cele rewolucji. Wzrosło bezrobocie, a dochody z turystyki spadły. Podobnie jest w Egipcie: Najwyższa Rada Wojskowa, która przejęła władzę po obaleniu Hosniego Mubaraka, nie jest spełnieniem marzeń egipskiego społeczeństwa. Część środowisk domaga się przyspieszenia wyborów prezydenckich, które mają się odbyć 1 lipca 2012 roku.
„Mój brat okazał się silniejszy od wszystkich graczy. On obalił Ben Alego” – mówi Haszczyńskiemu siostra Mohameda Bouaziziego, którego samopodpalenie spowodowało wybuch rewolucji w Tunezji. Chociaż rzeczywistość nie jest do końca taka, jak wszyscy tego oczekiwali, mieszkańcy Afryki Północnej nie załamują rąk. Arabska Wiosna uświadomiła im, że siła jest po stronie ludzi, a nie władz. Jak pisze Haszczyński: „Biedak z prowincjonalnego Sidi Bu Zajd pokonał obracającego miliardami dyktatora. I zapoczątkował największe od kilku dekad zmiany w Afryce Północnej”.
Jerzy Haszczyński, "Mój brat obalił dyktatora", Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012