Żyjemy w niezwykłym kraju. Może nie tak niezwykłym jak Węgry, które z tego, co słychać, są Polską plus czy też Polską do kwadratu. Na Węgrzech dzieje się akcja operetki Hrabina Marica, a w innej operetce, Zemście nietoperza, żona głównego bohatera przebiera się za węgierską arystokratkę. Wynikałoby z tego, że Węgry są krajem operetkowym. Ale my – chociaż trochę nam do Węgrów brakuje, szczególnie ostatnio – też jesteśmy krajem operetkowym, jakąś Rurytanią czy też Ponteverdo z Wesołej wdówki. Kiedy w Wesołej wdówce książę Daniło nie chce czy też nie daje rady (nie pamiętam dobrze) uwieść tytułowej wesołej wdówki (co ma zrobić dla dobra swojego ubogiego kraju, który potrzebuje milionów bogatej kobiety), wówczas władca Ponteverdo wysyła jemu i jego doradcom pistolet oraz kilka nabojów. Panowie mają popełnić samobójstwo, żeby uratować swój honor po tej porażce.
Honor ratuje się samobójstwem w operetkach. Nie w prokuraturze wojskowej. No, chyba że jesteśmy krajem z operetki, mamy wojskowych z operetki i prokuratorów z operetki. Tylko kule nie są operetkowe, niestety – i ranią naprawdę. Człowiek o mało się nie zabił, ma uszkodzone kości twarzy. Nasza operetka wymaga krwi. Nasze spektakle są żałobne i potrzebują trupów.
Mamy tu do czynienia z jakimś potwornym pączkowaniem – pączkowaniem śmierci na pożywce spektaklu, jak również pączkowaniem spektaklu na pożywce śmierci. Najpierw jest zbrodnia katyńska, masakra, zbiorowa śmierć Polaków-ofiar. W rocznicę tej śmierci ma się odbyć odpowiednio uroczysta celebra, odprawiona przez głowę państwa i sto innych osobistości. Ta celebra, ten spektakl musi się odbyć, samolot z głową państwa musi wylądować na czas, choćby miał się rozbić. No i się rozbija – ginie głowa państwa i sto osobistości. Ale dzięki temu odbywa się celebra o wiele większa, celebra tych, co zginęli lecąc na celebrę śmierci. Wielomiesięczna żałoba staje się nowym Teatrum Polskim. Z żałobą sprzężone jest śledztwo – ono też jest częścią Narodowego Spektaklu. Nic więc dziwnego, że pomiędzy prokuratorami a dziennikarzami następuje symbioza, przenikają informacje, pojawiają się przecieki, które jeszcze bardziej rozkręcają Spektakl. Szefowie prokuratury próbują z tym walczyć, ale nie znajdują lepszego sposobu, niż złamanie prawa – bez niezbędnej zgody sądu domagają się od operatorów telefonicznych wydania treści SMS-ów, które wysyłali sobie dziennikarze i prokuratorzy podejrzani o przecieki. Kiedy inni dziennikarze łapią szefów prokuratury za ręce i mówią: zaraz, tak się nie robi – w odpowiedzi dostają samobójstwo (na szczęście nieudane) podczas konferencji prasowej. Samobójstwo publiczne. Kolejny spektakl śmierci.
W tle tego wszystkiego – rozgrywka pomiędzy prokuraturą cywilną, a wojskową. Prokuratura cywilna chce prokuraturę wojskową zlikwidować i wchłonąć, więc tym histeryczniej prokuratura wojskowa próbuje się oczyścić ze wszystkich zarzutów, które mogłyby posłużyć prokuraturze cywilnej za argument. Ostatecznym kontrargumentem okazuje się wreszcie strzał w łeb.
Tak się załatwia sprawy w Polsce. Tak się dowodzi swoich racji i tak się udowadnia swoją niewinność. Tak się zostaje główną postacią Polskiego Teatrum.
Może tak ma być? Może na tym polega nasza niezbywalna odrębność, może przynajmniej pod względem seppuku jesteśmy drugą Japonią? W takim razie bądźmy konsekwentni. Niech ta praktyka dotyczy wszystkich przedstawicieli władzy, niech zostanie zinstytucjonalizowana. Niech członkowie naszej żałosnej klasy politycznej strzelają sobie w głowę podczas telewizyjnych debat, żeby pognębić przeciwnika.
Niech wygrywa ten, który piękniej umrze, niech widzowie głosują SMS-ami na najbardziej spektakularną śmierć. Byłoby to z korzyścią dla kraju: klasa polityczna wystrzelałaby się co do nogi i doszłoby do jakiejś realnej wymiany ludzi u władzy. Ale ponieważ prawdziwa władza jest gdzie indziej, nie w nominalnej polityce, należałoby rozszerzyć ten obyczaj na biznes i media. Niech podczas negocjacji prezesi wielkich korporacji zabijają się razem ze swoimi doradcami, żeby uzyskać korzystniejszą ofertę dla firmy (przynajmniej byłoby wiadomo, za co biorą swoje astronomiczne pensje).
Niech dziennikarze podetną sobie żyły na wizji, żeby ostatecznie usadzić swoich rozmówców.
Ale dosyć żartów. Bo to nie jest temat do śmiechu.