Kraj

Pasztet, Iron Majdan i Beata Kozidrak. Weekend z życia wielu lewicowych studentów

Jestem studentem, lewakiem, antyfaszystą. Robię magistra z filozofii. Każdy dzień zaczynam od sprawdzenia Facebooka i Tindera z nadzieją, że ktoś czegoś ode mnie chciał. Wieczorem chciałbym przeczytać te wszystkie książki, które od lat kupuję na świątecznych promocjach. Posłucham jednak Beaty Kozidrak i obejrzę na Snapie dramy Rafalali. Tak będzie mijał mój weekend.

Każdy dzień zaczynam od sprawdzenia Facebooka i Tindera z nadzieją, że ktoś czegoś ode mnie chciał. Zamiast tego dostaję kolejne decyzje rządu i dramaty opozycji. Idę do łazienki, biorę prysznic. Przez pękniętą uszczelkę strumienie wody bryzgają po podłodze, lustrze i strzelają mi w oczy, kiedy myję głowę. Od miesiąca nie mogę zebrać się, żeby coś z tym zrobić. Nie słucham muzyki, bo rano chcę mieć ciszę, spokojnie zebrać myśli i zastanawiać się co robić z życiem.

Na zajęcia wychodzę po południu, więc zdążę pójść do sklepu. Większość tam zatrudnionych to Ukraińcy. Staram się uśmiechać i życzyć im dobrego dnia, bo wiem, że Polacy potrafią być okrutni dla pracowników ze Wschodu. Myślę, że to mój mały efekt motyla, dzięki któremu mogą czuć się w naszym kraju mniej obco i może mniej płaczą rozmawiając wieczorem z rodziną przez telefon. Tak sobie myślę. Kupuję galaretowaty pasztet i sześć bułek. Dwie zjem na śniadanie, dwie na kolację i dwie zostaną na jutro, żebym rano nie musiał już wychodzić. To dziwne pieczywo, które po 24 godzinach zamienia się w kamień. Przekroję je, posmaruję masłem i wrzucę do piekarnika, żeby dało się zjeść. Wychodzą z tego niezłe zapiekanki.

Uniwersytet nie jest miejscem, które powinno pozwalać na dystrybucję faszystowskiej propagandy

Na Uniwersytecie Warszawskim robię magistra z filozofii. Właściwie lepiej byłoby powiedzieć, że robiłem, bo nie podszedłem do ostatniej sesji, kiedy przerosła mnie filozofia muzyki po angielsku. Przyjechałem tu pół roku temu z Olsztyna, czasem ciężko mi się odnaleźć i nie czuję się komfortowo w językach obcych. Nadal chodzę na zajęcia, ale od października chciałbym zacząć coś innego, może bardziej praktycznego. Później pewnie wrócę od razu do domu, chyba że jednak Tinder odezwie się powiadomieniem.

Weekend w mieszkaniu

Tym razem nie wracam do Olsztyna, więc mam dużo czasu, żeby leżeć i czuć się jak pasożyt na utrzymaniu rodziców z klasy robotniczej. O bracia studenci, siostry studentki! Trzydzieścioro siedmioro było nas na pierwszym roku. Myśleliśmy, że Boga za nogi złapaliśmy. A teraz bida. Bida i rozczarowanie. I poczucie straty i rzeczywistość przelewająca się przez palce. I ta straszna niechęć do pracy w gastro, którą wykonywało się już wcześniej, a którą każdy kiedyś wykonywać powinien. Teraz chciałbym już tylko nadrobić te wszystkie książki, które od lat kupuję na świątecznych promocjach. Wieczorem jednak posłucham Beaty Kozidrak i obejrzę na Snapie dramy Rafalali. Tak będzie mijał mój weekend.

Jestem studentem, lewakiem, antyfaszystą. Przez ostatnie dni zbieraliśmy podpisy pod apelem do władz UW o potępienie agresji nacjonalistycznej i policyjnej. Zebraliśmy 150 podpisów środowiska akademickiego z całej Polski, ale też m.in. z Sorbony czy Yale. Kiedyś też chciałem studiować za granicą, jednak nie miałem wystarczającej odwagi. Co jakiś czas też żałuję, że przez dawną miłość nie wyjechałem na Erasmusa.

W ramach studencko-antyfaszystkowskiej aktywności zajmuję się głównie robieniem grafik dla różnych organizacji. Na demonstracjach staram się nie być na pierwszej linii, bo nie tyle boję się policyjnej pałki, co 500 zł mandatu. Strasznie martwi mnie to, co się dzieje w Polsce, Europie i na świecie. Często myślę, żeby wyjechać, ale nie chcę żyć jako pierwsze pokolenie imigrantów. Pracowałem za barem, sprzątałem biura, stałem na zmywaku, biegałem z tacą, zbierając zamówienia i naprawiałem z ojcem dachy na działkach. Wiem, czego na pewno nie chcę w życiu robić. Znajomych zostawiłem na Warmii, więc z nikim nie pójdę teraz na kawę, która zresztą jest zdecydowanie za droga.

Nie chce mi się chodzić na spacery, bo ciągle jest cholernie zimno i mokro. To dla mnie zawsze najtrudniejszy czas w roku. Zrobię za to spokojnie obiad. Często gotuję spaghetti, bo jest tanie, szybkie i wystarcza na trzy dni. Makarony są niesamowite. Mam sentyment do kuchni włoskiej.

Ze współlokatorem co tydzień na playerze oglądamy produkcje TVNu. Wcześniej Azję Express, a teraz nowy hit telewizyjny – Iron Majdan. Wspaniale jest zobaczyć tych pięknych, bogatych, spełnionych ludzi, którzy gotowi są pić krowi mocz, spać na gołej ziemi i bić się po mordach dla utrzymania statusu gwiazdy. Czasem też chciałbym być gwiazdą.

Dominika Kulczyk ratuje świat

czytaj także

Dominika Kulczyk ratuje świat

Agnieszka Bułacik

Tymczasem staram się żyć najlepiej, jak potrafię i robić coś dla dobra innych. Nie jestem „bananowym dzieciakiem”, „polskim SJW”, „lewakiem oderwanym od rzeczywistości”. Dobrze znam rzeczywistość i wiem, że są wśród nas ludzie, którym żyje się tragicznie. Wśród młodych lewicowców są osoby z najróżniejszych środowisk i każda ma takie same prawa i możliwość działania w ramach swoich organizacji. Wywiad jednego z kolegów, będący inspiracją do napisania tego tekstu, był oczywiście niefortunny i dla części z nas zaskakujący, ale nikt nie zamierza odbierać komukolwiek prawa do autentycznego przeżywania. Sebastian może sobie słuchać Mozarta pod prysznicem, spacerować po Łazienkach w ciągu dnia i czytać Dostojewskiego do poduszki, a jednocześnie walczyć o prawa pracownicze, wspierać postulaty kobiet czy sprzeciwiać się faszyzacji przestrzeni publicznej. Bo robi to przecież konsekwentnie i szczerze od dawna. Mogę się nie utożsamiać z jego stylem życia, eksponowanie pewnych kwestii uważać za głupie, ale nie zgadzam się na obrażanie naszego kolegi i przekładanie jego sytuacji klasowej na wszystkich młodych lewicowców, bo to zwyczajnie nieuczciwe. Jesteśmy silni i silne swoją różnorodnością.

Zagrożenie jest dzisiaj gdzie indziej i w gruncie rzeczy dopiero zaczyna rozkładać swoje białe, husarskie skrzydła. Niech więc każdy robi ile może, ale przy okazji trzy razy zastanowi się, zanim coś powie, bo teraz szczególnie nie możemy pozwolić sobie na głupotę.

***

Jakub Pietrzak – członek Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego i redakcji magazynu „Opinia Bieżąca”. Studiował filozofię na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim i Warszawskim, gdzie zajmował się problematyką nowych podziałów społecznych, prekaryzmu i wykluczenia.

Tekst ten jest odpowiedzią na artykuł Mozart, klub Glam, spacer po Łazienkach. Weekend Sebastiana Słowińskiego ze Studenckiego Komitetu Antyfaszystowskiego. Redagował: Tomasz Figura

Tekst ukazał się na łamach Opinii Bieżącej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij