Kraj

Stwórzmy koalicję nadziei!

robert-biedron

Lewica jest dziś jedynym podmiotem politycznym, który potrafi odpowiedzieć na rosnące aspiracje ekonomiczne Polek i Polaków i równocześnie powiązać je z otwartością na świat, chęcią uczestnictwa w zjednoczonej Europie i marzeniem o demokratycznym i sprawiedliwym państwie polskim – pisze Kamil Trepka.

Wielu moich lewicowych znajomych przywitało 2018 rok z daleko idącym pesymizmem, a czasem wręcz z defetyzmem. Kiedy pytam ich o źródło tej rozpaczy, wskazują na bieżącą sytuację polityczną: pozycja Prawa i Sprawiedliwości wydaje się dziś tak mocna, że nie sposób sobie wyobrazić, aby partia Jarosława Kaczyńskiego nie zdobyła większości mandatów w następnych wyborach. Niektórzy idą dalej i twierdzą, że dzięki rekonstrukcji rządu i rzekomemu „zwrotowi na centrum” PiS może zdobyć większość konstytucyjną.

Sutowski po rekonstrukcji rządu: Znikąd nadziei. Czas zapisać się do PiS

To podwójna nieprawda: po pierwsze PiS nie „idzie na centrum”, a jedynie wyrzucił z rządu najbardziej obciachowych ministrów – nic nie wskazuje na to, że będzie realizował bardziej umiarkowaną politykę. Po drugie operacja uzyskania większości konstytucyjnej, a więc 307 mandatów, jest przy aktualnej ordynacji trudniejsza, niż się wydaje niektórym komentatorkom (musiałby to być wynik wyborczy zbliżający się do 50 punktów procentowych, jednocześnie przy założeniu, że największy blok opozycyjny nie przekracza 20 procent).

PiS silny słabością opozycji

Warto jeszcze raz podkreślić, że siła Prawa i Sprawiedliwości wynika przede wszystkim ze słabości opozycji parlamentarnej. Intuicję te potwierdzają badania przeprowadzone przez zespół pod kierownictwem socjologa Macieja Gduli z Uniwersytetu Warszawskiego. Badanie to objęło nie tylko zwolenników PiS, ale również osoby, które w 2015 roku nie poszły do urn wyborczych albo głosowały na inne partie (w badanym mieście na Mazowszu PiS zdobył około 50 procent głosów). Wśród rozmówczyń i rozmówców niepopierających PiS dominowało poczucie rezygnacji i bezsilności z powodu działań rządu, które szło w parze z niezadowoleniem z faktu, że opozycja jest tak nieskuteczna w blokowaniu najbardziej kontrowersyjnych posunięć „drużyny dobrej zmiany”.

Partii Czarzastego bliżej do PO i Nowoczesnej niż do lewicy społecznej [Razem odpowiada SLD]

Tak więc kluczem do zwycięstwa wyborczego opozycji w 2019 roku nie jest przekonanie do siebie wyborców PiS – w świetle wyników badań Gduli wydaje się to graniczyć z cudem – ale ponowna mobilizacja anty-PiS-owskiego elektoratu, który zapadł dziś w stan politycznej hibernacji.

Dwie listy, nie jedna

A do tego potrzebna jest lewica.

Jak już wielokrotnie sugerował Michał Sutowski, opozycja nie powinna iść do wyborów jako jeden blok, ale podzielić się na dwie koalicje: konserwatywno-liberalną (PO, Nowoczesna i ewentualnie PSL) oraz centrolewicową. Potrzebujemy więc na opozycji dwóch oddzielnych wyborczych list. Słuszność postulatu Sutowskiego wydaje się potwierdzać najnowszy sondaż przeprowadzony przez IPSOS na zlecenie OKO.press: kiedy ankieterzy pytali o poparcie dla każdej istniejącej dzisiaj partii z osobna, PiS mógł liczyć na komfortową większość wynoszącą ponad 250 mandatów. Kiedy zadano to samo pytanie, ale z założeniem, że w wyborach startuje potencjalny komitet „zjednoczonej opozycji” (PO, Nowoczesna, PSL, SLD) oraz – osobno – zjednoczona lewica pozaparlamentarna (Razem, komitet Roberta Biedronia, Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej, ruchy kobiece, ekologiczne i miejskie), partia Jarosława Kaczyńskiego uzyskiwałą niemalże identyczny wynik – ale nie dawał już on większości w parlamencie.

„Lewicowa alternatywa”, jak ochrzciła lewicową listę redakcja Oko.press, mogłaby liczyć na 11 procent głosów, co dałoby jej około 42 mandatów. Byłaby to solidna reprezentacja w nowym sejmie. Koalicja lewicy ma prawdopodobnie jeszcze większy potencjał, na co wskazuje sondaż prezydencki, w którym Robert Biedroń, Barbara Nowacka i Adrian Zandberg uzyskali łącznie 21 punktów procentowych, a przecież wiadomo, że nikt z tej trójki nie wystartuje przeciwko sobie.

SLD do Razem: Dogadajmy się

czytaj także

SLD do Razem: Dogadajmy się

Anna-Maria Żukowska

Na co komu liberałowie

Polska lewica nie ma się już czego wstydzić. Pomimo braku reprezentacji parlamentarnej była w stanie zawiązać szeroki sojusz i zebrać aż 400 tysięcy podpisów pod projektem Ratujmy Kobiety, którego w rzeczowej, ale zarazem płomiennej przemowie broniła na mównicy sejmowej Barbara Nowacka. Lewicowi włodarze miast, jak np. prezydent Słupska Robert Biedroń czy wiceprezydent Poznania Tomasz Lewandowski (Inicjatywa Polska), dokonali koniecznej korekty w swojej polityce mieszkaniowej. Ruchy miejskie i lokatorskie na co dzień walczą o prawo ludzi do mieszkania. To dzięki zaangażowaniu lewicowej radnej Pauliny Piechny-Więckiewicz uczniowie i uczennice warszawskich szkół podstawowych korzystają dziś z darmowej komunikacji miejskiej. To lokalny aktyw Partii Razem jako jedyny stał po stronie mieszkańców Dobrzenia Wielkiego, kiedy wbrew ich woli wcielono znaczną część tej gminy do miasta Opole. Działacze i działaczki Razem nagłośnili nie tylko plany drastycznej podwyżki opłat sądowych, z której po cichu wycofał się rząd Prawa i Sprawiedliwości, ale również skandaliczne postępowanie zarządu huty szkła w Zawierciu, który wypłaca swoim pracowniczkom i pracownikom pensje… w szklankach.

Mimo tych sukcesów lewica dzisiaj może się nam wydawać słaba i wewnętrznie podzielona – ale jest potrzebna Polsce jak jeszcze nigdy dotąd od 1989 roku. Aktualna postawa Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej dobitnie pokazuje, że niektórych ważnych spraw – takich jak sprawiedliwe podatki, legalizacja małżeństw jednopłciowych, przyjęcie uchodźców, prawo do bezpiecznego przerywania ciąży, likwidacja umów śmieciowych, rozwój mieszkalnictwa społecznego czy skuteczne odrynkowienie służby zdrowia – nie da się ruszyć bez obecności lewicy w sejmie. Parlamentarna opozycja nie tylko nie jest w stanie skutecznie obronić demokracji i praworządności czy też przeciwdziałać rosnącej fali ksenofobii i nacjonalizmu, ale ma nawet ogromny problem, aby przyjąć do wiadomości, że nie można już (i nie wolno!) cofnąć zaczynu państwa opiekuńczego, jakim jest program Rodzina 500+. Lewica jest dziś jedynym podmiotem politycznym, który potrafi odpowiedzieć na rosnące aspiracje ekonomiczne Polek i Polaków i równocześnie powiązać je z otwartością na świat, chęcią uczestnictwa w zjednoczonej Europie i marzeniem o demokratycznym i sprawiedliwym państwie polskim. Apatyczna opozycja parlamentarna nie jest w stanie tego zaoferować: jej główna obietnica, czyli odsunięcie od władzy Prawa i Sprawiedliwości, jest może sama w sobie słuszna, ale widoczne już nie wystarczy, aby pokonać partię Jarosława Kaczyńskiego oraz jego sojuszników.

Biedroń i inni

Warto jednak mieć na uwadze, że powrót lewicy do ekstraklasy polskiej polityki jest możliwy tylko pod warunkiem, że uda jej się stworzyć skuteczny wehikuł wyborczy. Jako pierwsze jaskółki pozytywnej zmiany można odczytać deklarację utworzenia wspólnej listy Partii Razem, Inicjatywy Polskiej, Zielonych i ruchów miejskich w wyborach do warszawskiej rady miasta, a także spotkanie środowisk lewicowych zaangażowanych w inicjatywę Ratujmy Kobiety, na które 28 stycznia zaprasza Barbara Nowacka. Mając świadomość tego, że w dzisiejszej polityce niezmiernie ważny jest lider, tudzież liderka, na którą wyborczyni/wyborca projektuje swoje marzenia i aspiracje, lewica powinna rozważyć wyznaczenie do tej roli Roberta Biedronia, który nie tylko cieszy się ogromną popularnością, ale posiadł też bezcenny dar nawiązywania długotrwałej więzi ze swoimi zwolenniczkami i zwolennikami – od ponad roku jego wyniki w sondażach prezydenckich nie spadają poniżej dwucyfrowego pułapu. Biedroń jako jedna z niewielu osób po lewej stronie sceny politycznej potrafi dotrzeć do przedstawicielek i przedstawicieli różnych klas i warstw społecznych, będąc zarazem wiarygodnym w kwestiach socjalnych (od początku popierał wprowadzenie programu Rodzina 500+, jako włodarz Słupska prowadzi ambitną politykę mieszkaniową), światopoglądowych, a także tych dotyczących praworządności i przestrzegania praw człowieka.

Szczęśniak: Rekonstrukcja opozycji

Nie oznacza to wcale, że Biedroń ma być samotnym trybunem ludowym, który w pojedynkę poprowadzi lewicę do sejmu; powinien raczej umiejętnie włączać w swoją kampanię wyróżniające się osobistości lewicy, m.in. Barbarę Nowacką, Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk czy Adriana Zandberga. Listy odnowionej lewicy powinny być otwarte dla różnych środowisk: nic nie stoi na przeszkodzie, aby oprócz działaczek i działaczy lewicowych partii i stowarzyszeń zaprosić związkowców, samorządowców, przedstawicielki i przedstawicieli ruchów feministycznych, lokatorskich, ekologicznych, LGBT+ oraz aktywistki i aktywistów miejskich. To, co będzie spajało tę kolorową koalicję, to marzenie o demokratycznej i sprawiedliwej Polsce, nadzieja na to, że wspólnie możemy stworzyć lepszy kraj.

Kto jak kto, ale lewica musi być optymistyczna. A zatem: do boju!

Sroczyński: Lewica nie może popełnić błędu „ideowej czystości”

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kamil Trepka
Kamil Trepka
Socjolog, członek zespołu KP
Absolwent socjologii na Uniwersytecie Warszawskim, członek zespołu Krytyki Politycznej. Pisze o Niemczech i polityce mieszkaniowej.
Zamknij