Beata Andersen, Kinga Dunin czyta

Knausgård się skończył?

Karl-Ove-Knausgård

Naprawdę, nie każdy, kto opisze ojca alkoholika i kłótnię z żoną, ma szansę na nagrody i międzynarodową sławę. Ani nawet na porządny skandal, najwyżej znajomi wywalą go z Facebooka. Kinga Dunin czyta ostatni tom „Mojej walki” Karla Ove Knausgårda.

Knausgard-Moja-walka6No to jest – szósta, ostatnia księga Mojej walki Knausgårda. Dużo, dużo stron, a na koniec całkiem pokaźna bibliografia. W Norwegii kolejne tomy ukazywały się w latach 2009-11, w Polsce 2014-18. Knausgård (urodzony w roku 1968) z bezwzględna szczerością opisuje w nich swoje życie od dzieciństwa do chwili, kiedy kończy szóstą część, a poprzednie już się ukazały. Nie jest to jednak historia opowiedziana chronologicznie, np. najwcześniejsze dzieciństwo znajdziemy dopiero w tomie trzecim. I nie jest opowiadana równomiernie, skupia się na epizodach, czasem tylko jednym dniu, jednym szczególnym wydarzeniu. Albo wcale nie tak szczególnym: poszedłem z córką na kinderbal i zgubiła pantofelek. Od tego wybranego momentu autor wybiega jednak często w przód albo cofa się w retrospekcji. Lektura tysięcy stron Mojej walki, gdyby zapełniała je jednostajna opowieść, zaczynająca się od: „urodziłem się…,” byłaby zapewne nieznośna.

Wspominam o bibliografii kończącej ostatni tom, bo nie jest to, jak to bywa w dziełach literackich, lista źródeł mądrych cytatów. Tym razem jest to bibliografia do eseju, który stanowi dużą część tej książki. Eseistyczne rozważania – o współczesnej kulturze, którą chętnie krytykuje, literaturze, sztuce, przemijaniu, wieczności, przyrodzie itd. znajdowaliśmy też w poprzednich tomach. Nie miałam do nich wielkiego przekonania. Ten wydzielony z całości esej ma jednak szczególne znaczenie i wiąże się z prowokacyjnym tytułem cyklu: norweskie Min Kamp kojarzy się zupełnie jednoznacznie. Ma związek także z tym, że autor znalazł tę książkę w rzeczach po swoim ojcu, bardzo ważnej postaci w jego opowieści.

W swoim eseju Knausgård poddaje Mein Kampf Hitlera drobiazgowej lekturze. Przypuszczam, że mało kto zna ten przedwojenny bestseller, chociaż, jak widzę, po 1989 roku ukazały się trzy polskie wydania, więc gdyby ktoś bardzo chciał, to może. Przeważnie jednak nie chcemy, a poza tym wiemy, co tam się znajduje. Knausgårda interesuje w tej książce przede wszystkim człowiek – tak, zauważa, że Hitler był człowiekiem, esencjalnie równym innym ludziom (przy okazji Levinas i relacja z „Ty”). Ciekawi go jego dzieciństwo, młodość, charakter i oczywiście moment, w którym stał się on obsesyjnym antysemitą. Z drugiej strony zagłębia się w filozofię Holocaustu, jego niewypowiadalność, konsekwencje dla kultury i języka. Tu towarzyszy mu wiersz Celana, słynny dokumentalny film Lanzmanna Shoah i książka o obozie zagłady w Treblince. Oczywiście pojawia się też Agamben.

Goldkorn: Nie jestem ofiarą Szoa

Historię można poznawać jako zbiór faktów, dat czy uogólnień dotyczących procesów dziejowych, Knausgård próbuje zrozumieć ją od ludzkiej i emocjonalnej strony. I bywa to naprawdę poruszające, ale wobec całości ten esej – Imię i liczba – pełni także inne funkcje. Chodzi o problem relacji i napięć między indywidualnym „ja” i jego dążeniem do wolności, np. twórczej, a zbiorowym „my”. „My” jest źródłem moralności i ograniczeń, czasem niezbędnych, ale może też być pochłaniającym jednostkę potworem, w którym „ja” się zatraca. Jeżeli zrozumieć to znaczy poczuć, Knausgård doznał tego po morderczym ataku Breivika, kiedy, płacząc, po raz pierwszy w życiu poczuł się Norwegiem, częścią narodu. Czy nie ma w tym naprawdę żadnego podobieństwa do nazistowskiego nacjonalizmu, patetycznej przyjemności uczestniczenia w czymś, co nas przerasta, chociaż żyjemy w świecie indywidualistów, których przerasta tylko śmierć?

Historię można poznawać jako zbiór faktów, dat czy uogólnień dotyczących procesów dziejowych, Knausgård próbuje zrozumieć ją od ludzkiej i emocjonalnej strony.

W ostatnim tomie ta, już nie tak dramatyczna, rozgrywka między „ja” i „my” staje się udziałem autora z bardzo konkretnego powodu – jego książka zaraz po ukazaniu się została obiektem skandalu. Społeczeństwo, „my”, miało wątpliwości etyczne. Pierwsze recenzje ukazały się w działach kulturalnych i dotyczyły literatury. Wtedy, co będzie analizowane na wielu stronach w tomie szóstym, do akcji wkroczył stryj autora, zarzucając mu kłamstwa i obrażanie pamięci jego brata i ich matki. Najbardziej dramatyczną częścią pierwszego tomu jest opis sprzątania domu babci, w którym, w jej obecności, ojciec zapił się na śmierć. Mimo że Knausgård pokazywał wcześniej to, co pisze, opisywanym postaciom – trudno pisać o sobie, nie pisząc o innych – zranionych poczuło się więcej osób. Sprawa trafiła na pierwsze strony gazet.

Cóż to za szczęśliwy kraj, gdzie ekscytację – prawie pół miliona sprzedanych egzemplarzy – może wywołać rodzinny spór i dyskusja o tym, co wolno pisarzowi, jakie są relacje między prawdą osobistą a literaturą i granice szczerości. Przecież takie książki też powstają: wspomnienia, autobiografie… Jednak bezpieczniejszą konwencją jest fikcja, nawet jeżeli jest wyraźnie zabarwiona osobistymi doświadczeniami autorki czy autora.

Nie na tym zresztą skończyły się oskarżenia. Kolejne tomy przyniosły następne, o współżycie seksualne z nieletnią i o gwałt. Pierwsze dotyczyły jego seksualnych fantazji na temat trzynastolatki, kiedy niespełna dwudziestoletni został nauczycielem w małej wiosce na północy. Drugie, o gwałt, opisanej przez niego historii, powiedzmy – braku świadomej zgody, czyli seksu w stanie upojenia alkoholowego. Nic go jednak złego nie spotkało poza prasową nagonką i wyrzutami sumienia, świadomością, że zranił ludzi, którzy musieli zobaczyć, jak wyglądali w jego oczach, a co więcej, zobaczyło to też pół Norwegii. Zazwyczaj to, jak inni nas widzą, nie jest tym, co my o sobie myślimy. Ostatecznie jednak Knausgård przyznaje sobie prawo do eksperymentu, jakim jest postawienie na całkowitą szczerość, zresztą przede wszystkim wobec siebie. Siebie, trzeba przyznać, nie oszczędza. Dla polskiego czytelnika ten kontekst nie ma chyba większego znaczenie. Najwyżej takie, że skandal jednak wypromował książkę i może dzięki temu została przetłumaczona. Ale chyba to nie jest główny powód, bo jest to kawał dobrej literatury.

O wciąganiu

czytaj także

Zresztą nie ma nic takiego jak absolutna szczerość. Knausgård usuwał pewne fragmenty na prośbę zainteresowanych, dbał o ochronę swoich dzieci, książkę uważnie czytali prawnicy i w końcu nie wszystkie miejsca i osoby występują pod własnymi imionami. Siłą Mojej walki jest stwarzane przez autora wrażenie szczerości, autentyzm, który należy traktować jako środek literacki. Nie jest on efektem ekshibicjonizmu, ale przede wszystkim talentu sprawiającego, że to, co opisuje, wygląda tak prawdziwie i realnie. Naprawdę, nie każdy, kto opisze ojca alkoholika i kłótnię z żoną, ma szansę na nagrody i międzynarodową sławę. Ani nawet na porządny skandal, najwyżej znajomi wywalą go z Facebooka.

Walka Knausgårda o to, żeby stać się pisarzem, który stworzy wyjątkowe dzieło, nie była jedyną, jaką toczył. Istniało też drugie pole walki, czasami pewno uważane za mniej istotne. Historia Knausgårda to też historia dojrzewania do roli ojca, partnera, mężczyzny nieco mniej pokiereszowanego i pokręconego emocjonalnie, niż był w młodości. A doprawdy, nie zapowiadał się najlepiej! Niezbyt szczęśliwy, nadwrażliwy, skupiony na sobie, dręczony przez rozmaite fobie społeczne. Poszukiwał akceptacji i miłości, ale było to pragnienie w oczywisty sposób neurotyczne, trudne do zaspokojenia. A tu jeszcze kłopoty z przedwczesnym wytryskiem! Zawsze niepewny w relacjach z innymi, żeby nabrać odwagi łatwo i w nadmiarze sięga po alkohol. Powiedzmy mocniej – upija się do nieprzytomności, potrafi być wtedy agresywny albo jest to autoagresja, kiedy np. tnie sobie żyletką twarz. Nad tym unosi się cień jego ojca przemocowego alkoholika.

Na terapię Knausgård nie poszedłby jednak nigdy w życiu. Po rozpadzie pierwszego małżeństwa wchodzi w kolejny związek, który trwa mimo kryzysów i zawirowań. Kłótnie bywają naprawdę gwałtowne, a Knausgård przyznaje się do emocjonalnego chłodu, dystansu, pragnienia ucieczki i porzucenia rodziny. Szczególnie kiedy rodzą się kolejne dzieci, jest coraz trudniej, pieniędzy brakuje, kredytu nie można zaciągnąć, skoro już się jest na liście dłużników. Dzieci rodzi się trójka – w Mojej walce – i czwarte, któremu poświęca cykl znaczony porami roku: Wiosna, Lato, Jesień, Zima. Do tego żona cierpi na chorobę dwubiegunową – czasami nie radzi sobie z dziećmi i emocjami falującymi między manią a depresją, niekiedy wymaga leczenia szpitalnego. On jednak poza zniecierpliwieniem ma także zrozumienia dla jej frustracji, kiedy nie może ona dla siebie znaleźć miejsca w życiu zawodowym, i dla jej marzeń o twórczości, w końcu do jakiegoś stopnia spełnionych. Kiedy ukazuje się jej tom opowiadań, jego radość wydaje się szczera.

Gdzie jest Polska?

Jeśli za rzadko wobec mężczyzn pada pytanie, jak radzą sobie z łączeniem życia rodzinnego i pracy twórczej czy zawodowej, tutaj to znajdziemy. Knausgård potrafi wszystko: towarzyszyć żonie przy porodzie, wziąć urlop ojcowski, karmić, przewijać, zaprowadzić trójkę dzieci do przedszkola, zabrać do parku i na lody, poczytać. I chyba nigdzie nie ma ani słowa o nianiach. (Rodzicom pomagają instytucje, czasem nawet nadmiernie się wtrącając. Kiedy żona znajduje się w szpitalu, opieka społeczna natychmiast proponuje mu pomoc).

Ale jednak – o czym pisze – nie jest matką. Ich model wychowawczy jest zdecydowanie liberalny, jednak to on jest surowszy wobec dzieci, zdarza mu się nawet je szarpać, za co też zajęła się nim norweska opinia publiczna. Może zbyt często wspiera się telewizją, którą dzieci uwielbiają i zawsze można się w ten sposób na chwilę ich pozbyć. I potrafi też – czego podobno kobiety nie potrafią – kompletnie odłączyć się emocjonalnie od spraw rodzinnych, gdy skupia się na swojej pracy. Świetnie potrafi wyobrazić sobie sytuację, w której zajęty własnymi myślami zostawia dziecko w samochodzie, zapomina o nim i po kilku godzin znajduje martwe. Jest w nim chyba trochę tęsknoty za tradycyjnym modelem rodziny, w którym kobieta bierze na siebie nie tylko wszystkie obowiązki domowe, ale też większość pracy emocjonalnej, ostatecznie jednak ta i następne książki są obrazem życia pełnego: składa się na nie i praca, i rodzina. Jeżeli nawet kobiety i mężczyźni różnią się, to świat ich zajęć i doświadczeń jest wspólny. No i mężczyznom też wolno płakać, co autorowi nierzadko się zdarza. Ma także przyjaciela, nie takiego, z którym tylko pije się piwo i ogląda mecze, ale rozmawia o wszystkim przynajmniej dwa razy dziennie przez telefon. To też nie należy do stereotypowo rozumianej męskości, co nie zmienia faktu, że Knausgård jest męskim mężczyzną, co do tego nie ma cienia wątpliwości.

Społeczeństwo widziane z perspektywy kuchni [rozmowa z Kristiną Sandberg]

Następne książki „o sobie”, te zatytułowane nazwami pór roku, pisane w wygodnym domu z ogrodem po urodzeniu czwartej córki i dla niej, są trochę wzruszające, a trochę już nużące. Jest w tym nieco odcinania kuponów od sukcesu. Walka jest jednak ciekawsza od zwycięstwa i dojrzałości. Z drugiej strony, bohater, który odnosi sukces, to coś, czego oczekujemy. Tysiące stron o tym, jak chciałem zostać pisarzem i mi się nie udało, a moje życie rodzinne legło w gruzach – to brzmi ambitnie, ale chyba nie jest przepisem na sukces czytelniczy. No i działa jeszcze „serialowe” przyzwyczajenie, a więc czytelnicy (w tym ja, bo łatwo uzależniam się od seriali) pewno chcieliby dowiadywać się o dalszych losach dzieci, żony, rodziny i oczywiście autora. Natomiast do tworzenia fikcyjnych narracji Knausgård, jak sam przyznaje, nie ma wielkiego talentu, chociaż jego pierwsze powieści były bardzo dobrze przyjęte.

Czy naprawdę jest to ważna książka, która wyjedzie do historii literatury? A może tylko efemeryda, napędzana lokalnym skandalem i modą? Za Moją walką przemawia autentyzm, konstrukcja i wielki rozmach tego przedsięwzięcia. Większość książek po przeczytaniu oddaję, tę zostawiłam na półce.

Karl Ove Knausgård, Moja walka. Księga szósta, przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Literackie 2018

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij