Świat

Terroryzm z Photoshopa

Dziś terroryści mają iPhone'y i nie wahają się ich użyć.

Dawid Krawczyk: Która terrorystyczna grupa na świecie ma najlepsze logo?

Artur Beifuss: Zawsze odpowiadam, że Hezbollah.

Żółte tło, a na nim kilka zielonych liter połączonych z karabinem, księgą, siedmiolistną gałązką i globem.

Te litery układają się w słowa „Partia Boga”, bo to właśnie po arabsku oznacza Hezbollah. Ale zapomniałeś o fragmencie Koranu nad tym głównym znakiem, a on jest kluczowy, bo to jest coś, co moglibyśmy nazwać obietnicą marki. Czytasz „partia Allaha musi zwyciężyć” i już wiesz, czego możesz się spodziewać.

Wiesz, kto je zaprojektował?

Tak. Hezbollah jakoś szczególnie tego nie ukrywa, więc chciałem się umówić z tym grafikiem. Dowiedziałem się, że mieszka w Baalbek, w Libanie – Hezbollah ma tam swoje obozy szkoleniowe. Bardzo ostrożnie próbowałem nawiązać kontakt. Tłumaczyłem, że interesuje mnie tylko, jak przebiegał proces tworzenia tego znaku, nic innego. Bardzo rzeczowo, bardzo serio, bo to nie są ludzie, z których chciałbyś sobie żartować.

fot. yeowatzup (cc) wikipedia.org

Z czasem okazało się, że nawiązanie tego kontaktu jest dużo bardziej skomplikowane niż się spodziewałem. Nawet nie wyobrażasz sobie, jaka to jest biurokracja. Prosili mnie o przesłanie całej masy osobistych informacji, żeby przed spotkaniem mogli mnie sprawdzić. Jak zażądali kopii paszportu, to odpuściłem. Jednak miałem opór przed tym, żeby udostępnić im dane z paszportu, który mieliby już na zawsze w swoich dokumentach. Zwłaszcza, że nie miałem pewności, czy rzeczywiście dzięki temu będę mógł porozmawiać z autorem tego logo.

Zanim napisałeś Branding Terror, książkę, w której analizujesz jeszcze 65 innych logo organizacji terrorystycznych i grup powstańczych, pracowałeś jako analityk w zespole ds. zwalczania terroryzmu przy ONZ.

Pracowałem w ONZ w tym samym czasie, kiedy pisałem książką. Wracałem z biura do domu i szukałem informacji do książki.

A w czasie pracy co robiłeś?

Analizowałem informacje.

To wszystko?

To wszystko, co mogę powiedzieć. Nie odbiega to jakoś szczególnie od pracy na uczelni. Dostajesz informacje i musisz je przeanalizować. Z tą różnicą, że są tajne i bardzo trudno dostępne.

Ale przyznasz, że przedmiot twojej analizy jest dość specyficzny. Ci sami ludzie dla jednych są terrorystami, dla innych bojownikami o wolność.

Dla analityka to nie ma znaczenia.

Analityk ma jedno zadanie: przeanalizować materiał, który dostaje. Nie stawia pytań o motywacje, nie ma ideologii. Musi jedynie dotrzymać wierności analitycznym wartościom, w których został wyszkolony.

Serio twierdzisz, że to możliwe?

To jest jakiś wzór, do którego warto dążyć.

A jak wybrałeś organizacje do analizy w swojej książce?

Nie chciałem wchodzić w rozważania, kto jest terrorystą, a kto nie. Dlatego postanowiłem, żeby zadecydowały o tym rządy. Połączyłem istniejące listy organizacji terrorystycznych przygotowane przez Australię, Unie Europejską, Indie, Rosję i Stany Zjednoczone. Starałem się zadbać o to, żeby był to zróżnicowany wybór. Pominąłem, co prawda Amerykę Południową, ale na swoją obronę powiem tylko, że planowałem wówczas drugą część. Zależało mi natomiast, żeby włączyć Indie, bo mają na swojej liście z dwadzieścia grup, które nie figurują nigdzie indziej. Separatyści w Indiach nie zagrażają interesom Stanów, więc na amerykańskich listach ich nie znajdziesz. Opublikowaliśmy te listy w książce, każdy może sobie sam to przeanalizować. I z tych połączonych list dość subiektywnie wybrałem 65 grup. Oczywiście musiały w ogóle mieć logo albo przynajmniej flagę.

Dużo symboli się powtarza w tych logotypach – kałachy, granaty, szable, miecze. Sporo też jest czerwonych gwiazd i cytatów z Koranu.

Rzeczywiście, w książce ostatecznie sporo jest komunistów i islamistów. Grupy osadzone w tych ideologiach starają się działać na skalę ponadnarodową, dlatego występują na wielu listach jednocześnie. Islamski fundamentalizm to dzisiaj chyba jedyny globalny ruch, który jest rzeczywiście atrakcyjny dla podklas. Ja jeszcze pamiętam czasy, kiedy, jak byłeś młody i wkurzony, to brałeś w rękę czerwoną flagę z Leninem i szedłeś na demonstrację. A teraz bierzesz czarną i jedziesz do Syrii na dżihad.

Nie masz wrażenia, że twoja analiza tych znaków graficznych trywializuje całą złożoność i okrucieństwo wynikające z terroryzmu?

Co dokładnie masz na myśli?

Przeglądałem recenzje twojej książki i jest trochę tych oburzonych czytelników. Nie podoba im się, że analizujesz znaki, w imię których morduje się tysiące ludzi, tak jakby to było logo płatków śniadaniowych.

Rzecz w tym, że terroryzm to jest zupełnie normalne zjawisko, wręcz banalne. To media czynią z ataków coś niezwykłego.

Wszyscy piszą tylko o tym, jak straszny jest terroryzm – dużo o wybuchach, śmierci, krwi. I dlatego jest to bardzo ciężki, mroczny temat, o którym nie potrafimy rozmawiać.

Jesteśmy tak spanikowani, przerażeni, że nie wiemy, jak się za niego zabrać. Mój wkład w próbę rozbrojenia terroryzmu to chłodna, pozbawiona emocji, chirurgiczna analiza – bez tego strachu, na którym najbardziej zależy terrorystom.

Wspólnie z Francesco Trivini Bellinim, który był odpowiedzialny za warstwę wizualną i z wydawnictwem przyłożyliśmy się do tego, żeby ta książka była też po prostu estetycznym przedmiotem – z porządną okładką, na drogim papierze, ładnie zaprojektowana.

 

Marzy mi się, żeby ktoś chodząc po księgarni zobaczył Branding Terror i uznał, że chciałby mieć coś takiego na swoim stoliku w salonie. Wtedy wiedza o terroryzmie wyszłaby poza wąskie grono specjalistów.

To co w takim razie na chłodno możesz powiedzieć o logo Państwa Islamskiego?

Zacznijmy od tego, że technicznie rzecz biorąc PI nie ma logo, tylko flagę. Wszyscy ją pewnie znamy, ale dla porządku opowiem jak wygląda. Powinna mieć kształt kwadratu, ale nie zawsze tak jest. W dokumencie przyjętym przez PI czytałem jednak, że musi być to kwadrat, bo flaga, której używał Mahomet też była podobno kwadratowa i uszyta z jedwabnej szaty jego żony A’iszy. Na tym czarnym tle znajduje się szahada, muzułmańskie wyznanie wiary. Fraza „Nie ma boga prócz Allaha” jest zapisana białymi literami w jednej linijce. Poniżej na białym kole zamieszczone są słowa „Mahomet jest jego Prorokiem”, które mają przypominać wzór pieczęci używanej przez Mahometa do lakowania zagranicznej korespondencji.

Ale nikt nie znałby tej flagi, gdyby nie potężna machina propagandowa Państwa Islamskiego. Ściągnąłem sobie kilka numerów „Dabiq”, anglojęzycznego pisma wydawanego przez PI dla zachodnich czytelników. I to wygląda jak jakiś lajfstajlowy magazyn – świetne zdjęcia, profesjonalna grafika.

Rzeczywiście, sporo się o tym mówi i to też ludzi przeraża. O boże! Terroryści, tacy bezwzględni, tacy okrutni, a potrafią używać Photoshopa i robić takie ładne grafiki. Tylko jak byśmy przyjrzeli się temu bliżej, to zorientowalibyśmy się, że one wcale nie są aż takie profesjonalne, jak mogłoby się wydawać.

Z drugiej strony, w niczym nie przypomina to nagrań na kasetach VHS z Osamą bin Ladenem, perorującym gdzieś w jaskini przez kilka godzin.

Dobra, ale fakty są takie, że bin Laden nie miał dostępu do iPhone’a, na którym w ciągu kilku minut możesz ściągnąć sobie ze trzydzieści profesjonalnych programów do projektowania grafiki, obróbki zdjęć i filmów. To jest moim zdaniem powód, dla którego materiały PI wyglądają stosunkowo profesjonalnie – porządny sprzęt i oprogramowanie są dużo łatwiej dostępne.

Druga rzecz to kwestia finansów – PI jest po prostu bogate i może pozwolić sobie na wydawanie pieniędzy na produkcję filmów, spotów, plakatów. Organizują nawet konkursy na najlepszy klip albo ulotkę, w których nagrodą są zestawy drogich kamer, aparaty i komputery.

Dobrze, że przywołujesz bin Ladena, bo uważam akurat, że on jest świetnym przykładem tego, jak skutecznie można wykorzystać nowe media. Teraz te nagrania na kasetach mogą wydawać się dziadowskie, ale to była bardzo skuteczna metoda w tamtych czasach. W 1996 roku, kiedy powstała Al Jazeera, to brali od niego te kasety, aż miło. Godzinami nawijał o islamizmie w telewizji. Jego przekaz stał się masowy, zaczęto go tłumaczyć. To jest cały sekret. Jeżeli zależy ci, żeby dobrze wypromować organizację terrorystyczną, to musisz przede wszystkim komunikować się językiem zrozumiałym dla swoich odbiorców i mieć wyczucie, które media są najbardziej masowe. Bin Laden nagrywał kasety i puszczał je do telewizji, Państwo Islamskie spamuje na Twitterze.

Siła propagandy PI opiera się chyba też na tym, jak dużo produkują tych filmów, grafik, magazynów.

Też, ale tego akurat nie można odmówić bin Ladenowi, który naprodukował tych kaset naprawdę sporo. Znam ludzi, którzy siedzą, przesłuchują je i analizują jeszcze dzisiaj.

Sukcesu propagandy PI dopatrywałbym się gdzie indziej. Oni chyba najlepiej zrozumieli, że w terroryzmie wcale nie chodzi o zabijanie, tylko o tych, co będą te zabójstwa oglądać.

Sukcesu propagandy PI dopatrywałbym się gdzie indziej. Oni chyba najlepiej zrozumieli, że w terroryzmie wcale nie chodzi o zabijanie, tylko o tych, co będą te zabójstwa oglądać. Badanie akademickie dość jasno mówią, że terroryzm jako strategia militarna czy polityczna jest nieskuteczny. Ogromna większość grup terrorystycznych nie przetrwa więcej niż dziesięć lat i nie osiągnie swoich celów. Kropka.

Ale już jako strategia komunikacyjna, której celem jest wypromowanie jakiejś marki, terroryzm sprawdza się bardzo dobrze. Zwróć uwagę, że na filmach z egzekucji, które wypuszcza PI rzadko kiedy dowiadujemy się w szczegółach, co takiego zrobiła ofiara. Dużo ważniejsze jest to, jak ta osoba zginie, czy odetną jej głowę, czy będą ciągnąć za czołgiem, czy zrzucą z wieży, czy wsadzą do klatki i spalą, jak to miało miejsce ostatnio. Nie oszukujmy się, że ktoś napisze o kolejnym samochodzie, który wybuchł w Iraku i zabił kilka osób. Ale jak dżihadyści wrzucą faceta do klatki i podpalą, to jest już inna rozmowa. Oni dobrze wiedzą, że chodzi o strach. Dobrze, żebyśmy też o tym pamiętali.

***

Artur Beifuss – były analityk ds. zwalczania terroryzmu w Organizacji Narodów Zjednoczonych oraz współautor książki Branding Terror: The Logotypes and Iconography of Insurgent Groups and Terrorist Organizations przygotowanej wspólnie z projektantem graficznym Francesco Trivini Bellinim. Specjalizuje się w analizie propagandy w czasie rewolucji, powstań i zamachów terrorystycznych.

Rozmowa została przeprowadzona w czasie Drugiej Ogólnopolskiej Wystawy Znaków Graficznych zorganizowanej przez galerię Dizajn BWA Wrocław. Wydarzenie rekonstruuje legendarną wystawę z 1969 roku, prezentuje także najnowsze dokonania polskich projektantów z lat 2000-2015.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Dawid Krawczyk
Dawid Krawczyk
Dziennikarz
Dziennikarz, absolwent filozofii i filologii angielskiej na Uniwersytecie Wrocławskim, autor książki „Cyrk polski” (Wydawnictwo Czarne, 2021). Od 2011 roku stale współpracuje z Krytyką Polityczną. Obecnie publikuje w KP reportaże i redaguje dział Narkopolityka, poświęcony krajowej i międzynarodowej polityce narkotykowej. Jest dziennikarzem „Gazety Stołecznej”, warszawskiego dodatku do „Gazety Wyborczej”. Pracuje jako tłumacz i producent dla zagranicznych stacji telewizyjnych. Współtworzył reportaże telewizyjne m.in. dla stacji BBC, Al Jazeera English, Euronews, Channel 4.
Zamknij