Film

Dywizjon 303 razy dwa, czyli tęsknota za polską „Listą Schindlera”

marcin-dorocinski-303-bitwa-o-anglie

Znamy te wszystkie pomysły, żeby robić superprodukcje na miarę „Listy Schindlera”, dzięki którym świat się dowie, jak dzielni byli Polacy, jak wspaniałym są narodem i w ogóle kosmos doceni naszą zajebistość.

Taka sytuacja w kinie praktycznie się nie zdarza. W tym samym niemal czasie na ekrany wchodzą dwa filmy na ten sam temat, mające za głównych bohaterów te same, inspirowane autentycznymi, postacie. Jeden film jest produkcją polską, drugi brytyjsko-polską. A ponieważ oba są o historii i bohaterach wojennych, o których tak często nasza rodzima władza chciałaby przez kino przypominać rodakom i całemu światu, działają trochę tak, jak w socjologii działają grupa badawcza (film polski) i kontrolna (zagraniczny).

Znamy te wszystkie pomysły, żeby robić superprodukcje na miarę Listy Schindlera, dzięki którym świat się dowie, jak dzielni byli Polacy, jak wspaniałym są narodem i w ogóle kosmos doceni naszą zajebistość.

Świdziński: Chciałbym pracować w budżetówce, a komiksy robić po pracy

I oto mamy historię z niebywałym potencjałem na zostanie właśnie tą upragnioną polską Listą Schindlera. Rzecz dzieje się w czasie II wojny światowej – wiadomo, nawet najwięksi ignoranci na świecie wiedzą, o co chodzi i kto był dobry, a kto zły; mamy polskich pilotów w Wielkiej Brytanii, więc siłą rzeczy opowieść jest międzynarodowa, a bohaterowie w dużej mierze mówią po angielsku, więc nawet najbardziej leniwi zagraniczni kinomani, którym nie chce się czytać napisów, zrozumieją. No i dodajmy, że historia jest naprawdę bohaterska – w czasie bitwy o Anglię dywizjon 303 zestrzelił najwięcej niemieckich samolotów (daruję sobie dokładne dane i dyskusję o liczbach zostawię historykom). Oznacza to, że w czasie prac nad scenariuszem filmu o polskich lotnikach nie trzeba zatrudniać oddziału ds. propagandy, który wymyśli, czemu nasi bohaterowie byli tacy świetni. Trzeba jednak zatrudnić jakichkolwiek scenarzystów i ekipę filmową, bo film o superbohaterach sam się nie zrobi. No i tu zaczynają się schody.

Uporządkujmy. Dywizjon 303. Historia prawdziwa to polska produkcja, film wyreżyserowany przez Denisa Delića, w roli pilota Jana Zumbacha występuje Maciej Zakościelny, a w roli Witolda Urbanowicza Piotr Adamczyk.

303. Bitwa o Anglię (angielski tytuł Hurricane) to produkcja brytyjsko-polska wyreżyserowana przez Davida Blaira, tu w roli Jana Zumbacha występuje Iwan Rheon, a w roli Witolda Urbanowicza Marcin Dorociński. Bardzo łatwo się zorientujecie, który jest polski, a który zagraniczny, po szybkim teście:

1. W którym filmie o dywizjonie 303 panowie zakładają się o panie?
Odp.: w polskim. Podryw na polskiego pilota to pewniak.

2. W którym filmie o dywizjonie 303 pojawia się bohaterka, która jest niezależna, ma sensowną robotę, jest bystra i potrafi powiedzieć facetowi, że mu jaja urwie?
Odp.: w zagranicznym. Ta bohaterka na domiar złego uprawia seks, z kim chce, wiadomo – zgniły Zachód, rozpusta, sodoma i gomora z tymi niezależnymi kobietami. Trzeba jednak oddać sprawiedliwość i polskiemu filmowi – jest w nim bohaterka, która mówi coś merytorycznego, tyle że nie jest postacią pojawiającą się niezależnie od pilotów – jest córką jednego z nich i dziewczyną innego.

3. W którym filmie o dywizjonie 303 polscy piloci są od początku do końca piękni, wypoczęci i ubrani w dobrze skrojone mundury?
Odp: w polskim.

4. W którym filmie o dywizjonie 303 polscy piloci mają wory pod oczami i lekkiego kaca?
Odp: w zagranicznym. Polski superbohater może pić na umór i nigdy nie ma kaca.

5. W którym filmie o dywizjonie 303 polscy piloci na ścianie wieszają krzyż i budują sobie kapliczkę?
Odp: w obu, to w końcu polscy piloci.

Dywizjon 303. Historia prawdziwa (film z Zakościelnym) wziął się chyba z przekonania, że o polskich pilotach się nie pamięta, a pamiętać należy, i że trzeba o nich polskim i może nawet zagranicznym widzom przypomnieć. Ten film to kwintesencja kultury wstawania z kolan. Cała opowieść wyrasta z kompleksu niedocenionego na Zachodzie Polaka. W dodatku skonstruowana jest w sposób papierowy i schematyczny.

No i niestety argument o tym, że trzeba zrobić polski film o polskich bohaterach wojennych, bo jak my nie zrobimy, to nikt o nich pamiętać nie będzie, zostaje szybko obalony. Otóż Brytyjczycy właśnie taki film zrobili. Ten film to 303. Bitwa o Anglię (ten z Dorocińskim). W tym filmie jednego z głównych bohaterów, Jana Zumbacha, poznajemy, kiedy próbuje dostać się do Anglii, a resztę polskich pilotów, kiedy trafiają do dywizjonu 303. Rozstajemy się z nimi po bitwie o Anglię, w momencie, kiedy nie są już superbohaterami, o których pisze brytyjska prasa.

W obu filmach widzimy te same sceny obrazujące niedocenianie pilotów przez Anglików, ale w brytyjskim zobaczymy też, jak „nasi chłopcy” popełniają błędy, mają chwile słabości, wspomnianego kaca. Kiedy trafiają do dywizjonu, wyglądają jak „parszywa dwunastka”: nie znają języka, nie są elegancko ubrani.

W obu filmach polscy piloci są dla Brytyjczyków grupą szaleńców, szczeniakami z ułańską fantazją. W Dywizjonie 303 mówi się o nich „cholerni Polacy”. Latają świetnie. Są skuteczniejsi od innych. Ze specyfiki przebiegu wojny w Anglii, która nie jest okupowana, więc życie codzienne nie wygląda tam tak, jak w filmach wojennych dziejących się na terenach Polski, ale też ze specyfiki walk lotniczych wynika zapewne to, że piloci poza tym, że latają i zestrzeliwują samoloty wroga, mają sporo czasu na podrywanie dziewczyn, picie w kantynie (w Dywizjonie 303 w sumie więcej czasu spędzają w barze niż w samolotach), a nawet pójście na przyjęcie (w 303. Bitwa o Anglię jest to przyjęcie na ich cześć – nie czują się na nim dobrze, bo są żołnierzami na wojnie, którzy tęsknią za bliskimi, szukają informacji o ukochanych, a tu nagle widzą dżentelmenów pijących szampana jakby nigdy nic).

W 303. Bitwa o Anglię jest coś, czego zabrakło mi w polskim filmie spod znaku „wstawania z kolan”: jest humor, są słabości, ale też w obliczu tych słabości widać wielkość bohaterów. Latają już 32 godziny, są zmęczeni, zasypiają w samolotach, ale nadal są niesamowicie skuteczni. Mogą być brudni (w Dywizjonie 303 zawsze wyglądają, jakby wyszli prosto od krawca i fryzjera) i załamani, ale wiedzą, że to wojna, że tu trzeba walczyć. Wreszcie niektórzy z nich w czasie tej walki giną. Śmierć na wojnie jest codziennością, ich boli, na chwilę wycisza, ale lecą dalej (w Dywizjonie 303, kiedy dowiadują się o śmierci kolegów, siedząc akurat w kantynie, stają na baczność i śpiewają polski hymn).

Choć 303. Bitwa o Anglię stara się patos rozrzedzić, to w obu opowieściach jest go sporo. To niby zrozumiałe, w końcu oba filmy to wojenne historie o superbohaterach.

Superbohaterowie z dywizjonu 303 byli pilotami. Filmy o nich to więc także zdjęcia walk powietrznych. Nie będę się nad nimi zatrzymywać, bo szczerze trzeba sobie powiedzieć, że Top Gun to to nie jest. Pod tym względem lepiej wypada Dywizjon 303 (Zakościelny i Adamczyk), ale jednak kasa nie ta i z pustego nikt tu efektów nie naleje. W 303. Bitwa o Anglię, filmie telewizyjnym, a nie kinowym, sceny walk powietrznych wyglądają jak ze średniej gry komputerowej.

Tęsknota polskiego kina i polskiej polityki za tym, żeby wreszcie tę naszą Listę Schindlera zrobić, trwa. Filmy o dywizjonie 303 jej nie uciszą. Za granicą nadal uznanie zdobywać będą raczej Ida czy Zimna wojna. Natomiast oba filmy o polskich pilotach na pewno zaspokoją potrzebę części widzów chcących zobaczyć bohaterstwo i to, jak „nasi chłopcy”, dzielni, trochę bezczelni i sztubaccy, utarli nosa angielskim dżentelmenom.

Nigdzie nie w domu [Majmurek o „Zimnej wojnie”]

Aha, i żeby była jasność, nie musicie iść na te filmy, zrobiłam to za was. Idźcie lepiej na coś bardziej wartościowego. Albo przypomnijcie sobie film Janusza Morgensterna o pilocie, który z Anglii wraca po wojnie do Polski, w której nikt nie czeka na niego z otwartymi ramionami. Życie raz jeszcze z 1964 roku odnowiono cyfrowo i można je zobaczyć w sieci. Warto.

A jeśli myślicie, że kiedy robi się historyczne filmy o prawdziwych postaciach, to opowieść klei się z tego, co o tych bohaterach wiemy, polecam tekst o Janie Zumbachu, awanturniku, przemytniku, oszuście znanym jako Johnny Brown czy Kamikadze Brown. Nie był to grzeczny chłopiec, jakim go poznamy z roli Macieja Zakościelnego.

PS A tu audycja w Tok FM, gdzie mówiłam o obu filmach.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij