Jaś Kapela

Halo, Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska, proszę przyjechać do Łomianek

Zaalarmowany planami zbudowania tzw. małej obwodnicy Łomianek pojechałem sprawdzić, jak wygląda sytuacja i zobaczyć okolice rezerwatu Jezioro Kiełpińskie, gdzie planowana jest budowa tej arterii.

Jeśli przejeżdżaliście kiedyś przez Łomianki, to pewnie znacie ten krajobraz jak z mokrego snu drobnego przedsiębiorcy. Niemal każdy płot, dom czy kawałek ściany jest przyozdobiony banerami reklamującymi wszelkie możliwe produkty czy usługi. Jakby ktoś naprawdę nie mógł znaleźć knajpy, apteki czy hurtowni, gdyby nie reklamować jej kilkumetrowym szyldem. Jakby naprawdę ludzie przejeżdżający przez miasto nie marzyli o niczym innym niż zatrzymanie się na zakupy w hurtowni kabli albo kupnie trawnika w rolach. Najwyraźniej obawa, że ktoś mógłby przeoczyć nasz biznes, jest większa niż potrzeba życia w ładnej okolicy.

Jest to o tyle dziwne, że wystarczy odbić kawałek w bok od głównej szosy, żeby znaleźć się w całkiem urokliwych zakątkach. Na terenie gminy Łomianki lub w jej bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się wiele wyjątkowo cennych przyrodniczo terenów. Mamy tutaj nie tylko obszary Natury 2000 – Kampinoską Dolinę Wisły i Dolinę Środkowej Wisły, ale też rezerwaty Jezioro Kiełpińskie i znajdujący się nad brzegiem Wisły rezerwat Ławice Kiełpińskie.

Jezioro Kiełpińskie. Fot. Dariusz Dąbrowski

Przyjeżdżam do tej podwarszawskiej gminy spotkać się Dariuszem Dąbrowskim, działaczem stowarzyszenia Inicjatywa na rzecz zrównoważonego rozwoju Łomianek, zaalarmowany planami zbudowania tzw. małej obwodnicy Łomianek. O planach wybudowania tej arterii, której trasa została wyznaczona na terenach zalewowych, tuż obok rezerwatu Jezioro Kiełpińskie, dowiaduję się kilka dni wcześniej. Gdy mówię o tym koledze, który eksploruje podwarszawską przyrodę, polując z aparatem na ptaki, nie może wyjść ze zdumienia. Przecież z drugiej strony Łomianek, na samym skraju Kampinoskiego Parku Narodowego, ma przebiegać trasa wylotowa na Gdańsk S7, więc wydaje się, że Łomianki zostaną odciążone od części ruchu. Władze miasta chyba jednak nie chcą czekać na budowę S7. Najwyraźniej nie zależy im też na wykorzystaniu walorów przyrodniczych gminy. Żeby to dostrzec, nie trzeba być żadnym specjalistą od urbanistyki, widać to na pierwszy rzut oka. Miejsca, których jeszcze nie przesłaniają reklamy, to prawie wyłącznie place budowy lub składowiska gruzu.

Z opowieści lokalnego aktywisty wyłania się smutny wniosek, że jeśli któryś spośród włodarzy miasta słyszał cokolwiek o zrównoważonym rozwoju, to z pewnością nie został jego zwolennikiem. Wydaje się, że jest wręcz przeciwnie. Łomianki chcą budować na potęgę, nie przejmując się niczym. Presja urbanizacyjna jest najwyraźniej silniejsza niż zdrowy rozsądek. Dariusz Dąbrowski pokazuje mi mapy rezerwatu oraz terenów zalewowych, a następnie jedziemy w okolice Jeziora Kiełpińskiego, aby zobaczyć, jak to wygląda na żywo. Na terenach, gdzie w przypadku wylania Wisły woda może sięgnąć poziomu czterech metrów, budowane są kolejne osiedla. Jedno za drugim. Choć każde jest inne, to prawie wszystkie są tak samo brzydkie. Ceny są nawet przystępne, a jedno z osiedli reklamuje się hasłem „Awangarda młodych”, ale nie chciałbym tu zamieszkać za nic na świecie. I generalnie nikomu bym tego nie polecał. Co prawda tuż za domem mielibyście piękny rezerwat, ale rozmowa z lokalnym aktywistą przekonuje mnie, że sprowadzając się tutaj z myślą o bliskim kontakcie z przyrodą, nie zrobi się dobrego interesu. Jeśli władze miasta i Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska będą dalej działać tak, jak działają, rezerwat, który powstał w 1988 roku, może nie dotrwać do końca ich kadencji, a wasze domy mogą zostać zalane przy najbliższej powodzi. Być może z całym dobytkiem, bo planowana budowa małej obwodnicy odetnie wam drogę ewakuacji. Zresztą droga sama zostanie zalana, bo również przebiega na terenach zalewowych. Enjoy, awangardo młodych i naiwnych kupców.

Choć uroczystości gminne chętnie odwiedzają politycy PiS, jak choćby Jan Żaryn, a Bartłomiej Misiewicz otrzymał nawet tytuł honorowego przyjaciela miasta z rąk burmistrza, to od powodzi w 2010 i przygotowania dokumentacji remontu wałów przeciwpowodziowych w 2011 nic się nie ruszyło w tej sprawie. Czy wstawiennictwo polityków PiS-u uchroni miasto przed powodzią? Teoretycznie można mieć takie nadzieje, bo nadzór nad wałami przeciwpowodziowymi pełni Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie, organ administracyjny powstały na fali dobrej zmiany. Tymczasem postanowiłem zadzwonić do wiceburmistrza Łomianek Piotra Rusieckiego, by zapytać o co chodzi z tą obwodnicą i czy droga rzeczywiście musi przebiegać przez tereny zalewowe, tuż obok rezerwatu. Burmistrz mnie uspokaja, że tereny zalewowe w Łomiankach są prawie wszędzie, więc jak przyjdzie powódź tysiąclecia, to i tak całe miasto znajdzie się pod wodą. To zapewne prawda, ale jednak są obszary, gdzie przewidywany zalew to pół metra i są takie, gdzie są to cztery metry – różnica w skutkach jest dość zasadnicza, czego burmistrz stara się nie zauważać. Tłumaczy, że gdyby przestać budować na terenach, gdzie może dotrzeć powódź, miasto musiałoby przestać się rozwijać. Jednak trzeba zauważyć, że przez wiele lat zakaz zagospodarowania terenów zalewowych w bliskim sąsiedztwie wałów Wisły uznawany był za oczywistość, a innego zdania byli głównie deweloperzy. Rusiecki tłumaczy mi, że tzw. mała obwodnica ma służyć wyłącznie lokalnym mieszkańcom z nowych osiedli i odciążeniu ruchu na ulicy Warszawskiej. Wiceburmistrz tłumaczy mi też, że droga przebiega spory kawałek od rezerwatu, a dbanie o środowisko jest dla miasta istotną wartością, więc przed przystąpieniem do budowy, zostaną uzyskane niezbędne decyzje środowiskowe. Rezerwat Jezioro Kiełpińskie nie jest zagrożony.

Trochę trudno mi w to uwierzyć, zważywszy że burmistrz Łomianek Tomasz Dąbrowski przez wiele lat organizował na terenie rezerwatu zawody wędkarskie i pokazy strażackie z okazji Dnia Dziecka, czyli de facto przykładał rękę do łamania prawa o ochronie środowiska. Na terenie rezerwatu obowiązuje ochrona ścisła, która zakazuje jakiejkolwiek ingerencji człowieka. A czym innym jest połów ryb w i tak już mocno przetrzebionym (jak narzekają wędkarze) jeziorze? W tym roku co prawda hucznych obchodów Dnia Dziecka nie udało się zorganizować, bo RDOŚ się na to nie zgodził, ale za to udało się w trakcie przygotowań wyciąć łąkę w rezerwacie. Gdy pytam Rusieckiego o wędkowanie w rezerwacie i podpisaną przez Urząd Miasta Łomianki tablicę informującą, że na terenie rezerwatu obowiązuje zakaz wjazdu pojazdami mechanicznymi, ale z wyłączeniem sprzętu rolniczego i pojazdów członków PZW w Łomiankach, burmistrz odsyła mnie do wędkarzy, z pytaniem, jakim prawem, tam łowią. A tablica na pewno nie została postawiona za jego kadencji. Jakoś nie pomyślałem, żeby spytać, dlaczego przez tyle lat nie udało się postawić tablicy, która nie legalizowałaby zachowań sprzecznych z ochroną środowiska.

Jezioro Kiełpińskie. Fot. Dariusz Dąbrowski

Na terenie rezerwatu można zobaczyć nie tylko domy czy samowolki budowlane, ale też zwykłe składowiska gruzu i innych odpadów. Zgodnie z prawem, gdy ziemia czy gruz wyjadą z budowy, automatycznie zyskują status odpadu i powinno się je odpowiednio zagospodarować. Najwyraźniej jednak taniej zrzucić śmieci na hałdę na łące. Fakt, że łąka ta jest obszarem rezerwatu, najwyraźniej przez wiele lat nie niepokoiła władz gminy. Presja mieszkańców albo zawiadomienie RDOŚu przyniosły jednak pewien efekt, bo podczas spaceru mogliśmy zaobserwować robotników wybierających gruz z zaoranej łąki. Sporo pracy przed nimi, bo po drugiej stronie drogi widać było kolejne spore hałdy. Najwyraźniej właściciel gruntu zorientował się, że może ponieść odpowiedzialność za złamanie przepisów ustawy o ochronie przyrody oraz ustawy o zachowaniu czystości i porządku na terenie gminy. Trochę mu to zajęło, bo ze zdjęć satelitarnych wynika, że składowisko na tym terenie funkcjonuje już od wielu lat. Podczas spaceru możemy też zauważyć, że nieistniejący turyści, którzy nie zażywali tutaj rekreacji, bo nie wolno, lubią piwo i kiełbaski z grilla. Podobno podczas weekendu nad jeziorem stoją sznury samochodów. Czasami ponoć nawet przyjeżdża Straż Miejska, ale po szybkim oszacowaniu sił robi odwrót. Pytam wiceburmistrza, dlaczego pozwala się na niszczenie rezerwatu, skoro teoretycznie nie jest on nawet udostępniony ludności.

Wiceburmistrz zapewnia mnie, że miasto starało się, żeby tę fikcję zakończyć, ale rezerwat jest w gestii Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i gmina nie może nic tam robić, bo gdyby mogła, to zrobiłaby z jeziorka prawdziwą perełkę i podaje przykład Jeziora Fabrycznego, które zostało zrewitalizowane razem z Parkiem Miejskim.

Trochę mnie to niepokoi, bo Jezioro Kiełpińskie już jest perełką i nie trzeba go przerabiać na modłę miejskiego parku, tylko o nie dbać i udostępnić ludziom w taki sposób, żeby nie ulegało zniszczeniu. Niewątpliwie jednak RDOŚ tutaj nie pomaga, zważywszy, że choć rezerwat istnieje już trzydzieści lat, to nie udało się dotąd postawić informujących o tym tablic. Instytucja odpowiedzialna za ochronę środowiska nie zgadza się nawet na postawienie na terenie rezerwatu koszy na śmieci. Pomimo miejskich tablic o zakazie wjazdu samochodami i palenia ognisk na terenie rezerwatu widać wyjeżdżone trasy, ślady po paleniskach, a nawet podpalone stare wierzby. Pewnie ktoś chciał się ogrzać. Sterty śmieci dowodzą, że najwyraźniej ludzie lubią tu biwakować i imprezować. Pytanie, czy w ogóle wiedzą, że jest to rezerwat? Może to rzeczywiście wina braku nadzoru i troski ze strony instytucji odpowiedzialnej za ochronę środowiska, że jeziorko jest tak zaniedbane?

Wiceburmistrz Łomianek Piotr Rusiecki podczas konsultacji z mieszkańcami przytoczył kuriozalną opinię, że „rezerwat Jezioro Kiełpińskie został ustanowiony po to, żebyśmy mogli obserwować, jak urbanizacja wpływa na zniszczenia jeziora”. Rusiecki twierdzi, że była to opinia konserwatora przyrody Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, który przyjechał z wizytą do Łomianek. Jeśli ktoś tam zatrudniony rzeczywiście coś takiego powiedział, to oznacza chyba, że powinien zostać zwolniony, bo – zdaje się – nie ma pojęcia, na czym polega ochrona środowiska. Rusiecki nie pamięta nazwiska urzędnika, co nie zmienia faktu, że RDOŚ mógłby się jednak bardziej zaopiekować rezerwatem, który mu podlega.

Mieszkańcy Łomianek jednak trochę nie dowierzają włodarzom miasta i spekulują, że nie ma chyba innego uzasadnienia dla rozbudowy tzw. małej obwodnicy Łomianek niż stworzenie trasy prowadzącej do Czosnowa, gdzie planowana jest gigantyczna inwestycja. Na terenach dawnego PGR-u Łomna w gminie Czosnów powstać mają wielotysięczne osiedla z zabudową mieszkalną, wielorodzinną, a w innej części tej gminy firma Master Management Group zamierza wprowadzić na polski rynek nowy koncept handlowy – centrum wyprzedażowe typu outlet village. Forest Park Outlet ma kosztować 110 milionów euro i docelowo obejmować 50 tysięcy metrów kwadratowych. Jak czytamy w materiałach reklamowych: „Obiekt będzie zlokalizowany w zielonej, podmiejskiej przestrzeni, sprzyjającej relaksowi i odpoczynkowi. (…) Koncept skierowany jest dla klientów i turystów, którzy przyjeżdżają często na cały dzień, aby zrobić zakupy i spędzić czas w podmiejskim otoczeniu”. Niewątpliwie jest to zarówno oryginalny, jak i absurdalny koncept. Zapytany o to wiceburmistrz, odrzuca tę teorie jako złośliwie plotki rozsiewane w roku wyborczym. Droga ma być gminna, budowa centrum handlowego jest niepewna, a i tak szybciej będzie można do niego dojechać S7 niż tłuc się 50 na godzinę przez Łomianki.

Jezioro Kiełpińskie. Fot. Dariusz Dąbrowski

Ile będzie kosztować mała obwodnica? Wiceburmistrz Rusiecki nie chce podać żadnych kwot, bo projekt jest ciągle w fazie rozwojowej. Dariusz Dąbrowski pamięta jednak wstępne wyliczenia mówiące, że budowa tzw. małej obwodnicy pochłonąć może około 70 milionów złotych, ale uważa, że te szacunki urzędników są prawdopodobnie mocno zaniżone. Zważywszy, że droga ma mieć na pewnych odcinkach szerokość nawet ponad 27 metrów, co najmniej 7 domów znajdujących się dziś przy ulicy Rolniczej, którędy ma przebiegać nowa arteria, będzie musiało zostać wyburzonych. Kilkadziesiąt innych, znajdujących się w pasie zakazu zabudowy, nie będzie mogło być remontowanych, co doprowadzi do ich rychłej dekapitalizacji i znacznie obniży ich wartość. Nic dziwnego, że mieszkańcy protestują przeciwko tej inwestycji, która ich zdaniem prowadzi donikąd i nie przynosi im żadnego pożytku. Tymczasem w przedstawionej mieszkańcom tzw. koncepcji programowo-przestrzennej przeznaczono na wywłaszczenia zaledwie cztery i pół miliona złotych, co może być kwotą niedostateczną, gdyż grunty w Łomiankach do najtańszych nie należą, a blisko 80% terenów na ponad 10-cio kilometrowej trasie, na której przebiegać ma planowana obwodnica, nie należy do gminy.

Co ciekawe, mała obwodnica tak naprawdę nie będzie wcale obwodnicą, bo rondo przy ulicy Warszawskiej, gdzie ma się ona zaczynać, znajduje się w środku miasta, oddzielając dzielnicę Buraków od centrum. Działacze Inicjatywy na rzecz zrównoważonego rozwoju Łomianek nie dowierzają zapewnieniom władz gminy i obawiają się, że w efekcie sprowadzony zostanie ruch tranzytowy z Czosnowa do Warszawy. Jakby tego było mało, trasa ma przebiegać przez teren parku miejskiego rewitalizowanego właśnie za ponad dziesięć milionów złotych, w tym około połowę stanowią środki pozyskane z UE. Można się zastanawiać, po co rewitalizować park, skoro ma przez niego przebiegać droga o szerokości dwudziestu metrów, której nawierzchnia ma uwzględniać obciążenia 115 kN na oś, czyli, podobnie jak drogi krajowe, pozwolić na przejazd samochodów ciężarowych? Na pewno fajnie będzie się relaksować lub ćwiczyć na siłowni miejskiej w takim parku. Smog gratis. Na chłopski rozum wygląda to jednak jak wywalanie kasy w błoto. Wiceburmistrz uspokaja jednak twierdząc, że to nie jest to żaden problem i w różnych miastach na świecie zdarza się, że drogi przebiegają przez parki miejskie.

Aktywiści zarzucają też władzom gminy, że aby przyśpieszyć i tak już szalejącą urbanizację, przez wiele lat spowalniali tworzenie planów miejscowych, w wyniku czego zagospodarowanie przestrzenne realizowane było w oparciu o wydawane na masową skalę decyzje o warunkach zabudowy, które nie rzadko pozostawały w rażącej sprzeczności z obowiązującym studium Powodowało to fatalne skutki dla kształtu powstającej zabudowy oraz ze szkodą dla unikalnych na tym terenie walorów środowiska naturalnego. Dochodziło do tak kuriozalnych sytuacji, w których RDOŚ pozytywnie uzgadniał projekt planu miejscowego w którym nieprawidłowo wytyczono granicę rezerwatu przyrody. Granicę, której przebieg wytyczał on sam. W efekcie dopuszczano ruch drogą biegnącą w rezerwacie, który w ogóle nie został udostępniony społeczeństwu. Odnotowywano także przypadki w których RDOŚ wydawał pisemne opinie na temat miejscowego planu (nie mające mocy prawnej), a milcząco dokonywał ich uzgodnienia (brak odpowiedzi w ciągu 21 dni traktuje się jako akceptację projektu planu).

Oczywiście rezerwat przyrody Jezioro Kiełpińskie powinien być w jakiejś formie udostępniony mieszkańcom. Utrzymywanie pozoru istnienia rygoru w postaci całkowitego zakazu wstępu na teren rezerwatu, który jest powszechnie lekceważony, prowadzi donikąd. Przez 30 lat, jakie upłynęły od ustanowienia tego rezerwatu, nie stworzono jednak planu jego ochrony. Gdyby powstał, określono by jasno cele ochrony przyrody oraz wskazano przyrodnicze i społeczne uwarunkowania ich realizacji. Dodatkowo musiały by zostać zidentyfikowane zagrożenia oraz określone sposoby im przeciwdziałania.

W obecnej sytuacji RDOŚ nie może zezwolić nawet na ustawienie w rezerwacie śmietników, bo obowiązuje bezwzględny zakaz wstępu do niego. Utrwalana jest więc fikcja, że bardzo rygorystycznie chronimy rezerwat, choć wiemy, że napływają do niego tłumy ludzi wnosząc ze sobą tony śmieci. Wszyscy zobowiązani do egzekwowania przepisów o ochronie przyrody oraz zachowania czystości i porządku na terenie gminy udają, że nie ma problemu. Gdyby go zauważyli, musieli by przyznać, że nie kontrolują sytuacji.

Jezioro Kiełpińskie. Fot. Dariusz Dąbrowski

Jednocześnie na wniosek Stowarzyszenia GDOŚ wyraża zgodę, żeby Inicjatywa na rzecz zrównoważonego rozwoju Łomianek posprzątała teren. Gdy burmistrz się o tym dowiedział, postanowił uprzedzająco zorganizować własne sprzątanie dwa tygodnie wcześniej, żeby mieszkańcy nie znaleźli w rezerwacie zbyt wielu śmieci. Najwyraźniej te porządki nie wyszły burmistrzowi zbyt dobrze, bo mieszkańcy zorganizowani przez Dariusza Dąbrowskiego zdołali zebrać trzy i pół metra sześciennego śmieci. A i tak nie wyzbierali wszystkiego, bo część śmieci znajdowała się wśród bujnej roślinności rezerwatu, gdzie w ciągu lata mogły się osiedlić zamieszkujące jezioro chronione gatunki, poza tym trwa okres lęgowy ptaków. Akcja zostanie powtórzona późną jesienią. Śmieci to jednak nie są ginące gatunki. Jak przyszliśmy tam dwa tygodnie później, już pojawiły się nowe.

Trochę sprawozdawczości ? z akcji sprzątania rezerwatu przyrody Jezioro Kiełpińskie, która odbyła się w dniu 16 czerwca…

Opublikowany przez Stowarzyszenie Inicjatywa na rzecz zrównoważonego rozwoju Łomianek Środa, 20 czerwca 2018

Pomimo postępującej degradacji środowiska, wywołanej przez presję urbanizacyjną i inne niekorzystne zjawiska, jak choćby trwałe obniżenie poziomu wód gruntowych, Jeziorko Kiełpińskie ciągle się broni. Występuje w nim np. wypławek biały, którego obecność świadczy o tym, że mamy do czynienia z wodą najwyższej klasy czystości. To właśnie dlatego, że starorzecze Wisły posiada przedziwną zdolność do samooczyszczania, teren ten został objęty ochroną. Ułatwia to prowadzenie badań nad tymi skomplikowanymi procesami. W rezerwacie ciągle żyje wiele gatunków chronionej flory i fauny. W okolicach jeziora znajdujemy też ponad sto wierzb będących siedliskami pachnicy dębowej, chrząszcza, którego obecność jest kolejnym dowodem na to, że tutejsze środowisko zachowało jeszcze wiele cech środowiska naturalnego. Niestety chrząszcz ten jest też zmorą deweloperów, bo w promieniu trzystu metrów od jego siedliska należy wprowadzać strefy ochronne, które skutkują koniecznością wprowadzenia wielu ograniczeń w polityce zagospodarowania przestrzennego. A przecież zamiast starych wierzb możemy mieć w Łomiankach całkiem nowe bloki.

Pozostaje nadzieja, że w trakcie dalszych konsultacji z mieszkańcami uda się wypracować koncepcje nie zagrażające tym cennym przyrodniczo obszarom. Miasto zapewnia, że konsultacje będzie prowadzić do skutku. Wierzę, że skutek okaże się pomyślny nie tylko dla urbanistyki, ale również dla środowiska. Ale pewnie warto często pytać, co słychać w Łomiankach, bo przyroda jest naszym wspólnym dobrem, a gmina ma obowiązek dbać o jej zachowanie.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jaś Kapela
Jaś Kapela
Pisarz, poeta, felietonista
Pisarz, poeta, felietonista, aktywista. Autor tomików z wierszami („Reklama”, „Życie na gorąco”, „Modlitwy dla opornych”), powieści („Stosunek seksualny nie istnieje”, „Janusz Hrystus”, „Dobry troll”) i książek non-fiction („Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu”, „Polskie mięso”, „Warszawa wciąga”) oraz współautor, razem z Hanną Marią Zagulską, książki dla młodzieży „Odwaga”. Należy do zespołu redakcji Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Opiekun serii z morświnem. Zwyciężył pierwszą polską edycję slamu i kilka kolejnych. W 2015 brał udział w międzynarodowym projekcie Weather Stations, który stawiał literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. W 2020 roku w trakcie Obozu dla klimatu uczestniczył w zatrzymaniu działania kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Drzewce.
Zamknij