Kraj

Seksworkerka: Dlaczego chcę pełnej dekryminalizacji usług seksualnych

Jestem młodą, ambitną kobietą, która w dzieciństwie uwielbiała „Pretty Woman” i fantazjowała o pracy dziwki. Od dwóch lat zarabiam na swoją przyszłość jako dziewczyna do towarzystwa.

Spotykam się za pieniądze z klientami z polski i z zagranicy i oferuję im godzinne spotkania na seks, dłuższe randki i wspólne wyjazdy. Moja praca daje mi wiele satysfakcji i pozwala powoli uporać się z różnymi trudnościami. Tylko dzięki niej za kilka lat będę pracowała w wymarzonym zawodzie. Moja rodzina nie ma pojęcia, czym się zajmuję, ale wie o tym większość przyjaciół i mój partner. Jestem niezależna, pewna siebie i nie pasuję do stereotypu „biednej ofiary”.

W zeszłym tygodniu byłam na pierwszym Sex Work Feście, czyli festiwalu zorganizowanym przez pracownice i pracowników seksualnych. Poznałam tam Dominę* z dwunastoletnim doświadczeniem, która – jak zrozumiałam – jest dość istotną postacią w berlińskim środowisku seksworkerskim. Pracuje z mężczyznami, oferując im płatną dominację. Choć niektórym wydaje się, że Domina musi tylko pomachać pejczykiem, to usługa wymagająca przygotowania psychologicznego, znajomości ludzkiego ciała i wielu technik. Amatorka może swojego klienta poważnie skrzywdzić, na przykład uderzając batem w nerki lub uszkadzając nerwy podczas nie dość profesjonalnego wiązania.

Za granicą świat usług seksualnych wygląda inaczej niż w Polsce. Tutaj kryminalizacja osób trzecich, czyli pomagających seksworkerom świadczyć usługi seksualne (jak kierowca, menedżer, telefonistka, asystent, ochroniarz, trener nowych umiejętności itp.), bardzo utrudnia nam zrzeszanie się i pracę w większym, bardziej profesjonalnym gronie.

W Berlinie ludzie się organizują, wspierają, szkolą się nawzajem. Myślę sobie, że za kilka lat sama byłabym dobrą mentorką – mogłabym uczyć mniej doświadczone osoby, jak bezpiecznie negocjować zakres usług i poznawać oraz stawiać swoje granice. Gdyby nie wypaliły moje plany, mogłabym pójść za ciosem i wejść w międzynarodowe środowisko.

Moje ciało, mój wybór? Tak, dlatego pracuję na czacie erotycznym

Ludziom przeszkadza organizowanie się, wzajemne wspieranie i w ogóle to, że ośmielamy się nie być biednymi ofiarami, które należy uratować przed samozagładą. Sporo osób wolałoby, żebyśmy byli gronem upadłych jednostek, które są same sobie winne, bo pomimo ostrzeżeń ośmieliły się „sprzedawać swoje ciało”. A przecież to nie musi tak wyglądać. Mogłybyśmy i moglibyśmy (bo przecież nie tylko kobiety pracują w tej branży) wzajemnie się wspierać, szkolić, zrzeszać. Tworzyć organizacje społeczne, firmy szkoleniowe, dobrze funkcjonujące i etyczne kilkuosobowe biznesy, związki zawodowe itd. Tylko że nie da się tego osiągnąć, póki świat usług seksualnych jest skryminalizowany oraz póki jesteśmy obywatelami gorszej kategorii.

Ludziom przeszkadza, że ośmielamy się nie być biednymi ofiarami, które należy uratować przed samozagładą.

Aktualnie pracuję sama dla siebie. Nie mam asystentki, która odbierałaby mój telefon, nie mam kierowcy, nie mam specjalisty od marketingu, nie mam ochroniarza, nie mam księgowej. Nie mam też koleżanek, które mogłabym polecać w razie swojej niedostępności czy niekompatybilnych preferencji lub z którymi jeździłabym na spotkania w większym gronie czy organizowała imprezy. Nie mam też ubezpieczenia i nie płacę składek emerytalnych – niby dzięki temu zarabiam więcej, ale w razie problemów ze zdrowiem, które uniemożliwiłyby mi czasowo pracę w zawodzie, jestem bezradna i z łatwością mogę popaść w długi. Zarabiam sama na siebie i zarabiam nieźle, ale wszystko robię sama. Gdybym chciała stworzyć sprawnie funkcjonujący biznes i zatrudnić swoich pomocników, osoby pracujące dla mnie, dbające o mój komfort, bezpieczeństwo i dochody byłyby przestępcami.

Gdybyśmy zebrały się w kilka osób i stworzyły kilkuosobowe studio z jedną księgową, jednym specem od marketingu i jedną osobą organizującą nasz czas etc., tak abyśmy mogły skoncentrować się tylko na tym, co stanowi sedno naszej pracy – spotkaniach z klientami – koniec końców powołałybyśmy agencję towarzyską. A one są nielegalne i okryte złą sławą.

Gdyby ktoś wpadł na pomysł zorganizowania szkoleń dla nas – jak negocjować z klientami, jak wchodzić do branży, jak z niej wyjść – musiałby to robić jako organizacja pozarządowa, w formie wolontariatu, a i tak cały czas byłby na pograniczu prawa.

W Polsce nie można zbudować biznesu zarabiającego na usługach seksualnych, bo to z automatu jest stręczycielstwo, kuplerstwo, sutenerstwo (kolejno: nakłanianie do pracy seksualnej, ułatwianie jej i czerpanie z niej zysków). Czyli przestępstwa karane wieloletnim pozbawieniem wolności.

Grant: Z miłości do perwersji

czytaj także

Grant: Z miłości do perwersji

Melissa Gira Grant

Dlatego nie mogłabym na przykład pomyśleć sobie za kilka lat tak: „Jestem już dojrzałą kobietą, wypadam z obiegu, ale doskonale znam branżę i mogłabym pomóc młodszym dziewczynom. Czemu więc nie miałabym założyć firmy działającej w sektorze, który znam najlepiej?”. Bez względu na to, co chciałabym robić, stałabym się przestępczynią. A społeczeństwo pomyślałoby sobie o mnie tak: „No tak, dziwka zmarnowała sobie życie, na niczym się nie zna, więc teraz jest alfonsem i zarabia na krzywdzie innych”.

Takie właśnie podejście społeczeństwa – i idące za nim przepisy prawne – sprawia, że biznesy prowadzą tylko ci ludzie, którym nie przeszkadza etykietka kryminalisty. Nie porządni ludzie, którzy przestrzegaliby praw pracowniczych, praw człowieka i w ogóle przepisów prawa, tylko tacy, którzy na te przepisy mają wygwizdane. Bez dekryminalizacji ta branża nigdy nie będzie czysta i etyczna i zawsze będzie dochodziło w niej do nadużyć.

Ponadto bez dekryminalizacji zawsze będziemy funkcjonować gdzieś na pograniczu społeczeństwa, jako podludzie, pozbawieni i pozbawione wsparcia. Składki emerytalne? Zgłoszenie drobnego problemu na policję? Pójście ze sprawą do sądu? Kontrola Sanepidu? Dodatkowa ochrona zdrowotna? Zwolnienia lekarskie? Zapomnij! Przecież wszystko to jest albo niemożliwe, bo biznes nie jest legalny, albo wiąże się z wydaniem „sutenerów”, „kuplerów” i „stręczycieli” w ręce władz.

Bez dekryminalizacji branża usług seksualnych nigdy nie będzie czysta i etyczna i zawsze będzie dochodziło w niej do nadużyć.

Nie ośmielę się funkcjonować na pograniczu prawa, zresztą moi bliscy by mi na to w życiu nie pozwolili. Więc albo za kilka lat zmienię branżę i będę jedynie pośrednio czerpać z tego, że teraz pracuję w czymś, co lubię, robiąc fajne rzeczy i rozwijając swoje kompetencje zawodowe, albo przeniosę się do innego kraju.

Nie myślałam o tym nigdy wcześniej, ale może mogłabym wyjechać – bądź regularnie jeździć – do Berlina? Tam, gdzie jest inaczej, gdzie istnieje sieć wsparcia, gdzie można się organizować i zarabiać? Musiałabym tylko dokonać cudu i nauczyć się języka, którego nienawidziłam w szkole.

Moja druga opcja, to włączenie się w ruch jako aktywistka i doprowadzenie do zmiany przepisów. Problem w tym, że musiałyby się zmienić władze, bo na razie lepiej byłoby, gdyby się nami nie interesowano i zostawiono wszystko tak, jak jest. A na zmiany się nie zapowiada. Nie w tym dziesięcioleciu w każdym razie. Nie przyłożę ręki do lobbingu na rzecz zmiany przepisów, bo znając obecnie rządzących polityków, sięgnęliby po jedno ze złych rozwiązań: przymusową rejestrację albo dalszą kryminalizację (prędzej nas niż klientów).

* Zapis wielką literą wynika ze zwyczajów obowiązujących w środowisku BDSM (przyp. aut.).

***
Jest to nieco rozwinięta wersja tekstu na blogu prostytutki i feministki Escort Girl Blog. Autorka studiowała nauki humanistyczne i społeczne; działała w organizacjach na rzecz przestrzegania praw człowieka, a obecnie inicjuje portal sexwork.info, który ma zrzeszać pracownice i pracowników seksualnych oraz dostarczać im wiedzy ułatwiającej bezpieczną i efektywną pracę seksualną.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij