Raport „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”

dr hab. Maciej Gdula

Neoautorytaryzm, a nie populizm. Skąd się wzięła „dobra zmiana”

Zespół pod kierownictwem dr hab. Macieja Gduli przeprowadził wiosną i latem tego roku badania klasy ludowej i średniej mieszkającej w niewielkim mieście województwa mazowieckiego. Przytłaczające zwycięstwo wyborcze odniosło tam Prawo i Sprawiedliwość.

Badacze przeprowadzili i opracowali wywiady biograficzne oraz pogłębione (dotyczące stosunku do polityki poprzedniej i obecnej władzy oraz źródeł wiedzy o nich), które dały niezwykle interesujące wnioski – szczególnie z punktu widzenia istniejącej i potencjalnej opozycji wobec PiS.

Publikujemy raport z badań pt. Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta, który powstał w Instytucie Studiów Zaawansowanych.

Wnioski płynące z raportu mogą zaskoczyć zwolenników „populizmu” jako kategorii wyjaśniającej sukcesy polityczne PiS. Kategorią tą posługiwało się także środowisko Krytyki Politycznej – w tym główny autor raportu – w czasach pierwszych rządów Prawa i Sprawiedliwości z lat 2005-2007. Zwycięstwo prawicy tłumaczono wówczas, w duchu teorii Chantal Mouffe i Ernesto Laclaua, wyparciem kwestii społecznej – tematów takich, jak nierówności, wyzysk, ale przede wszystkim istnienie „ofiar neoliberalnej transformacji” – ze zdominowanej przez transformacyjny, rynkowo-europejski konsensus sfery publicznej, w której stempel prawomocności przyznawały tzw. środowiska opiniotwórcze kojarzone z redakcją „Gazety Wyborczej” czy środowiskiem Unii Wolności.

Dekada po wstąpieniu Polski do UE, inaczej niż lata tuż przed pierwszym zwycięstwem PiS, była jednakowoż okresem wzrostu gospodarczego. Wzrost ten jest dostrzegalny nie tylko na podstawie wskaźników makro (rosnące płace realne, spadek bezrobocia, a nawet spadające nierówności dochodowe), ale także – co bardzo istotne – na podstawie osobistych doświadczeń życiowych bardzo istotnej grupy zwolenników obecnego obozu władzy. Autorzy raportu tłumaczą poparcie tej grupy dla PiS między innymi generalnym wzrostem aspiracji połączonym z uznaniem aktywnego państwa za aktora niezbędnego do ich realizacji. Praktycznym tego przejawem była np. zrealizowana po wyborach obietnica hojniejszej polityki rodzinnej.

Przeprowadzenie badania właśnie w Miastku (fikcyjna nazwa realnie istniejącej miejscowości) było podyktowane nie tylko wynikiem wyborczym, pozwalającym zgromadzić odpowiednią próbę zwolenników obozu władzy, ale także kondycją gospodarczo-społeczną tego miejsca. Wyraźnie zyskało ono estetycznie i materialnie na integracji z Unią Europejską, a warunki pracy i płacy, choć poniżej średniej ogólnopolskiej, nie pozwalają określić go mianem „przegranej” czy „zaniedbanej” prowincji – stereotypowo wiązanej z poparciem dla PiS i to w narracjach niemal wszystkich stron politycznego sporu.

Obok materialnych interesów i rosnących aspiracji, kluczowe dla wyjaśnienia poparcia „dobrej zmiany” są, zdaniem autorów, nowe warunki sfery publicznej decydujące o mobilizacji i sposobach zaangażowania politycznego wyborców. Owa sfera publiczna ma być z jednej strony skoncentrowana raczej wokół wydarzeń i kluczowych tematów niż wielkich i spójnych narracji ideologicznych; z drugiej zaś wokół liderów politycznych kreujących „społeczny dramat” i mobilizujących emocje za pomocą narzucanych przez siebie tematów i kreowanych wydarzeń. Trzeci aspekt to hegemonia internetu jako nie tyle horyzontalnej, ile sfragmentaryzowanej przestrzeni komunikacyjnej. Radykalnie różni się ona od przestrzeni prasy i tradycyjnych mediów elektronicznych, w których obiegiem informacji i legitymacją dyskursów zarządzali niegdyś inteligenccy oraz profesjonalni gatekeeperzy („pośrednicy kulturowi”).

W tej nowej sferze komunikacyjnej nie ma już „Dziennika Telewizyjnego ani festiwalu w Opolu”, a więc źródeł przekazu kierowanego do społeczeństwa jako całości. Ludzie sami dokonują wyboru źródeł wiarygodnych dla nich informacji. Co istotne, wśród badanych dominowały jednak praktyki korzystania z mediów (ludzie w różnych proporcjach, w zależności od wieku, korzystają głównie z telewizji oraz internetu) potwierdzających uznawany obraz świata (wyborcy PiS). W nielicznych wypadkach badani mówili, że są generalnie sceptyczni wobec mediów i traktują je wszystkie jako stronnicze i nieobiektywne.

Wśród istotnych tematów i wydarzeń, wokół których organizuje się poparcie dla władzy i generalny stosunek wyborców do polityki, autorzy wybrali pięć, ich zdaniem kluczowych. Badani określali wobec nich swoje stanowisko, ujawniając istotne różnice w rozłożeniu akcentów dostrzegalne między klasą ludową a średnią. Dla porządku – jako klasę ludową badacze określają osoby wykonujące prace fizyczne i proste usługowe, zaś jako klasę średnią pracowników umysłowych w sektorze prywatnym i publicznym.

Po pierwsze, różnice między klasą ludową i średnią widać w ich stosunku do elit i rządów Platformy Obywatelskiej, ocenianych w grupie wyborców PiS bardzo krytycznie, acz z nie do końca tych samych powodów. O ile w klasie ludowej dominowało postrzeganie elit III RP, zwłaszcza rządowych, jako oderwanych od zwykłego człowieka i nie dotrzymujących obietnic, o tyle dla klasy średniej najważniejsze zarzuty ogniskowały się wokół praktyk korupcyjnych i niemoralnego podejścia do życia publicznego.

Po drugie, klasy różni poparcie dla solidarystycznych programów społecznych – uzasadniane regułami sprawiedliwości („zwykłym ludziom też się coś należy”), ale także standardu cywilizacyjnego. Co bardzo nieoczywiste, argumentacja na rzecz konieczności ściślejszej kontroli beneficjentów programu Rodzina 500+, a wręcz ograniczenia go do osób przestrzegających pewnych reguł (np. pracujących, nie nadużywających alkoholu, itp.) szczególnie często spotykana była w klasie ludowej. Autorzy raportu interpretują to albo jako efekt pragnienia odsunięcia od siebie odium „patologii”, ale także czerpania poczucia mocy z wyznaczania granic solidarności i definiowania reguł obowiązujących we wspólnocie.

Po trzecie, różnice widać w poparciu dla „reform” podporządkowujących Trybunał Konstytucyjny większości parlamentarnej. Motywowane jest to chęcią rozliczenia elit bądź też rozumieniem demokracji jako systemu, w którym suwerenna większość otrzymuje nieograniczony mandat na rządzenie – tu zresztą autorzy dostrzegają istotne pole konfliktu ze zwolennikami liberalno-konstytucyjnej koncepcji władzy ograniczonej prawami obywateli.

Po czwarte, badacze zauważyli przeważający sceptycyzm (!) wobec zaostrzenia prawa aborcyjnego, jakkolwiek i tu uzasadnienia różnią się nieco rozłożeniem akcentów. Klasa ludowa wskazuje przede wszystkim na trudy i cierpienia związane z rodzeniem i wychowaniem chorych dzieci przez kobiety; klasa średnia skupia się bardziej na kwestii wolności osobistych i prawie wyboru. Ten nieoczywisty rozkład opinii wśród wyborców postrzeganych jako bardzo konserwatywni autorzy raportu wiążą z faktem, że polityczny lider (Jarosław Kaczyński), z którym większość respondentów się politycznie identyfikuje, nie zdecydował się dotychczas na zaostrzenie prawa. Poza tym dochodzi czynnik pokoleniowy: na poziomie światopoglądowym zwłaszcza starsze kobiety wydają się być wyraźnie bardziej skłonne nawet do liberalizacji obowiązującego prawa.

Po piąte, badanych łączy niemal powszechny, głęboki sceptycyzm wobec przyjmowania do Polski uchodźców, jakkolwiek w klasie ludowej przeważały w tej sprawie argumenty praktyczne (koszty pomocy i zagrożenia związane np. z terroryzmem, przy jednoczesnym uznaniu ciężkiej sytuacji ofiar wojny, którym jednakowoż pomocy należy „udzielić na miejscu”). W przypadku klasy średniej wyraźnie dominuje argumentacja „starcia cywilizacji” i postawa demaskująca uchodźców jako wygodnickich imigrantów ekonomicznych, wspierana wyższościową pogardą wobec bliskowschodnich mężczyzn, którym przypisuje się tchórzostwo i porzucenie rodzin w potrzebie zamiast ich czynnej obrony i podjęcia walki zbrojnej na miejscu.

Autorzy raportu przywołują liczne dane wskazujące na zróżnicowanie klasowe elektoratu PiS – znów, w kontrze do stereotypu o Prawie i Sprawiedliwości jako wykluczonego ludu.

„Obraz PiS-u jako partii opierającej się na ludowym elektoracie jest nieprawdziwy. Partia Kaczyńskiego rzeczywiście miała największe poparcie wśród rolników i robotników, odpowiednio 53,3% i 46,8%. Warto jednak pamiętać, że w tych grupach frekwencja wyborcza jest zazwyczaj niższa niż w pozostałych i pomimo swej znacznej liczebności są one w wyborach niedoreprezentowane. PiS nigdy nie osiągnąłby tak wysokiego wyniku, gdyby zabrakło mu poparcia klasy średniej, czyli pracowników administracji i usług. Tutaj jego zwycięstwo nie było przytłaczające, ale zdołał zebrać najwięcej głosów – 35,4%. Platforma Obywatelska wygrała tylko w jednej z wyróżnionych w sondażu grup zawodowych – wśród dyrektorów i kierowników. Jednak nawet w tej grupie PiS deptał jej po piętach i zdobył tylko 1,7% głosów mniej. PiS wygrał też wśród właścicieli firm z wynikiem 29,1% i osób z wyższym wykształceniem – 30,4%”.

Co bardzo istotne, również w ramach samej klasy ludowej nie można utożsamiać wyborców PiS z grupą „przegranych” czy „sfrustrowanych”. O jednym z typowych badanych autorzy piszą: „jego opowieść biograficzna nie ma cech trajektoryjnych. Nie jest opowieścią o cierpieniu, utracie kontroli nad własnym życiem, poszukiwaniu sposobów na odmianę swojego losu. Antoni jest raczej zadowolony ze swojego życia i uważa je za zwyczajne, ale spełnione”.

**
Raport ukazał się dzięki wsparciu fundacji Friedrich-Ebert-Stiftung.