Kinga Dunin

Porozmawiajmy o prostytucji

Legalizacja, dekryminalizacja, prawo do stosownych świadczeń społecznych, ubezpieczenia zdrowotnego, emerytalnego? W państwach opiekuńczych, dbających o równość, może jakieś dopłaty dla bezrobotnych i darmowe usługi dla niepełnosprawnych?

Trudno nie zauważyć, że prostytucja  – a także jej potępienie – związana jest ze społeczeństwem patriarchalnym i klasowym, jej pełna hipokryzji historia jest zbyt długa, żeby rozwodzić się nad nią w felietonie. I mimo opowieści o wspaniałych i dysponujących władzą kurtyzanach czy fascynujących pretty woman nigdy kobietom dobrze nie służyła, zawsze więcej było „brudnych dziwek” niż „królowych lupanarów”. W każdym razie trudno nazwać tę praktykę społeczną równościową.

Seksworkerka: Dlaczego chcę pełnej dekryminalizacji usług seksualnych

Prostytucja łączyła się i do dziś łączy się z przemocą, poniżeniem, handlem kobietami, wykorzystywaniem nieletnich, zagrożeniami zdrowotnymi. Ma związki ze światem przestępczym, rynkiem narkotykowym, korupcją, np. policji. Krótko mówiąc, towarzyszy jej bardzo wiele zjawisk, co do których raczej nikt nie ma wątpliwości, że mają one charakter negatywny, należą do sfery patologii społecznych. W tym wywodzie kluczowe jest słowo „towarzyszą”. Czy gdyby nie towarzyszyły, świadczenie usług seksualnych przestałoby być jakimkolwiek problemem? I czy współczesny liberalny kapitalizm ze swoimi obietnicami emancypacji, tolerancji, wolnego wyboru, formalnej równości oraz wszechobecny, zastępujący inne zasady rynek i pieniądz mogą tę sytuację ucywilizować?

Usługi seksualne czy eksploatacja i niewolnictwo? [Polemika]

Konsekwentne zastosowanie modelu liberalno-rynkowego – nie wiem, czy gdziekolwiek tak jest? – oznaczałoby pełną legalizację pracy seksworkerek i seksworkerów oraz ich managerów i wszelkich osób zaangażowanych w organizację ich pracy, zrównywałoby ten zawód z wszelkimi innymi zawodami. Zostałby on opodatkowany, ale dawał za to prawo do stosownych świadczeń społecznych, ubezpieczenia zdrowotnego, emerytalnego. Wiązałoby się to z dokładniejszą kontrolą, np. warunków i czasu pracy, większym sformalizowaniem umów między klientami i świadczącymi usługi. Mogłyby powstawać związki zawodowe, może jakieś kursy zawodowe, a praca w agencjach towarzyskich byłaby jedną z propozycji, którą można by otrzymać w urzędach pracy.

Zostałby on opodatkowany, ale dawał za to prawo do stosownych świadczeń społecznych, ubezpieczenia zdrowotnego, emerytalnego.

Wymagałoby to również konsekwentnej walki z wszelką dyskryminacją osób pracujących w tym zawodzie oraz klientów, wynikającą nie tylko z warunków pracy, ale także ze stygmatyzacji społecznej. Poza bezpieczeństwem pracy, likwidacją zagrożeń zdrowotnych itp., ważna jest też godność pracowników i prawo do zawodowej dumy. Może nie byłby to zawód cieszący się najwyższym prestiżem, chociaż zapewne posiadający swoją elitę.

Moja praca, mój wybór, ale, jak słusznie uświadomiła to naszym czytelnikom Święta Ladacznica, dowolność wybrania sobie pracy na współczesnym rynku, nie oznacza, że każdy może wybrać sobie to, co najbardziej lubi i co, sprawia mu największą satysfakcję. Pracujemy, bo taki jest ekonomiczny przymus, a wybór nie jest nieograniczony – zarówno ze względu na dostępność i jakość ofert na rynku pracy jak i możliwości pracowników związane z wykształceniem, warunkami fizycznymi i osobowościowymi predyspozycjami. Wolnością wyboru dysponują natomiast klienci, rzecz jasna, taką, jaką dysponuje się na rynku, czyli zależną od możliwości finansowych – dla jednych istniałyby usługi superlux, dla innych kwadrans po odczekaniu w kolejce. W państwach opiekuńczych, dbających o równość, może jakieś dopłaty dla bezrobotnych i darmowe usługi dla niepełnosprawnych? No i skoro w każdej agencji seksworkingu byłaby kasa fiskalna, to przy okazji można by udostępniać, np. w internecie, listy klientów. Skoro pracownice i pracownicy mają się ujawnić, to sprawiedliwość wymaga, żeby ujawnili się też klienci, skoro nie ma się czego wstydzić. Natomiast organy państwa mogłoby skupić się na ściganiu unikania opodatkowania, nielegalnie pracujących imigrantek i imigrantów, a przede wszystkim dużo cięższych przestępstw: handlu ludźmi, wymuszeniach, gwałtach.

Czy dziwka to człowiek?

czytaj także

Czy dziwka to człowiek?

Święta Ladacznica

Czy taki ma być właśnie docelowy, choć co prawda chwilowo utopijny, projekt lewicy i feministycznej lewicy? I czy w ogóle warto dziś o tym rozmawiać? Nie jest to temat funkcjonujący w debacie politycznej, a gdyby się w niej pojawił, to raczej, żeby zaostrzyć przepisy, niż je liberalizować. Chociaż zapewne panowie z PiS są wystarczająco usatysfakcjonowani aktualnymi rozwiązaniami. Na całym świecie prowadzi się jednak jakąś politykę w tym zakresie i w wolnych chwilach także lewica mogłaby przemyśleć, jak to sobie wyobraża. Czy jest za legalizacją? Dekryminalizacją? Całkowitą normalizacją i akceptacją dla prostytucji? Jaki ma stosunek do pracowników seksualnych, a jaki do klientów? Są co najmniej dwa powody lewicowe i feministyczne, które sprawiają, że niektórzy – gdyby istniał taki wybór – woleliby jednak świat bez prostytucji.

Lewica nie ma bałwochwalczego stosunku do rynku, przeciwnie, darzy sympatią społeczne praktyki, które odbywają się bez pośrednictwa kasy, a przynajmniej ograniczają merkantylny wymiar relacji. Przekonanie, że są dziedziny – np. intymnych relacji seksualnych – które nie powinny podlegać utowarowieniu, nie wydaje się sprzeczne ze światopoglądem lewicowym. I nie musi to od razu oznaczać ani konserwatyzmu, ani uleganiu katolickiemu kołtuństwu.

Poglądy feministek w tej kwestii też są zróżnicowane. W swoim studium socjologicznym wydanym przez Krytykę Polityczną Dlaczego miłość rani Eva Illouz twierdzi, że „nierówności genderowe przejawiają obecnie raczej w sferze stosunków emocjonalnych niż społecznych”. Kobiety budują swoją wartość na poczuciu bycia kochaną, poszukują w związku lojalności i większego zaangażowania, natomiast mężczyźni wolą się nie angażować i stawiają na autonomię, za którą są nagradzani. W rezultacie to one częściej są w relacjach miłosnych ranione. Illouz nie wiąże tego, a w każdym razie nie deterministycznie, z biologią czy genami – to role genderowe, których modyfikację w swojej książce postuluje. Jednak nie w taki sposób, że wszyscy staniemy się autonomiczni, a kobiety będą równie często korzystać z pracy seksworkerów – nie tego potrzebują dzisiaj i nie tak powinna wyglądać przyszłość relacji płciowych. Urynkowienie seksu i akceptacja dla męskiej potrzeby seksu bez zobowiązań podtrzymuje ten tradycyjny układ, zamiast skłonić partnerów do pracy emocjonalnej czy większego zaangażowania w budowanie związku. (Illouz nie obciąża tym zadaniem tylko mężczyzn, również kobiety mają coś do przepracowania.) Pewno dlatego stosunek kobiet i mężczyzn do prostytucji i to, jak widzą w związku z tym swoje interesy, może się różnić.

Nie musi to jednocześnie oznaczać potępienia wolności seksualnej. Czym innym jednak jest wygodnictwo zakupu, a czym innym spotkanie równych jednostek, które mają ochotę na niezobowiązujący seks, ale oczekują obopólnej satysfakcji i zwracania uwagi na swoje potrzeby.

Czym innym jednak jest wygodnictwo zakupu, a czym innym spotkanie równych jednostek.

Ale jak powiedziałam, może wolałybyśmy żyć w świecie bez prostytucji – gdyby istniał taki wybór. Realizm podpowiada jednak, że prostytucji nie da się łatwo zlikwidować, a na pewno nie zaraz i nie przy pomocy zakazów. Wchodzi więc w grę inna logika – redukcji szkód. Bez względu na to, jaki mamy stosunek do prostytucji, są jeszcze inne wartości, takie jak bezpieczeństwo, zdrowie, godność, które też się liczą, i zanim świat stanie się idealny, niechby był trochę lepszy. Nie wykluczam, że oznacza to zgodę na coś więcej niż jedynie dekryminalizację, nie musi to się jednak wiązać z jednoznaczną akceptacją samego zjawiska. Może to nie najlepszy przykład, ale przychodzi mi do głowy palenie, legalne, lecz coraz bardziej ograniczane w miejscach publicznych. I połączone z polityką społeczną i propagandą, która ma zjawisko to ograniczyć i do niego zniechęcić.

To dobrze, że KP oddała głos seksworkerkom, ale to tylko jeden punkt widzenia, może teraz jakiś dogłębny wywiad z klientem? A poważnie – pozwólmy sobie na dyskusję w tej sprawie, wysłuchanie rozmaitych głosów: osób bezpośrednio zaangażowanych, ekspertów i badaczy. Dowiedzmy się, jakie rozwiązania prawne istnieją na świecie i czy wiadomo, jakie efekty przynoszą. Przewietrzmy własne uprzedzenia i emocje, które też mają może jakieś uzasadnienie. Nie udawajmy, że prostytucja jest w naszej kulturze kwestią moralnie obojętną – nie jest, porusza powszechne społeczne odczucia. Ale pamiętajmy, że poza moralnością tradycyjną czy katolicką istnieją także etyki świeckie. Ich stosunek do urynkowionego seksu, i tego, że jednak w całym tym układzie rola kobiet i mężczyzn się różni, nie musi być jednoznacznie liberalny, jednak z zupełnie innych powodów niż w kodeksie tradycyjno-konserwatywnym. I nie rozliczajmy się przy okazji z feminizmu i lewicowości.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij