Unia Europejska

Zmiana klimatu na wokandzie. Jak prawnicy pomagają w walce z kryzysem klimatycznym

Środowisko jako dobro wspólne zwykle przegrywa z prawem własności i swobodą działalności gospodarczej. Z odsieczą przychodzi ludzka wynalazczość. W dobie zmian klimatu czynnikiem zmiany mogą być wygrane procesy prawne. Czy także w Polsce możliwe jest zaskarżenie państwa za nieprzestrzeganie prawa do życia, zdrowia i własności? I czy prawo do środowiska będzie niedługo także prawem człowieka?

Sztormy, huragany i zaburzenia, jakie wywołują zmiany klimatu, nie ograniczają się tylko do zjawisk atmosferycznych. Turbulencje te wywracają do góry nogami dotychczasowe teorie i praktyki etyczne oraz prawne. Zmiany klimatu to także wyzwanie dla ludzkiej wynalazczości, która poza energetyką czy faustowską geoinżynierią ma szerokie pole do popisu w dziedzinie humanistyki, sztuki, ale też prawa.

Koniec węgla to nie koniec świata

czytaj także

Diagnozowany przez niektórych naukowców marazm wywołany inercją polityki klimatycznej to moim zdaniem tylko jedna z możliwych dróg, którymi podążamy. Kreatywność, która może przezwyciężyć wieszczoną apokalipsę i przebić się przez protekcjonalny ton naukowców i części działaczy ekologicznych, jest dzisiaj na wagę złota. Nie mam tu zamiaru podważać znaczenia raportu IPCC czy tego, że postawił on na baczność społeczeństwo światowe. Chcę tylko zwrócić uwagę, że dystopijne nastroje mogą się szybko wyrwać spod kontroli i przerodzić w przekaz zniechęcający, odbierający poczucie wolności. Tym, czego dzisiaj potrzebujemy, jest nie tylko korekta konsumpcji i decyzji, jakie podejmują zwykli obywatele, ale reforma systemu politycznego, prawnego oraz etycznego, skrojona na miarę wyzwań XXI wieku.

Stopnie, procenty, emisje i wzory chemiczne… śpicie już? Nie umiemy mówić o klimacie

Światełkiem w tunelu w tych trudnych i spolaryzowanych czasach są wytaczane ostatnio przez społeczeństwo obywatelskie sprawy sądowe, które do walki ze zmianami klimatu zaprzęgają kodeksy prawne. Są one także okazją do pogrożenia palcem państwom czy koncernom. Jak precedensowe mogą to być procesy, pokazuje chociażby sprawa organizacji ClientEarth przeciwko kontrolowanej przez państwo polskiej grupie kapitałowej Energa. Fundacja ClientEarth – Prawnicy dla Ziemi kupiła akcje tej spółki, a następnie – jako mniejszościowy akcjonariusz – kwestionuje przed poznańskim sądem jej decyzję o zaangażowaniu kapitałowym w budowę nowego bloku węglowego w Elektrowni Ostrołęka. Zdaniem dr. Marcina Stoczkiewicza, szefa ClientEarth Poland, jest to pierwszy na świecie pozew, w którym przedmiotem sporu jest ryzyko klimatyczne, a jego prawną podstawą – prawo spółek handlowych.

Całkiem nowy klimat

Procesy prawne w interesie publicznym, pozywanie koncernów czy instytucji na gruncie ochrony środowiska – to nic nowego. Zmiany klimatu stanowią jednak awangardę dla systemu prawnego i etycznego. Podejmowanie problematyki zmian klimatu to nie tylko znane już poszerzanie wspólnoty moralnej – czyli włączanie do grona równych grup dotąd marginalizowanych, np. kobiet czy zwierząt. Zmiany klimatu wywołują bowiem problem przyszłych pokoleń: osób, których jeszcze nie ma, a więc nie mogą zgłosić żadnych roszczeń, a które będą najbardziej poszkodowane dzisiejszą działalnością czy zaniechaniem polityków i koncernów.

Proces stulecia

czytaj także

Proces stulecia

Peter Singer

Jednak zmiany klimatu dotyczą też osób żyjących już dziś, między którymi trudno udowodnić wzajemny wpływ: na przykład to, że decyzja szefa rządu pociąga za sobą spadek plonów, a zatem straty finansowe rolnika. W przypadku zmian klimatycznych rozproszenie przyczyn i skutków nie pozwala jednoznacznie przypisać odpowiedzialności. Być może to stanowi o impasie polityki klimatycznej i wynikającym z niego poczuciu, że „nic się nie da zrobić”.

Przyglądając się trwającym właśnie negocjacjom COP24 w Katowicach, znów można odnieść wrażenie, że w polityce klimatycznej nie ma solidarności, a każdy kraj próbuje ugrać jak najwięcej dla siebie. Stosunki międzynarodowe w tej sferze są skonstruowane tak, że poszczególne kraje mają sporą dowolność w realizacji polityki energetycznej i klimatycznej. Brakuje wyższej instancji, która mogłaby nakazywać, kontrolować czy karać. Dlatego obywatele biorą sprawy w swoje ręce, a prawnicy z całego świata dwoją się i troją, aby podjąć temat zmian klimatu. Mają już na koncie pierwsze sukcesy, bowiem istnieją narzędzia pozwalające egzekwować przestrzeganie konstytucji i praw człowieka przez władzę.

Polityczny realizm wiedzie do katastrofy

czytaj także

Przykładem jest organizacja prawnicza Urgenda, która zaskarżyła rząd w Hadze uznając, że polityka energetyczna i klimatyczna Holandii nie sprzyja przestrzeganiu praw człowieka do życia, zdrowia i własności. Zwróciła także uwagę, że jeśli rząd jednego z najbogatszych krajów świata (i jednego z największych emitentów gazów cieplarnianych per capita w Unii Europejskiej) niewiele robi w zakresie redukcji emisji, tym samym pełni rolę ukrytego hamulcowego. Inne kraje mogą wykorzystać bezczynność Holandii jako argument, aby nie robić nic. „Jeżeli Holandia nie obniży swoich emisji tak szybko, jak to jest zalecane, to kto inny będzie chciał to zrobić?” – pytali prawnicy Urgendy. Ta strategia okazała się skuteczna: sąd w Hadze przyznał rację skarżącym i nakazał Holandii ograniczenie emisji gazów cieplarnianych  o 25 procent do 2020 roku.

Zdaniem Marcina Stoczkiewicza z ClientEarth orzeczenie to jest przełomowe, bo w miejsce wąsko rozumianego tzw. adekwatnego związku przyczynowo-skutkowego holenderski sąd przypisał odpowiedzialność państwu na podstawie „przyczynienia się” do zmian klimatu. O tym, że działania prawne mogą wytyczać nowe ścieżki w walce ze zmianami klimatu, świadczą również słowa Christiany Figueres, byłej już przewodniczącej Ramowej Konwencji ds. Zmian Klimatu: „Odważne działania organizacji prawniczej Urgenda, jakie ta podjęła przeciwko rządowi Holandii, tworzą ważne nowe możliwości i bodźce, które mogą zadziałać na inne rządy, aby podjęły pilne działania”.

Czas, by prawo zaczęło ścigać ekobójstwo

Podobnego zdania jest Jakub Gogolewski, aktywista i ekonomista z Fundacji Rozwój Tak – Odkrywki Nie: „Spółki energetyczne, których działalność w powyżej 30 procentach opiera się na wydobyciu lub spalaniu węgla i innych paliw kopalnych, już obecnie mają problemy z pozyskaniem kredytów z banków na kontynuację swojej działalności oraz z ubezpieczaniem ryzyk związanych z ich działalnością. Jak pokazuje pozew wobec koncernu ENEA, wniesiony przez organizację ClientEarth oraz związek zawodowy ENEI, jak również groźba zaskarżenia PGE przez Fundację Greenpeace Polska, o ile spółka nie ogłosi planu całkowitej eliminacji emisji gazów cieplarnianych, polskie spółki węglowe muszą się liczyć z ryzykiem wypłacania wielomilionowych odszkodowań osobom poszkodowanym wskutek zmian klimatu w Polsce i za granicą. Wkrótce to samo może spotkać firmy takie jak LOTOS, PKN Orlen i PGNiG”.

„Powinni zamknąć tę kopalnię i iść w cholerę”

Efekt kuli śnieżnej?

Proces, jaki Urgenda wytoczyła rządowi Holandii, zapoczątkował fenomen, który powoli przybiera postać kuli śnieżnej. Co rusz dowiadujemy się o podobnych pomysłach.

Innym głośnym procesem  tego rodzaju jest sprawa prowadzona przez sąd w niemieckim mieście Hamm, której patronuje organizacja Germanwatch. Skarży Saul Luciano Lliuya, rolnik z Peru, a skarżonym jest koncern energetyczny RWE, głośny ostatnio w Polsce w związku z protestem w lesie Hambach. Sprawa jest skomplikowana i trudna dowodowo, gdyż należy wykazać, że istnieje relacja między kosztami ponoszonymi przez rolnika w Peru a działalnością RWE, a więc że emisja gazów cieplarnianych w Europie przyczynia się do topnienia lodowców w Ameryce Południowej. Rolnik jest narażony na straty w związku z przewidywaną powodzią, jaka może zalać jego uprawy, dlatego chce, aby koncern partycypował w kosztach. Sąd w Hamm uznał, że należy wysłuchać skarżącego i przeprowadzić dochodzenie dowodowe. To oczywiście potrwa i wcale nie jest jasne, jak się zakończy, ale najważniejsze już się stało: dzięki nagłośnieniu sprawy w mediach zaczynamy łączyć nasze straty z eksternalizacją kosztów dużych graczy z branży energetycznej, a wkrótce może także przewozowej.

W Niemczech trwa jeszcze jeden podobny proces. Organizacja ekologiczna BUND wraz z osobami prywatnymi oraz przedstawicielami branży odnawialnych źródeł energii wytoczyła proces rządowi federalnemu. Sprawa toczy się w trybunale konstytucyjnym w Karlsruhe. Obywatele znowu odwołują się do łamania konstytucji i praw człowieka. Twierdzą, że rząd federalny, obniżając swoje ambicje w zakresie polityki klimatycznej i energetycznej, naraża obywateli na utratę życia, zdrowia oraz majątku.

Głośnym procesem, w którym bierze udział 10 rodzin z całej Europy, jest People’s Climate Case – obywatelski pozew klimatyczny przeciwko instytucjom europejskim, które odgrywają decydującą rolę w światowej polityce klimatycznej i mają wpływ na emisje jednego z najbogatszych podmiotów, jakim jest Unia Europejska. Tutaj podstawą są prawa człowieka, wśród nich prawo do życia i pracy. Skarżący zwracają uwagę, że potwierdzone naukowo zmiany klimatu już dziś zagrażają ich miejscom pracy oraz domostwom, a nawet życiu. Podkreślają, że proces ma na celu zwiększenie świadomości wpływu zmian klimatu na życie ludzi, ale chcą także zmotywować ponadnarodowe instytucje do działań, które ograniczą skutki globalnego ocieplenia, a obywatelom pomogą przygotować się na to, co już i tak nieuniknione.

Przykłady można mnożyć, co pokazuje, że mamy do czynienia z pozytywnym zjawiskiem – obywatelski sprzeciw wobec paliw kopalnych wyrzucony za drzwi, wraca oknem.

Zamykajcie kopalnie, nie aktywistów

Ograniczone sądy i niejasne kategorie

Powyższe działania odnoszą się oczywiście do kwestii wolności sądów. Prawnicy twierdzą jednak, że nawet najbardziej wolne sądy czy prawo staną przed dylematami, które w literaturze przedmiotu określa się mianem „perfekcyjnej burzy moralnej” czy prawniczej. Zmiany klimatu są z zasady kwestią, która wymyka się tradycyjnie pojętej sprawczości, odpowiedzialności, granicom administracyjnym. Trudno też dowieść winy. Nawet na gruncie etyki zmiany klimatu są wyzwaniem dla tradycyjnych ram. Między innymi dlatego nawołuje się do uznania etyki klimatu za osobną gałąź etyki – odrębną nie tylko ze względu na przedmiot zainteresowania, ale i całą metodologię.

Nie tak obojętni na koniec świata

czytaj także

Etyka i prawo okazują się niezwykle skomplikowane w sferze zmian klimatu. Niełatwo też dobrać proporcjonalną karę do uznanej winy. Wymagania stawiane przez zmianę klimatu ze swej istoty przytłaczają aktorów – wyroki sądów mogą być nieadekwatne w tym sensie, że dany podmiot sam nie jest w stanie zrealizować wyznaczonego celu. Między innymi dlatego na gruncie etyki zaleca się powoływanie adwokatów przyszłych pokoleń, gdyż ci, którzy dopiero się urodzą, nie mogą domagać się poszanowania swoich praw. A biorąc pod uwagę wciąż niską świadomość sprawców środowiskowych szkód, trudno oczekiwać, że będą się sami kontrolować w myśl praw przyszłych pokoleń.

Kwestie te to dopiero wyzwania dla infrastruktury instytucjonalnej, ale procesy, o których mowa powyżej, wydają się światełkiem w tunelu. Być może to znak, że samo pojęcie „przyszłych pokoleń” nie odnosi się już do jakiejś anonimowej grupy żyjącej w dalekiej przyszłości. Skoro, jak przewiduje raport IPCC, załamanie klimatu może nadejść już za 12 lat, przyszłymi pokoleniami jesteśmy już my, dzisiaj. A decyzje podejmowane dziś przez zbliżających się do emerytury polityków i prezesów spółek energetycznych mogą się istotnie odbić na jakości życia obecnych dwudziestolatków.

Prawo do życia czy do zarabiania?

Marcin Stoczkiewicz wskazuje na jeszcze jeden problem, który ogranicza skuteczność prawnej walki o ochronę środowiska. Jego zdaniem jednym ze źródeł kryzysu ekologicznego jest nierównowaga praw gospodarczych i środowiskowych. W sporach dotyczących ochrony środowiska w ogromnej większości stoją przeciwko sobie – po jednej stronie dobro środowiska jako dobro wspólne, a po drugiej interesy biznesu chronione przez zapisy o wolności gospodarczej. Wolność działalności gospodarczej jest ujmowana jako jedna z wolności obywatelskich, natomiast ochrona środowiska jest zwykle regulowana jako obowiązek państwa, a nie prawo przysługujące obywatelom. Dobro środowiska pozostawia się więc władzom publicznym. Jeśli te władze, w szczególności ustawodawcza i sądownicza, są jej przychylne, to można spodziewać się regulacji i działań skutecznie chroniących środowisko. Jeśli zaś ekologia nie jest dla władz priorytetem, możliwa jest daleko idąca deregulacja i obniżanie standardów środowiskowych (w Polsce choćby „lex Szyszko”).

Taka nierównowaga praw oznacza, że środowisko jako dobro wspólne zwykle przegrywa z indywidualnym prawem własności i swobodą działalności gospodarczej. Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest, zdaniem Stoczkiewicza, uznanie prawa do środowiska za prawo człowieka. To pozwoliłoby samym obywatelom walczyć na drodze sądowej o czyste środowisko i bezpieczną przyszłość dla siebie i swoich dzieci.

Środowisko jako dobro wspólne zwykle przegrywa z indywidualnym prawem własności i swobodą działalności gospodarczej.

Z opinią dr. Stoczkiewicza zgadza się Miłosz Jakubowski – radca prawny z krakowskiej Fundacji Frank Bold, który prowadzi jedną z pierwszych polskich spraw o zadośćuczynienie za naruszenie dóbr osobistych spowodowane smogiem. Co ciekawe – dodaje – prawo do życia w czystym środowisku jest zagwarantowane w Afrykańskiej Karcie Praw Człowieka i Ludów oraz w Protokole z San Salvador do Amerykańskiej Konwencji Praw Człowieka. Próżno go jednak szukać w Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. W orzecznictwie dotyczącym zanieczyszczenia środowiska Europejski Trybunał Praw Człowieka wskazywał, że zanieczyszczenie środowiska może prowadzić do naruszenia art. 8 Konwencji, który gwarantuje poszanowanie życia prywatnego, rodzinnego i mieszkania. Wartością chronioną jest więc nie środowisko, ale jakość życia czy też swoboda korzystania z własnego domu.

Z czym do ludzi?! Polska oferta na COP24

Na koniec należy zaznaczyć, że prawo i etyka ściśle wiążą się z wolnością i możliwością. Nie ma sensu nakazywać tego, czego dany podmiot nie jest w stanie spełnić oraz czego skutki i tak nie poprawią sytuacji. Dzisiaj jednak nie wszystko jeszcze stracone i wciąż nie jest za późno, by działać. Redukcja emisji i transformacja energetyczna jest możliwa, co więcej, nie przekreśla rozwoju i nie obniża jakości życia, a przeciwnie – może te aspekty wzmocnić. Zaś brak działań można uznać za zaniechanie, które także może wywołać określone skutki. Etyka jako siostra prawa nie musi się już dzisiaj wstydzić własnej niemocy. Prawo w rękach obywateli może sprawić, że to, czego się domagamy ze względów etycznych, stanie się obowiązkiem, za brak spełnienia którego spotkają dany podmiot nie tylko sankcje moralne, ale też prawne. I to wszystko mocą obywatelską, gdyż międzynarodowego trybunału ds. zbrodni klimatycznych – gdzie skarżonymi mogą być podmioty zbiorowe lub osoby prawne – jeszcze nie ma.

Czy nie czas zatem na obywatelski proces Polek i Polaków przeciwko własnemu rządowi, który na COP24 ogłasza, że węgla mamy jeszcze na 200 lat? Po „skamielinie dnia” przyznanej Polsce już pierwszego dnia szczytu w Katowicach kurz szybko opadnie. Chyba już czas na coś efektowniejszego.

**
Hanna Schudy – eseistka, tłumaczka, dziennikarka, edukatorka i aktywistka. Dr nauk humanistycznych (filozofia), mgr ochrony środowiska (UAM i UWr). Współpracuje z Dolnośląskim Alarmem Smogowym, EKO-UNIĄ oraz Pracownią na Rzecz Wszystkich Istot.

Petycję wspierającą Obywatelski Pozew Klimatyczny można podpisać tutaj.

Piszemy o klimacie

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij