Świat

Z nienawiści do dzieci. Dymisja episkopatu w Chile a sprawa polska

Fritz Wagner, Kardynał z mnichami w klasztornej bibliotece. Fot. wikipedia, domena publiczna

Wszyscy chilijscy biskupi podali się do dymisji w związku z afera pedofilską. A w Polsce doskonale zorganizowany związek zawodowy księży wciąż chroni swoich ludzi i swoich interesów.

18 maja media obiegła wiadomość o dymisji biskupów chilijskich, których papież Franciszek wezwał do Watykanu w związku z raportem wysłannika watykańskiego, arcybiskupa Charlesa Scicluna, dotyczącym nadużyć seksualnych w tamtejszym Kościele. Jak podaje PAP: „Wszyscy chilijscy biskupi złożyli rezygnację na ręce papieża Franciszka i oddali się do jego dyspozycji”.

Kryzys wybuchł w roku 2015, zaraz po tym, gdy Franciszek powołał na stanowisko biskupa diecezji Osorno, Juana Barrosa Madrida, oskarżanego o poplecznictwo w związku ze skandalami „seryjnego pedofila” Fernando Karadimy. Co ciekawe, sam papież, który jeszcze nie tak dawno bronił swojej decyzji, uderzył się w pierś i przeprosił za wsparcie, którego udzielał Juanowi Barrosowi Madridowi.

To nie rewolucja

Media ekscytują się sprawą podając, że Franciszek „wymiata chilijski episkopat”, nazywając to, co się zdarzyło, niemal rewolucją. Nic podobnego. Kościół nie miał po prostu wyjścia. Mamy do czynienia z koleiną decyzją wymuszoną przez opinię publiczną. Nie wiadomo, ile w niej szczerej woli sanacji sytuacji panującej w Kościele, a ile politycznej poprawności. Sytuacja byłaby precedensowa, gdyby Watykan w odpowiednim czasie zareagował, a do ingresu Barroso w diecezji Osorno w ogóle by nie doszło. Stolica Apostolska jednak zazwyczaj do końca milczy w obliczu skandali, robiąc dobrą minę do złej gry. Postawiony jednak pod pręgierzem opinii publicznej ulega. A w Chile zawrzało dosłownie. Przed zaplanowaną na początek tego roku wizytą Franciszka doszło do podpalenia kilku kościołów.

Pokrzywdzonym przez pedofilów w sutannach jest najtrudniej

Przypomnieć należy, że pod koniec marca 2015 r. wicedyrektor watykańskiego Biura Prasowego o. Ciro Benedettini wydał oświadczenie, w którym napisał, że „Kongregacja ds. Biskupów starannie przebadała kandydaturę biskupa i nie znalazła obiektywnych powodów wykluczających nominację”. Ciekawe czy konsekwencje za wybór biskupa poniesie również ta kongregacja. Pamiętać jednak należy, że decyzję dotyczącą tej nominacji podjął sam papież i to on bierze za nią odpowiedzialność.

Przy okazji kazusu biskupów Chilijskich trzeba mieć na uwadze, że przepisy dotyczące odsuwania biskupów i przełożonych kościelnych z urzędów w związku z zaniedbaniami dotyczącymi przestępstw seksualnych funkcjonują przecież od lat. Są jednak zbiorem frazesów, skoro nikt ich nie stosuje. Normą jest też tuszowanie skandali pedofilskich. Jeden z wpływowych księży wyjaśnił mi, że wielu biskupów i przełożonych zakonnych jest w nie mniej lub bardziej bezpośrednio uwikłanych. Hierarchowie kalkulują, że krzywda dzieci jest o wiele mniej ważna, niż wizerunek Kościoła. Ten sposób myślenia zapewne się na nich zemści.

Zmowa milczenia

W głośnym dokumencie Kości: Zmowa milczenia (Sex Abuse in The Church: Code of Silence, 2017) francuscy dziennikarze włożyli kij w mrowisko. W trakcie dziennikarskiego śledztwa trafili na list arcybiskupa Josepha Atangi z Kamerunu, który w poufnej wiadomości tłumaczył się przełożonemu wspólnoty Świętego Jana, dlaczego wykluczył niektórych zakonników z tamtejszej wspólnoty. W związku ze skandalami pedofilskimi, których dopuścili się członkowie zakonu, jak pisze biskup, musiał użyć wpływów, by zapobiec ciąganiu po sądach księży. Fakt, że naciski miały miejsce, potwierdziła dziennikarzom urzędniczka kameruńskiego Ministerstwa Sprawiedliwości. Poproszony o komentarz biskup Atanga nie krył zaskoczenia tym, jaka wiedze dziennikarze mają na ten temat. Zamiast komentarza prowadzący wywiad usłyszał od biskupa: „Ten list nie powinien się znaleźć w pana rękach”. I dalej: „Nie wiem, jak pan zdobył ten list. Jest to poufny dokument”.

Jurek – mały niewolnik księdza

O wiele ciekawsza jest sprawa, która miała miejsce w Buenos Aires. Papież wspominając czasy, kiedy zawiadywał tamtejszą diecezją, twierdzi, że nie spotkał się ze skandalami z udziałem duchownych. Tymczasem grupa ofiar molestowana przez księży z tej diecezji, z którymi spotkali się dziennikarze, twierdzi, że zawiadomiła o okolicznościach wykorzystania Franciszka, kiedy ten był jeszcze arcybiskupem. Autorzy reportażu usłyszeli od ofiar, że papież nie odpowiedział na ich skargi. Filmowcy twierdzą również, że papież, jeszcze jako arcybiskup, próbował zapobiec skazaniu księdza Grassiego. To charyzmatyczny argentyński ksiądz, który prowadził sierociniec, ale odsunięto go od pracy z dziećmi po ujawnieniu jego nadużyć z udziałem nieletnich. Kościół argentyński chronił go. Kościół, a w zasadzie Franciszek, zlecił raport dotyczący sprawy Grassiego znanemu prawnikowi. Sprawca został skazany przez sąd na karę piętnastu lat więzienia. W raporcie zleconym przez episkopat Argentyny w sposób prymitywny podważano prawdomówność ofiar. Dokument ten trafił do sędziów, którzy rozstrzygali apelację obrońców Grassiego. Jeden z sędziów wypowiadający się na potrzeby reportażu mówi, że dokument ten faworyzował sprawcę. Sędzia oświadczył, że biskupi próbowali wpłynąć na jego decyzję. Poproszony o wyjaśnienie tej sprawy Franciszek zaprzeczył, by taka sytuacja miała miejsce. Przypomnieć w tym miejscu należy, że jeszcze rok temu przynajmniej czterech z dziesięciu członków Rady Kardynałów, będących najbliżej papieża, było oskarżanych o tuszowanie pedofilii.

Niestety, wprowadzone przez lokalne kościoły wytyczne dotyczące postępowania w przypadku nadużyć i delegaci mający je monitorować są fikcją.

Tymczasem w Polsce

Jak wynika z reportażu Anny Goc w „Tygodniku Powszechnym” na 44 diecezje w Polsce na stronach co czwartej nie ma informacji o delegacie. W trzech diecezjach delegat to ta sama osoba, która ma dbać o wizerunek kurii – rzecznik prasowy. W niektórych diecezjach, w których wyznaczono delegata, pod podany numer nie można się dodzwonić, a gdy się już uda odbiera zdezorientowana siostra zakonna. Od jednego z delegatów reporterka usłyszała, że jest pierwszą osobą, „która dzwoni w tej sprawie”; inny westchnął ciężko a potem spytał: „No co się tam dzieje”. Nie ma to jak empatia. Prawda? Nie jest to norma, bo są diecezje, gdzie system podobno działa. Reportaż Anny Goc pokazuje jednak, jak „poważnie” biskupi traktują pedofilię w swoich diecezjach.

Kościół nie może być sędzią we własnej sprawie

Marek Lisiński, lider organizacji skupiających pokrzywdzonych, usłyszał, że skala zjawiska pedofilii w Polsce jest olbrzymia. Gdyby każda diecezja miała wypłacić pokrzywdzonemu po 10 tys. zł tytułem zadośćuczynienia, kurie poszły by z torbami. Powiedziała to osoba zajmująca się na co dzień problemem wykorzystania nieletnich w Kościele. Nic dziwnego, że Kościół ani myśli podać liczby duchownych uwikłanych w pedofilię.

Polscy biskupi, jak powtarzał wielokrotnie profesor Stanisław Obirek, to doskonale zorganizowany związek zawodowy, który chroni swoich ludzi i swoich interesów.

Biskupi niby deklarują walkę z pedofilią, ale na słowach się kończy. Są też słowa, które ranią. Arcybiskup Antoni Dydycz krytykował media za poświęcanie zbyt wiele uwagi pedofilii w Kościele, a arcybiskup Michalik obwinił ofiary pedofilów w sutannach o to, że prowokują sprawców. Arcybiskup Henryk Hoser chronił księdza Grzegorz K. z warszawskiego Tarchomina, który pomimo wyroku dalej pracował z młodzieżą. Takich przykładów jest więcej. Piszemy o nich w zapisie procederu pedofilii w Kościele, w książce Żeby nie było zgorszenia – Ofiary mają głos. Ofiary skarżą się, że są szykanowane, a przełożeni robią wszystko, by je zniechęcić do nagłaśniania krzywd, które zadali im kapłani. Zgwałconą na śmietniku przez salezjanina Martę proszono, by zastanowiła się, czy rzeczywiście chce sprawę nagłaśniać. Gdyby w episkopacie była wola oczyszczenia, biskupi nie przeszli by do porządku dziennego nad tymi wypowiedziami i postępkami swoich kolegów. Niestety, nie mamy w naszym episkopacie hierarchy na miarę Diarmuida Martina, prymasa Irlandii, który pisał: „Wszystkie instytucje mają wrodzoną tendencję do ochrony siebie i ukrywania swoich brudów. Musimy nauczyć się, że prawda ma moc wyzwalającą, której nie mają półprawdy”. Ale „prawda boli, prawda oczyszcza nie tak, jak eleganckie mydło, ale jak ogień, który pali, rani i przecina”.

Może rzeczywiście jest tak, że – poza polityką wizerunkową – Kościołowi chodzi o pieniądze? Arcybiskup Wojciech Polak z uporem maniaka zaklina rzeczywistość twierdząc, że „Polski system prawny nie przewiduje odpowiedzialności kościelnych instytucji za czyny konkretnych duchownych” pomimo że autorytety prawa wypowiedziały się w tej sprawie jasno na korzyść pokrzywdzonych.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Nowak
Artur Nowak
współautor książki „Żeby nie było zgorszenia”
Adwokat, wcześniej orzekał w sądzie. Specjalizuje się w sprawach karnych, wielokrotnie w swojej praktyce reprezentował pokrzywdzonych i sprawców w postępowaniach dotyczących czynów pedofilskich. Współautor książki „Żeby nie było zgorszenia”
Zamknij