Unia Europejska

Silna Polska w Europie? Bez zajęcia się uchodźcami nie ma na to szans

PiS sam strzela sobie w stopę.

Wiele napisano już o niebywałym pomieszaniu pojęć i związków przyczynowo-skutkowych, w czym po zamachach w Paryżu przodowały także osoby kierujące polską dyplomacją. Nie zaszkodzi jednak powtórzyć jeszcze raz: uchodźcy w Europie nie są przyczyną, lecz ofiarami terroryzmu i naszym moralnym obowiązkiem jest im pomóc. Ale przy tej okazji należy mocno podkreślić coś jeszcze: pomoc uchodźcom i zaangażowanie na rzecz solidarnej, europejskiej odpowiedzi na kryzys migracyjny leży w interesie Polski.

Dotychczasowe działania na poziomie europejskim nie przyniosły rozwiązania kryzysu migracyjnego – ani jego skutków, ani tym bardziej przyczyn. Nie wydaje się też, że w najbliższym czasie pomoże zamykanie granic zewnętrznych Unii czy wprowadzanie kontroli na granicach wewnętrznych strefy Schengen. Ale to właśnie nad tymi rozwiązaniami pochyla się właśnie Europa. Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk mówi dziś o uratowaniu strefy Schengen jako o wyścigu z czasem. Dlatego tak ważne jest szybkie wypracowanie wspólnych rozwiązań dotyczących usprawnienia mechanizmów kontroli na granicach zewnętrznych Unii, przyśpieszenia procedur przyznawania azylu, wprowadzenia skutecznego systemu relokacji, sprawiedliwego podziału obciążeniami finansowymi, ale też wymiana doświadczeń z zakresu polityki społecznej i integracyjnej.

Dzisiejsza sytuacja jest zapewne jedynie preludium do przyszłych wyzwań. Kryzys uchodźczy jest przecież nie tylko wynikiem wojny w Syrii, ale też skutkiem globalnych trendów, z którymi żadne państwo nie może poradzić sobie w pojedynkę. Wyniki najnowszych badań naukowców z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley oraz Uniwersytetu Stanforda wskazują, że zmiany klimatu spowodują skurczenie się globalnej gospodarki o ok. 25% w porównaniu z hipotetycznym scenariuszem bez zmian klimatycznych. Najwięcej stracą państwa najbiedniejsze, co tylko pogłębi nierówności ekonomiczne na świecie. Nic dziwnego, że ONZ przewiduje, że liczba uchodźców klimatycznych wzrośnie w ciągu najbliższych 35 lat z 22 do nawet 250 milionów.

Lista przyczyn stojących za kryzysem uchodźczym jest dłuższa niż konflikty zbrojne: globalny handel i rynek, eksploatacyjna gospodarka i długotrwałe uzależnienie krajów biedniejszych od Zachodu to tylko jej początek. Zamknięcie Schengen nawet nie rozpoczyna dyskusji o ich rozwiązywaniu.

Polska, będąca częścią zglobalizowanego świata, nie może się łudzić, że uchodźcy to nie nasz problem, że jest bezpieczną wyspą na wzburzonym morzu.

Dlaczego ta sprawa wydaje się polskiemu rządowi obojętna? Może dlatego, że nie ma u nas większych skupisk wyznawców islamu ani nie mamy przesadnie bogatych doświadczeń historycznych z imigracją do naszego kraju. Ale to właśnie szansa, nie powód do chowania głowy w piasek. Antycypując przyszły wzrost ruchów migracyjnych, powinniśmy wykorzystać szansę i przetestować możliwe rozwiązania integracyjne na względnie małej grupie w niejako laboratoryjnych warunkach. Zamiast jednak przygotować służby państwowe i społeczeństwo do przyszłych wyzwań, podsyca się nieufność i utrwala stereotypy oraz utopijną wiarę, że uda się skutecznie zaryglować granice. A nie udało się to nawet Stanom Zjednoczonym, największej światowej potędze, i to mimo budowy na granicy muru.

W skali europejskiej przyjęcie takiej narracji wzmocni siły radykalne, populistyczne i skrajnie prawicowe. Oznacza to nie tylko faktyczne zagrożenie dla europejskich wartości – których rzekomo chcą bronić partie takie jak Front Narodowy, Alternatywa dla Niemiec, UKIP czy Szwedzcy Demokraci – ale automatycznie też wpłynie na zaostrzenie polityki europejskiej i przyczyni się do wzrostu narodowych egoizmów. Jeśli ta wizja się spełni, to skutki przyszłych kryzysów będą dla każdego państwa europejskiego, w tym również dla Polski, dużo bardziej dotkliwe, niż gdyby współpracowały one ściśle ze sobą.

Nowy rząd objął ster w gorącym dla Europy momencie. Polska dyplomacja nie ma dużych doświadczeń w rozwiązywaniu problemów o charakterze ponadregionalnym, a takimi bez wątpienia są kryzys migracyjny, międzynarodowy terroryzm czy zmiany klimatu. Przekroczenie tej bariery w myśleniu o polityce międzynarodowej i poszerzenie optyki o obszary poza naszą najbliższą zagranicą jest jednak konieczne, aby Polska – szóste największe państwo UE, jedna z 25 największych gospodarek świata i państwo aspirujące, a takie intencje wyraża Jarosław Kaczyński, do członkostwa w G20 – mogła odgrywać istotną rolę na arenie międzynarodowej.

Jeśli szybko nie dostosujemy się do nowych wyzwań, ucierpi na tym i Polska, i Europa. Na razie swoimi wypowiedziami politycy PiS wysłali w kierunku Paryża, Berlina i Brukseli fatalny sygnał: to wasz kryzys, radźcie sobie z nim sami, a my będziemy trzymać się od niego możliwie daleko. Wdrożenie tych deklaracji w życie oznaczałoby nie tylko realizację scenariusza pisanego przez terrorystów, ale też osłabienie pozycji Polski w Europie.

Przy takim kursie trudno będzie o realizację chyba najważniejszego dla Prawa i Sprawiedliwości – także w obliczu lipcowego szczytu NATO w Warszawie – celu w polityce zagranicznej: doprowadzenia do stałej obecności wojsk NATO (w domyśle amerykańskich) na terenie Polski. Bez wsparcia Europy Zachodniej jest to niemożliwe, tym bardziej że sami Amerykanie nie palą się do tego pomysłu.

Bez zachodnioeuropejskich partnerów nie będziemy też w stanie skutecznie stawić czoła Rosji, która w obliczu podziałów targających Unię i sytuacji w Syrii będzie chciała odbudować swoje wpływy. Symptomatyczne jest, że najlepsze relacje Kreml utrzymuje z politykami grającymi antyunijnymi kartami, jak nasi „sojusznicy” z grupy wyszehradzkiej: Victor Orban, Milosz Zeman oraz Robert Fico.

Brzmi to jak truizm, ale Polska naprawdę może być silna tylko w silnej i zjednoczonej Europie. Dobrowolnie pozbawiając się sojuszników w Europie i stawiając się na marginesie debaty o problemach globalnych, tracimy w polityce zagranicznej nasze największe atuty. Zachowujemy się jak dziecko, które na złość matce się przeziębi. Tylko że w naszym wypadku będzie to nie przeziębienie, a ciężkie zapalenie płuc.

Adam Traczyk jest prezesem think-tanku Global.Lab

 

**Dziennik Opinii nr 325/2015 (1109)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Adam Traczyk
Adam Traczyk
Dyrektor More in Common Polska
Dyrektor More in Common Polska, dawniej współzałożyciel think-tanku Global.Lab. Absolwent Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Studiował także nauki polityczne na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Bonn oraz studia latynoamerykańskie i północnoamerykańskie na Freie Universität w Berlinie.
Zamknij