Unia Europejska

Obligacje, czyli kto komu dyktuje warunki

Gdy słyszymy, że zagranica nie lubi polskiego długu, oznacza to mniej więcej tyle, że PIMCO nie chce kupować polskich obligacji. Czym jest PIMCO?

Światowy rynek obligacji to największy z rynków finansowych, a największym emitentem obligacji są rządy (są jeszcze obligacje przedsiębiorstw czy komunalne, ale ich udział w rynku jest znacznie mniejszy). Według Banku Rozrachunków Międzynarodowych suma długów publicznych przekroczyła w tym roku 40 bilionów dolarów, a niemal całość tych pieniędzy została pożyczona na rynku.

W Polsce obligacje państwowe emituje Ministerstwo Finansów. Organizacją emisji na rynku międzynarodowym zajmują się konsorcja zagranicznych instytucji finansowych, m.in. Deutsche Bank, Credit Suisse, Goldman Sachs i HSBC (patrz tu, s. 46), a na krajowym –Dealerzy Skarbowych Papierów Wartościowych, m.in. ING Bank Śląski, Kredyt Bank czy PKO BP. Do zadań tych instytucji należy zebranie zamówień na obligacje danej emisji. Potencjalni nabywcy przedstawiają im cenę, po jakiej chcą je kupić, oraz rentowność, jakiej oczekują (to znaczy kwotę, którą państwo płaci za każdy rok istnienia obligacji, a gdy nadchodzi czas wykupu, zwraca właścicielowi jej nominalną wartość). Jeśli zgłoszono za mało ofert, rząd musi zaakceptować często te z ceną mniejszą, niż oczekiwał. Oznacza to, że za przyciągnięcie inwestorów trzeba wówczas płacić większą rentownością obligacji. Większość kupionych obligacji banki sprzedają dalej. Tylko niewielka część trafia do oszczędnych obywateli, natomiast gros skupują wielkie instytucje finansowe. Do 90,4% transakcji na rynku wtórnym dochodzi w obrocie pozagiełdowym (over the counter), czyli bezpośrednio między stronami. Kupujący i sprzedający spotykają się na platformach elektronicznych, do których każdy wprowadza oczekiwaną cenę. Popularność rynku OTC wśród inwestorów wynika z nie tylko z jego wysokiej płynności, ale także mniejszej przejrzystości transakcji. 

Prawdziwi gracze

Nie każdy inwestor wykonuje prognozy wzrostu i ocenia wiarygodność rynków samodzielnie. Większość przeważnie podąża za największymi. Nick Parsons z National Australia Bank stwierdza np., że „komentarze Billa Grossa są bardzo ważne, ponieważ przez wiele lat wyznaczały trendy na rynku obligacji. Każde jego rekomendacje miały bardzo duży wpływ na rynek”. I dodaje – sami odpowiadamy na jego wezwania do kupna. 

Kim jest Bill Gross? To dyrektor Pacific Investment Management Company, największego na świecie funduszu obligacji, zarządzającego aktywami o wartości $1,92 bln (więcej niż PKB Hiszpanii), z czego 90% to instrumenty inwestowania na rynku obligacji. PIMCO ma swoją siedzibę w Kalifornii, ale należy do niemieckiego finansowego giganta Allianz. Szef PIMCO regularnie pisze komentarze, w których obwieszcza np. „koniec kultu akcji”, porównuje brytyjski dług do nitrogliceryny. Gdy europejskie państwa o dużym deficycie desperacko szukały inwestorów, którzy zaryzykują i kupią ich obligacje, PIMCO nabył takich obligacji więcej, niż którykolwiek inny fundusz i umocnił swoją pozycję na rynku. Kontrowersje budzi przede wszystkim podwójna rola PIMCO – jako inwestora na rynku obligacji i zarazem zarządcy rządowych bail-outów. Niektórzy podejrzewają, że fundusz sam podsycał wrażenie wielkiego ryzyka systemowego w dużych bankach, aby móc swobodnie wywierać presję na polityków.

„Co było dobre dla PIMCO, niekoniecznie było dobre dla podatników” – pisał komentator CNN. „To dwustronny monopol z jednym dużym sprzedawcą i jednym dużym nabywcą”. PIMCO jest de facto rzecznikiem bond vigilantes – inwestorów sprzedających obligacje państw uznanych za „rozrzutne”. Zmiana jego rekomendacji ma naprawdę dużą moc. Nic dziwnego zatem, że minister finansów Hiszpanii złożył ostatnio wizytę w siedzibie firmy mieszczącej się w kalifornijskiej Newport Beach. 

Gross i drugi prezes Mohamed A. E-Erian regularnie występują też telewizji i wypowiadają się na łamach prasy finansowej. Także regionalni dyrektorzy PIMCO są słuchani przez mniejszych inwestorów. Andrew Balls, który zarządza działem Pimco na Europę, jest bratem Kanclerza Skarbu (ministra finansów) w gabinecie cieni Partii Pracy – Eda Ballsa. Gdy w 2005 roku Andrew pisał pologetyczne teksty o Alanie Greenspanie, ówczesnym guru rozszalałych rynków finansowych, Ed popierał tzw. light-touch, możliwie delikatne regulacje działalności londyńskiego City i nie wyrażał sprzeciwu, gdy konserwatyści bronili się przed regulacjami UE hasłem: „to, co dobre dla City, jest też dobre dla Wielkiej Brytanii”. 

Przechytrzeni przez rynki?

Gross wieszczy ostatnio koniec długiej hossy na obligacjach. PIMCO obawia się zbyt dużego uzależnienia od obligacji państw centrum, dlatego dywersyfikuje portfel funduszy obligacjami państw z nowych terytoriów (Meksyk, Brazylia), aby zmniejszyć ryzyko dużych strat.

Gdy portal bankier.pl obwieszcza, że zagranica nie lubi już polskiego długu, oznacza to mniej więcej tyle właśnie, że Pacific Investment Management Co. nie chce już kupować polskich obligacji skarbowych, tylko woli papiery Meksyku czy Brazylii. Od początku stycznia rentowność polskich obligacji dziesięcioletnich systematycznie rośnie i przekracza już 4,1%. Wiele wskazuje zatem, że mamy do czynienia z odwróceniem dotychczasowego trendu i zaczyna się długotrwały spadek cen (i wzrost rentowności) polskich obligacji, co będzie oznaczało wzrost kosztów obsługi długu publicznego. 

Jak podaje Bankier.pl, grupa inwestorów zagranicznych trzyma już ponad połowę polskiego długu – jesteśmy przy tym największym lokalnym rynkiem obligacji skarbowych w krajach Europy Środkowo-Wschodniej oraz dziesiątym rynkiem pod względem wielkości w Unii Europejskiej. Udział inwestorów zagranicznych w długu krajowym wzrósł z 13,3% na koniec 2008 r. do 34,5% na koniec listopada 2012 r. Najbardziej stabilną grupą nabywców spoza Polski, posiadającą zarazem największy portfel papierów skarbowych jest pozabankowy sektor finansowy. Wyraźny wzrost inwestycji na tym rynku odnotowano w przypadku zagranicznych funduszy hedgingowych, które na koniec 2011 roku spośród wszystkich grup inwestorów posiadały największy portfel krajowych obligacji skarbowych. Zakupy obligacji na rynkach zagranicznych zdecydowanie zdominowały fundusze inwestycyjne, które nabyły 59% łącznej wartości emisji. Udział funduszy emerytalnych i instytucji ubezpieczeniowych wyniósł natomiast 13,5%, banków komercyjnych 9,5%, zaś banków centralnych 6,5%. Obligacje denominowane w dolarach w 2011 r. również nabywały głównie fundusze inwestycyjne (76%).

W „strategii zarządzania długiem publicznym 2013–2016” podkreśla się, jak ważne jest usuwanie barier prawnych na krajowym i zagranicznym rynku skarbowych papierów wartościowych [SPW] oraz bezpośrednie spotkania z inwestorami na rynku krajowym i zagranicznym – tzw. non-deal roadshows, służące wymianie informacji, uwzględnianiu potrzeb inwestorów oraz budowaniu i podtrzymywaniu relacji z najważniejszymi inwestorami zagranicznymi. Politycy, nie tylko w Polsce, przyjmują postawę, którą świetnie ujawnia prośba premiera Hiszpanii Mariano Rajoya „Mam nadzieję, że to się skończy. Rynki muszą nam dać więcej czasu niż pół godziny”. Widzimy, kto komu dyktuje warunki.

Nawet premier Węgier, Viktor Orbán, który uzasadniał odmowę przyjęcia kredytu Międzynarodowego Funduszu Walutowego (nawet jeśli pieniądze z MFW byłyby tańsze od obligacji o 1–1,5 punktów procentowych) dbaniem o suwerenność państwa, musi pogodzić się z faktem, że za niezależność Węgier w dużym stopniu odpowiada Mark Mobius, szef Templeton Emerging Markets Group, która ma w swoim portfelu 10% wszystkich węgierskich długów. Gdyby na rynek trafiły węgierskie papiery bardzo marnej jakości, Templeton mógłby położyć Węgry na łopatki. Zakłada jednak, że nad Węgrami czuwa Bruksela – i tak naprawdę wygląda suwerenność Węgier wobec UE

  Projekt finansowany ze środków Parlamentu Europejskiego.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij