Dzisiejsze porozumienie nie oznacza końca kryzysu. Może się nawet okazać, że Cypryjczycy pożałują, że nie zapłacili kontrowersyjnego podatku od depozytów.
Problemy Cypru znane były od miesięcy, ale wszyscy obudzili się dopiero tydzień temu. Od tej pory trwa nie tylko poszukiwanie ratunku dla Cypru, ale też winnych całego zamieszania. W gąszczu mniej lub bardziej oczywistych interesów i umiejętnego manipulowania informacjami poszukiwanie winnych ma większe szanse zakończyć się ideologiczną pyskówką niż zrozumieniem skomplikowanej gry, z jaką mamy w tym przypadku do czynienia. Główni rozgrywający to władze w Nikozji, władze rosyjskie, społeczeństwo cypryjskie, rosyjscy oligarchowie i mniej lub bardziej solidarni członkowie europejskich instytucji.
Władze w Nikozji wolały nawet opodatkować obywateli niż cały koszt zrzucić na właścicieli największych depozytów (w tej grupie są i poważne firmy, i poważni rosyjscy oligarchowie, i poważni mafiozi) – i w ten sposób zaryzykować, że ci się do rajskiej wyspy zniechęcą. Cypryjczycy, którzy nie czują zupełnie wyrzutów sumienia z powodu rajskiej jazdy na gapę, zareagowali oburzeniem, że kradnie im się oszczędności. Rosyjscy oligarchowie chcieli ratować swoje majątki, władze w Moskwie były im gotowe pomóc, ale z drugiej strony cypryjski raj też był im nie na rękę. Niemcy (są przed wyborami) nie chciały ponownie płacić za innych, a jeśli nawet – zamierzały ten cypryjski raj przykrócić i osłabić banki „zbyt duże, by mogły upaść”. To tylko bardzo uproszczona relacja z frontu.
W tej grze zwyciężyły Niemcy i północna koalicja (jak zwykle?). Z dwóch największych banków jeden zostanie zamknięty, a drugi poniesie spore koszty akcji ratunkowej. Zapłacą też właściciele depozytów powyżej 100 tysięcy euro. Szacuje się, że mogą stracić około 30–40 proc.
Cypryjczykom można współczuć. Dzisiejsze porozumienie nie oznacza końca kryzysu. Zamknięcie wielkiego banku i osłabienie pozostałych pociągnie za sobą zwolnienia i większe trudności w uzyskaniu kredytu. Ponoć gospodarka może się skurczyć nawet o 10 procent. Według najczarniejszych scenariuszy może się nawet okazać, że Cypryjczycy pożałują, że nie zapłacili kontrowersyjnego podatku od depozytów. Niektórzy powiedzą, że to kara za cypryjskie cwaniactwo i ukrywanie lewych pieniędzy, inni, że cwaniakami są raczej rosyjscy oligarchowie, władze w Nikozji i niemieccy politycy. A największe koszta ponosi szeregowy obywatel.
Jedna rzecz wydaje się pewna. Cała ta awantura to wielka porażka strefy euro (i jej nowego szefa). Czy wynikało to bardziej z gry interesów lub innych niecnych planów, czy też raczej z braku decyzyjności i dobrych pomysłów – pewne jest, że ratowanie Cypru wyglądało na wielką amatorkę i prowizorkę.
Agnieszka Lichnerowicz jest dziennikarką Radia Tok FM, laureatką Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.
O sytuacji na Cyprze czytaj też felieton Piotra Kuczyńskiego Nie wywołujmy wilka z lasu
Projekt finansowany ze środków Parlamentu Europejskiego.