Unia Europejska

Europejska gospodarka potrzebuje głębszej integracji

Nie wierzę, że podatek od transakcji finansowych będzie istotnym stabilizatorem gospodarki w skali makro.

Jakub Majmurek: Czy podpisany niedawno przez państwa Unii Europejskiej pakt fiskalny to kamień milowy w jej historii, który przenosi integrację na nowy poziom, czy raczej powrót do paktu stabilności i wzrostu, czyli polityki z neoliberalnych lat 90.?


Paul de Grauwe: Pakt fiskalny na pewno nie rozwiąże problemów strefy euro. Jego założenia opierają się bowiem na bardzo zawężającym problem rozpoznaniu przyczyn kryzysu – skupiają się niemal wyłącznie na deficycie budżetowym i długu państw członkowskich. Tymczasem kryzys wynika głównie z braku równowagi – finansowej i handlowej – między gospodarkami strefy euro, przede wszystkim między Północą i Południem. Północ zbyt dużo wydaje na produkcję, a za mało na konsumpcję, Południe odwrotnie.


To ten brak równowagi prowadził do zadłużania się rządów, a nie nadmierne wydatki państw. Wyjątkiem jest tu może Grecja, gdzie rzeczywiście polityka rządu nie była racjonalna. W innych krajach scenariusz kryzysu przebiegał odmiennie: różne bańki spekulacyjne, nadmuchane do granic możliwości, nagle pękły i rządy musiały jakoś ratować rynki i systemy bankowe. Hiszpania i Irlandia prowadziły wcześniej bardziej restrykcyjną politykę budżetową (dotyczącą progu zadłużenia, deficytu budżetowego itd.), niż nakazywałby im to pakt fiskalny, a i tak nie uchroniło ich to przed kryzysem.


Pakt może w takim razie przedłużyć obecną stagnację w strefie euro?


Oczywiście. To nie jest tylko problem paktu. Komisja Europejska zmusza teraz wszystkie kraje członkowskie do cięć i oszczędności. W tej sytuacji to najgorsza możliwa polityka, która doprowadzi tylko do pogłębienia recesji. 

Europejscy politycy widzą już jednak, że same oszczędności nie wystarczą. Angela Markel pochwaliła ostatnią decyzję Europejskiego Banku Centralnego o skierowaniu gotówki do europejskiego systemu bankowego. To może pomóc?


EBC zrobił po prostu to, co było konieczne: nie można było pozwolić na zapaść systemu bankowego w Europie. Pomogło to także ustabilizować rynek obligacji rządowych, bo część tego zastrzyku gotówki zostanie przeznaczona na ich zakup. Jestem jednak zdania, że EBC zrobiłby o wiele lepiej, gdyby bezpośrednio interweniował na rynku rządowych papierów dłużnych. Dziś robią to prywatne podmioty finansowe. EBC daje bankom pieniądze, licząc na to, że część z nich kupi obligacje. Ale przecież bankierzy równie dobrze mogą spanikować i zacząć grać przeciw rządowym obligacjom. Gdyby sam EBC mógł finansować dług państw, byłoby to nie tylko bardziej racjonalne, ale także zapewniłoby długotrwałą stabilność gospodarce strefy euro. 


A jakie inne środki – poza pozwoleniem EBC na finansowanie deficytów państw – mogłyby pomóc Unii wyjść ze stagnacji?


Trzeba tu się przyjrzeć osobno różnym poziomom europejskiej polityki. Po pierwsze, Europejski Bank Centralny powinien złożyć deklarację, że zapewni płynność rynkowi obligacji rządowych. Największym problemem jest dziś lęk państw przed utratą płynności; EBC musi jasno zająć stanowisko, że do tego nie dopuści. Po drugie, Komisja Europejska musi odejść od polityki wymuszonych oszczędności. Wszelkie cięcia trzeba odłożyć w czasie, tak by ich wprowadzenie nie pogłębiło recesji, jaka grozi większości państw strefy euro. Komisja Europejska powinna wysłać sygnał do rządów, by w tej sytuacji nie oszczędzały, ale stymulowały gospodarkę, kierując do niej środki i pobudzając konsumpcję. Po trzecie, skoro przyczyną kryzysu jest brak równowagi między Północą i Południem, trzeba skierować większe środki na konsumpcję na Północy. To pozwoli uniknąć recesji i stworzy krajom Południa przestrzeń do poradzenia sobie z kryzysem, zredukowania ich deficytów w obrotach z zagranicą.


Przede wszystkim jednak Europa potrzebuje zmian instytucjonalnych, które wzmocnią integrację polityczną. Pożądane byłoby na przykład wprowadzenie emitowanych przez EBC obligacji. 

A co z podatkiem od transakcji finansowych na poziomie europejskim lub przynajmniej sfery euro? Czy nie ograniczałby spekulacji walutowych, zapewniając większą stabilność gospodarczą?


Nie wierzę, że podatek od transakcji finansowych będzie istotnym stabilizatorem gospodarki w skali makro. Pojawiają się propozycje, żeby wynosił 1,5 procenta, a nawet mniej; to w żadnej mierze nie ograniczy strukturalnie spekulacji. Nie jestem przeciwnikiem jego wprowadzenia –nakładamy podatki na wiele rodzajów transakcji, nie widzę powodów, dla którego transakcje finansowe miałyby być od nich wolne. Na pewno zebrane w ten sposób środki można by przeznaczyć na użyteczne cele. Ale taki podatek miałby znaczenie głównie symboliczne. 


Dlaczego środki, o których pan mówi, nie są wprowadzane przez europejskie rządy? Czy konieczna jest do tego zmiana polityczna – socjaldemokratyczny kanclerz w Berlinie i socjalistyczny prezydent w Pałacu Elizejskim?


Oczywiście, to problem natury politycznej, ale nie sądzę, by zmiana rządów mogła tu cokolwiek istotnie zmienić. Opór wobec wprowadzenia tego typu rozwiązań wynika przede wszystkim z powszechnie panującego w społeczeństwach Europy Północnej przekonania o źródłach kryzysu. Dominuje pogląd, że ze względu na obecność w strefie euro rządy Południa uległy pokusie nadużycia. Uwierzyły, że mają na tyle silną walutę, że mogą sobie pozwolić na nieracjonalną politykę i życie ponad stan. I teraz, uważają obywatele Północy, trzeba je za to ukarać.


To irracjonalne, moralistyczne przekonanie zupełnie ignoruje fakt, że Południe zadłużało się po to, by kupować towary produkowane na Północy; bez tego długu Północ nie mogłaby gromadzić swoich nadwyżek. Taki pogląd jednak dominuje w opinii publicznej i paraliżuje racjonalną politykę. 

Paul de Grauwe – profesor ekonomii na uniwersytecie w Leuven, autor m.in. Economics of Monetary Union(Oxford University Press).  

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij