Świat

Sierakowski z Mińska: Strzelano do nas polskimi nabojami

W nocy łusek na podwórku mogliśmy znaleźć dowolną liczbę, rano próbowano je posprzątać, mimo to kilka znalazłem. Nie umiem dziś powiedzieć, czy pochodzą z gumowych nabojów, czy hukowych, znalazłem ich kilka rodzajów, wiem natomiast, że na białych łuskach jest napisane Made in Poland. Nie wiem, jak to jest możliwe, że dyktator rządzący krajem brutalnie od 26 lat, że reżim, na który nakładamy sankcje, strzela do własnego społeczeństwa amunicją pochodzącą z Polski – pisze z Mińska Sławomir Sierakowski.

Pokojowy protest w Mińsku wyznaczony był na godzinę 19 na wielkim placu Zwycięstwa, wokół pomnika Mińska-Miasta Bohatera. Milicja uniemożliwiła przybycie demonstrantów, otaczając plac i dochodzące do niego ulice tak, że żadne zgromadzenie nie mogło się tam odbyć. W tej sytuacji, zgodnie z instrukcją opozycji, ludzie mieli gromadzić się wokół głównych stacji metra, trzymać się razem i tam demonstrować.

Około godziny 22–23 przy tych stacjach w kilku miejscach doszło do dławienia protestów. Widziałem dwa, o których chodziły na mieście pogłoski, że właśnie tam policja używa najwięcej przemocy, aczkolwiek wciąż nie mogę tego zweryfikować.

Niedaleko centrum handlowego Riga powstała barykada i zgromadziło się około 5 tysięcy demonstrantów, ale tam początkowo milicji nie było w ogóle. Protest był w pełni pokojowy, kierowcy samochodów i autobusów stali w długim korku, wyrażali solidarność z protestem, pełno było biało-czerwono-białych flag i krzyków „Żywie Biełaruś!”, rozmawiano ze sobą. Nie było żadnej agresji czy aktów jakkolwiek chuligańskich.

Sierakowski wśród protestujących: W Białorusi pękła bariera strachu

Tam usłyszałem, że głównym teatrem wydarzeń jest stacja metra Puszkinskaja, położona dość daleko od centrum. Przeszedłem w jej kierunku 2–3 km, a potem zatrzymałem samochód – dziś w Mińsku to najlepszy sposób poruszania się, bo na hasło „żurnalist iz Polszy” każdy zawiezie cię wszędzie bez mrugnięcia okiem. Pojechałem w kierunku stacji metra trasą przypominającą labirynt, bo wiele ulic było poblokowanych przez milicję. Dojechałem do długiego korka samochodów, który dochodził aż do stacji Puszkinskiej. Żeby do niej dotrzeć, trzeba było przejść 2 km wzdłuż sznura samochodów wraz z demonstrantami. Udało mi się dotrzeć do czoła demonstracji, ludzie stworzyli tam szyk, po drugiej strony stały zwarte szeregi OMON-u. Co istotne, inaczej już wyglądające niż w czasie niedzielnych demonstracji. Tamci mieli tarcze i długie pałki, ci mieli broń długolufową.

Podawajcie dalej. Ominąłem blokadę netu. Metro Puszkinskaja dziś w nocy.

Opublikowany przez Sławomira Sierakowskiego Wtorek, 11 sierpnia 2020

Za nimi stało wiele wozów opancerzonych. Bardzo długo strzelali tylko pojedynczo, punktowo, np. w kierunku przystanku autobusowego, najprawdopodobniej nabojami hukowymi. Ze względu na akustykę miejsca, a więc otoczenie placu budynkami, dawało to szalenie głośny, niepokojący efekt. Wydawało się, że tak jak dzień wcześniej chodzi im o przestraszenie ludzi i wypchnięcie ich z placu, choć jednocześnie stale do tego miejsca dojeżdżały karetki.

W pewnym momencie, po jakiejś godzinie, bez żadnego ostrzeżenia OMON ruszył na demonstrantów. Dotychczas praktyka była taka, że rzucali granaty hukowe i rozbłyskowe, a potem poruszali się szykiem zwartym, zajmując kolejne części placu. Tym razem z zaskoczenia ruszyli sprintem, strzelając i biegnąc w stronę kilku tysięcy demonstrantów, którzy zaczęli uciekać. To wszystko działo się w terenie zabudowanym, gdzie po czterech stronach skrzyżowania stoją czteropiętrowe bloki – dość łatwo trafić tam człowieka, ale jeszcze łatwiej doprowadzić do paniki i sytuacji, w której tłum się może zacząć tratować.

Strzelali cały czas, w trzech długich seriach do tłumu. Uciekając razem z innymi, zdołałem wejść wraz z dwiema spotkanymi na dole dziewczynami do ich mieszkania w jednym z bloków. Potem obserwowałem wydarzenia przez okno z trzeciego piętra. Widziałem cały czas punktowe rozbłyski wystrzałów. Potem, kiedy na miejscu zostały tylko pojedyncze osoby, grupy omonowców zaczęły chodzić pod naszym blokiem i strzelać do poszczególnych osób. Na swych strzelbach mieli zamontowane latarki, którymi namierzali cele, mierzyli też nimi po otwartych oknach. Na moich oczach trafili jednego motocyklistę, złapali też jedną dziewczynę – na szczęście niemal natychmiast ją wypuścili, pozwalając przejść do bloku. Z czasem słychać było coraz więcej sygnałów karetek.

W poniedziałek widać było, że służbom nie chodzi już o to, by po prostu zająć teren protestu czy uniemożliwić demonstrację, lecz żeby wśród demonstrantów byli ranni i poszkodowani. Żeby ich, krótko mówiąc, trafić, iluś pobić, do iluś strzelić. Po rozproszeniu demonstracji trwało przeczesywanie terenu osiedla i zapewne następnych, z premedytacją wyłapywano ludzi lub do nich strzelano. Zachowanie państwa przestało być defensywne, chodziło tu o przykładne ukaranie społeczeństwa, o trafienie tylu ludzi, ilu się da. Strzelali do nas jak do kaczek.

W nocy łusek na podwórku mogliśmy znaleźć dowolną liczbę, rano próbowano je posprzątać, mimo to kilka znalazłem. Ich zdjęcia i filmy wstawiam w miarę możliwości ominięcia blokady sieci na mojego Facebooka. Nie umiem dziś powiedzieć, czy pochodzą z gumowych nabojów, czy hukowych, znalazłem ich kilka rodzajów, wiem natomiast, że na białych łuskach jest napisane Made in Poland. Nie wiem, jak to jest możliwe, że dyktator rządzący krajem brutalnie od 26 lat, że reżim, na który nakładamy sankcje, strzela do własnego społeczeństwa amunicją pochodzącą z Polski. Białorusinów, ale także zagranicznych dziennikarzy, trafiano pociskami wyprodukowanymi między innymi w naszym kraju.

Fot. Sławomir Sierakowski
Fot. Sławomir Sierakowski

To sytuacja domagająca się natychmiastowego wyjaśnienia przez rząd. Polsce grozi międzynarodowa kompromitacja, ale jeszcze bardziej kompromitacja w oczach Białorusinów, którzy zbierają sobie z ulic łuski Made in Poland w tym czasie, gdy nasz szef MSZ czy prezydent wydają kolejne podniosłe oświadczenia.

Edit: Po dodatkowej konsultacji wiemy już, że znalezione przez Sławomira Sierakowskiego łuski to elementy nabojów hukowo-błyskowych ONS-2000, produkcji FAM Pionki. 

Załączam więcej zdjęć pocisków z Polski. Już wiemy, że te poniżej są hukowe, mimo to w dalszym ciągu niebezpieczne. I…

Opublikowany przez Sławomira Sierakowskiego Wtorek, 11 sierpnia 2020

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij