Świat

Opielka: Biskupi nie są nietykalni

Niemiecki biskup Tebartz-van Elst został wysłany przez papieża Franciszka na urlop na czas nieokreślony. Dlaczego? Bo był rozrzutny.

Podobnej afery w niemieckim Kościele katolickim jeszcze nie było.

Biskup Limburga Franz-Peter Tebartz-van Elst nigdy nie stronił od pompy i luksusu. W ubiegłym roku na jaw wyszła jego podróż do Indii pierwszą klasą. W rozmowie z tygodnikiem „Der Spiegel” Tebartz-van Elst najpierw przyznał, że leciał klasą biznesową. Później tłumaczył, że ponieważ Hindusi od dawna czekali na jego wizytę, byłoby nie w porządku, gdyby przybył do nich zmęczony po locie. Już po tej sprawie zawrzało.

Prawdziwego rozmachu historia ta nabrała jednak w ostatnich tygodniach, gdy wyszło na jaw, że budowa nowej siedziby biskupiej w Limburgu pochłonie ponad 30 milionów euro, a nie, jak wstępnie zakładano, 2,5 miliona. Dodatkowe koszty w głównej mierze, choć nie tylko, spowodowały liczne dodatkowe życzenia biskupa i zmiany wstępnej koncepcji. Życzenia te nie dotyczyły wyłącznie części publiczno-sakralnej nowej siedziby, ale także prywatnego mieszkania biskupa. Pod presją publiczną Tebartz-van Elst zgodził się na otwarcie pokaźnego gmachu – i to jeszcze bardziej go pogrążyło. Okazało się m.in., że wanna biskupa kosztowała 15 tysięcy euro, a jego mieszkanie jest luksusowe. Do tego diecezja przez lata ukrywała rosnące koszty budowy.

Krytyka w niemieckich mediach, od lewej do prawej strony, była druzgocąca. Parafianie i bliscy współpracownicy biskupa coraz bardziej się od niego dystansowali. W akcie rozpaczy Tebartz-van Elst udał się do Rzymu do papieża Franciszka. Ten po rozmowie z biskupem oraz przewodniczącym niemieckiego episkopatu Robertem Zollitschem nakazał, aby Tebartz-van Elst do czasu wyjaśnienia sprawy opuścił swoją diecezję. Hierarchowie niemieckiego Kościoła wyraźnie odżegnują od Tebartz-van Elsta. Niektórzy pośrednio nakłaniali go do dymisji. Kościelna komisja bada sprawę malwersacji.   

Ale to nie koniec. Media zaczęły wnikliwie prześwietlać finanse Kościoła katolickiego. W głównych wiadomościach Niemcy i Niemki dowiadują się, jak bogaty jest Kościół w Niemczech – i że bogactwo to jest nie do końca jawne. Jego dochody składają się w dużej mierze z podatków, które niemiecki fiskus ściąga od wiernych (katolików i ewangelików) i przekazuje Kościołom. W 2012 r. Kościół katolicki otrzymał z tego tytułu ok 5,2 mld euro, kościół ewangelicki zaś ok. 4,6 mld euro. Dodatkowo państwo bezpośrednio opłaca pensje biskupów i arcybiskupów (niezależnie od podatku kościelnego), a te nie są niskie: pensja arcybiskupa to 12 tysięcy euro miesięcznie. Kościół katolicki posiada cenne nieruchomości, banki i akcje, ale nie ujawnia wszystkich swych zasobów.

Gdy tygodnik „Spiegel” w 2010 r. poprosił 27 katolickich diecezji o podanie stanu majątku, aż 25 z nich odmówiło.

Państwo niemieckie i poszczególne landy do dziś obciążone są odszkodowaniami, które płacą za odebrane Kościołom w 1803 r. posiadłości. Napoleon dołączył wówczas kościelne księstwa do księstw świeckich. Co roku landy (oprócz Bremy i Hamburga) przelewają na ten cel blisko 500 mln euro. Dzisiejszy majątek Kościoła katolickiego w Niemczech politolog Carsten Frerk szacuje na 270 mld euro.      

Czy sprawa limburskiego biskupa coś zmieni? W finansowej strukturze i stanie posiadania Kościołów zapewne nie. Ale niektórzy niemieccy politycy zaczynają żądać od nich większej jawności finansowej. Reagują też wierni (i podatnicy): diecezja w Limburgu i inne odnotowują wzmożenie wypisów z Kościoła, a kościelna organizacja charytatywna Caritas otrzymuje znacznie mniej datków niż dotychczas.

Rozpaczliwa podróż biskupa do papieża Franciszka ujawniła też brak osobistej odwagi i poczucia indywidualnej odpowiedzialności u katolickich hierarchów. Tebartz-van Elst sam mógł zaproponować, że ustąpi z urzędu, ale wolał zepchnąć trudną decyzję na Franciszka. Ten zaś wybrał rodzaj kompromisu: nie mógł utrzymać status quo w Limburgu, bo to postawiłoby duży znak zapytania przy praktykowanej przez niego polityce skromności.

W Limburgu całkiem poważnie dyskutuje się o przekształceniu niedoszłej rezydencji w ośrodek dla uchodźców. „Smród pieniędzy musi stąd zniknąć”, mówi jeden z przedstawicieli Kościoła.

Sprawa niemieckiego biskupa to ważne przesłanie dla całego Kościoła katolickiego i jego głównych reprezentantów – okazuje się, że także ci najwyżsi w hierarchii nie są nietykalni i mogą ponosić konsekwencje swoich czynów. Również tych, które nie stanowią wykroczeń w sensie prawnym. Bo prawdopodobnie nie były takim wykroczeniem ogromne koszty biskupiej rezydencji w Limburgu, choć prokuratura właśnie sprawdza, czy Tebartz-van Elst nie dopuścił się malwersacji.

Inna sprawa, że nawet za wykroczenia moralne i niszczenie zaufania do instytucji Tebartz-van Elst nie utraci biskupiej posady ani święceń. Choćby nawet został odsunięty na ciche peryferia kościelnej mapy świata.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Opielka
Jan Opielka
dziennikarz i publicysta
Publicysta piszący dla niemieckojęzycznych i polskich mediów, były stały korespondent z Polski dla dzienników niem. Frankfurter Rundschau i Berliner Zeitung.
Zamknij