Świat

Oto najszybsza deforestacja świata, o której nigdy nie słyszeliście

chaco-paragwaj

Z nie do końca zrozumiałych powodów światowe media przyjęły stadion piłkarski za standardową miarę wylesiania. Mówią: w brazylijskiej Amazonii wycina się tyle a tyle stadionów dziennie.

O Amazonii wspominam nie bez powodu. Podobnie jak rewolucyjny Che Guevara przebojem wdarł się na nadruki koszulek sprzedawanych w najdroższych centrach handlowych, tak i dbałość o florę Brazylii świetnie zadomowiła się w bibliach marketingu: w końcu nic tak nie poprawia wizerunku firmy jak ratowanie amazońskich lasów. I nie żeby niszczycielski proces się przez to zatrzymał, ale ktoś tam od czasu do czasu pojedzie, zaprotestuje, książkę napisze, zrobi zdjęcie i zgarnie nagrody. Ba, Centrum Pulitzera przeznacza obecnie przeszło 5 milionów dolarów na prace dotyczące lasów deszczowych. Rainforest się sprzedaje, w rainforeście rośnie kawa, kakao i latają kolorowe ptaki.

Świat walczy z dwutlenkiem węgla, a mafie dalej rabują amazoński las

czytaj także

Świat walczy z dwutlenkiem węgla, a mafie dalej rabują amazoński las

Robert Muggah, Adriana Abdenur i Ilona Szabó

Chaco to drugi największy las Ameryki Południowej i jedyny – obok Amazonii – region, gdzie nadal istnieją niewielkie grupy ludności rdzennej (konkretnie chodzi o Ayoreo) nieskomunikowane z nami: internetem, iPhonem i coca-colą.

Ale Chaco sprzedaje się gorzej. Suche lasy podzwrotnikowe na zdjęciach wypadają blado, ich potencjał turystyczny można określić jako niski, a słodkawa mąka z ziaren drzewa karobowego nie trafia codziennie do sieciowych kawiarni na całym świecie. W związku z tym w Chaco można ciąć puszczę i lasy do woli, bo i tak nikt się tym nie zainteresuje. I nie jakieś tam stadiony piłkarskie, tylko całe cztery Księstwa Monako dziennie.

deforestacja-chaco-paragwaj-wojciech-ganczarek (1)
Fot. Wojciech Ganczarek

Nowi władcy ziemi

Ceny ciągle bardzo niskie: można zejść nawet do 200 dolarów za hektar. To dużo więcej niż jeszcze 20 lat temu, ale ciągle grosze w porównaniu z sytuacją we wschodniej części kraju, gdzie kwadrat pola sto na sto metrów kosztuje nawet kilkaset tysięcy złotych.

W suchym paragwajskim Chaco, zajmującym blisko 60% powierzchni kraju, mieszka jedynie 2% populacji. W wilgotnym wschodnim regionie wrze walka o ziemię, bo aż 85% paragwajskich pól należy do 2% posiadaczy, a wskaźnik nierówności Giniego dla własności ziemi jest najwyższy na świecie. Obecna inwazja, jaką przeżywa Chaco, tylko powiększa te wskaźniki. Ziemia, choć tania, sprzedawana jest hurtowo na anglojęzycznych stronach internetowych pośrednictwa w handlu nieruchomościami, w działkach po trzy, pięć czy dziesięć tysięcy hektarów. Z tego wychodzą już kwoty nie na każdą kieszeń, a na pewno niedostępne dla zubożałego paragwajskiego chłopstwa.

Nerry Chamorro z organizacji pozarządowej Guyrá Paraguay, która monitoruje sytuację ziemi w paragwajskim Chaco, ocenia, że blisko 90% terenów sprzedawanych w ostatnich latach w Górnym Paragwaju trafia w ręce Brazylijczyków. Urugwajczycy mają w sumie 2 miliony hektarów, czyli 5% powierzchni kraju, a Argentyńczycy nie zostają daleko w tyle. Nawet George Bush – tak, ten sam George Bush – miał kupić sobie skromne ranczo na 400 kilometrów kwadratowych: nieco więcej niż wynosi powierzchnia powiatu legionowskiego, nieco mniej od Księstwa Andory.

Fot. Wojciech Ganczarek

Były drzewa, jest mięso

Gdy nieco ponad pół wieku temu, w 1954 roku, władzę w Paragwaju objął Alfredo Stroessner, nikt nie podejrzewał, że to początek blisko 35-letniej, najdłuższej dyktatury w historii Ameryki Południowej. Stroessner był wojskowym, generałem, a do tego zagorzałym konserwatystą i oddanym przyjacielem Stanów Zjednoczonych, a przez to: przeciwnikiem komunistów. Generał obawiał się, że komunistyczna partyzantka wkrótce pozbawi go władzy. A gdzie się kryje partyzantka? Wiadomo: w puszczy. Puszcza była problemem, więc puszczę wycięto.

W latach siedemdziesiątych Stroessner otwiera granicę i zaprasza do kraju zubożałych rolników z południowej Brazylii, którzy zalewają wschodni Paragwaj i konsekwentnie wylesiają region. Także w tamtych czasach do kraju trafia Brazylijczyk Tranquilo Favero. Dziś znany jest w Paragwaju jako król soi, jej największy producent, ale niewielu pamięta, że drugą z głównych aktywności Favero była i pozostaje deforestacja. Brazylijczyk oferował farmerom usługę przygotowania ziemi pod uprawę, czyli, jak to się mówi w regionie, czyszczenia lasu. Farmer rozsiewał soję i, jeśli żniwa szły dobrze, płacił gotówką. Jeśli szły źle, Favero przejmował ziemię – nie tracił nigdy. Dziś to samo robi w Chaco.

I to nie jest żadna wiedza sekretna: w każdym momencie możesz otworzyć aplikację z mapami opartymi na zdjęciach satelitarnych (jak Google Maps) i odnaleźć Paragwaj. Na lewo od rzeki dzielącej kraj na pół zobaczysz zielony obszar z poszarpaną żółtą plamą pośrodku i chaotyczną chmurę mniejszych żółtych plamek naokoło. Kiedy przyjrzysz się im z bliska, zdasz sobie sprawę, że o żadnym chaosie nie ma mowy. Kanciaste świeżo wylesione działki defilują z żelazną regularnością w identycznych odstępach, przypominając bardziej układy scalone komputera niż dzikie serce egzotycznego kontynentu.

deforestacja-chaco-paragwaj
Deforestacja paragwajskiego regionu Chaco. Fot. NASA, CC

Wszystko jest już gotowe, musisz tylko wybrać, który prostokącik podoba ci się najbardziej, przywieźć krowy – najlepiej rasy Brangus: szybko się tuczą i utrzymują dobrą cenę na rynkach międzynarodowych – i zacząć liczyć zyski. Tak, bo niewielki Paragwaj to obecnie ósmy eksporter wołowiny na świecie.

Wracając do prostokącików: mówimy o figurach o dość sporych rozmiarach, tysiąc na dwa tysiące metrów na przykład. Właśnie tyle wynosi powierzchnia Księstwa Monako.

Nowa wspaniała pustynia

Codziennie odpala się hałaśliwe silniki diesla wielkich maszyn podobnych do spychaczy i zwala jedno po drugim ostatnie drzewa paragwajskiego Chaco. Kierowcy siedzą w kabinach przypominających klatki: grube żelazne pręty chronią przed uderzeniami kolczastych pni i gałęzi, które spadają im na głowy. Zwierzęta uciekają lub umierają zgniecione: jaguary, węże, pancerniki.

Drzewa przerabia się na węgiel i wysyła do europejskich supermarketów, ziemię przeznacza na wypas. W skrócie: Chaco umiera na rzecz weekendowego grillowania w krajach rozwiniętych.

deforestacja-chaco-paragwaj-wojciech-ganczarek (6)
Fot. Wojciech Ganczarek

I to nie jest jakaś tam tania historia, że Chaco rzeczywiście przestanie istnieć. Las Atlantycki, ciągnący się niegdyś przez terytorium Brazylii, wschodniego Paragwaju i północnej Argentyny, dziś znajdziemy już tylko w Wikipedii. Przy obecnym rytmie wylesiania – od 400 do nawet 1600 hektarów dziennie; dwa do ośmiu Księstw Monako – paragwajskie Chaco zniknie w pół wieku.

Fot. Wojciech Ganczarek

Katastrofa jest bardzo realna i bardzo bliska, a jednak – i w przeciwieństwie do Amazonii – zainteresowanie tematem pozostaje znikome. Mówimy o jednym z najszybszych współcześnie procesów wylesiania na kuli ziemskiej, a jakoś tak „nikt nic”. I może najmniej w samym Paragwaju, gdzie mieszkańcy wschodniej części kraju dalej wierzą w wizję Chaco – dziewiczej ziemi niczyjej, a prasa nie wspomina o sprawie ani słowem (podobnie zresztą jak o gigantycznym wzroście zachorowań na raka w regionach uprawy transgenicznej soi przy użyciu glifosatu).

I trudno się dziwić: generał Stroessner został co prawda odsunięty od władzy w lutym 1989 roku, ale jego partia – Partido Colorado – rządzi krajem do dziś (z krótką przerwą na centrolewicowego Fernando Lugo w latach 2008–2012, obalonego w cichym zamachu stanu, tzw. soft coup). Obok Brazylijczyków, Urugwajczyków i George’a Busha to właśnie nomenklatura partyjna – byli i obecni prezydenci, generałowie, senatorzy, przewodniczący – należy do największych właścicieli ziemskich w Chaco. I nie jest im na rękę, by ludzie wiedzieli, co się w tym Chaco dzieje.

Dwa lata temu świat obejrzał film Chaco – obraz Daniele Incalcaterry i Fausty Quattrini z efektownymi obrazami wylesionego regionu sfilmowanymi z lotu ptaka.

O sprawie – w ograniczonym zakresie – wspominają też moi rozmówcy w niezależnej produkcji Soy paraguayo.

W stołecznej Asunción deforestację Chaco śledzi wspomniana już Guyrá Paraguay, wspierany przez Fundację im. Róży Luksemburg instytut BASE IS i niezależne centrum studiów Heñoi, ale zakres oddziaływania tych organizacji jest bardzo ograniczony.

Według badań Davida Wrighta z Narodowego Uniwersytetu Seulskiego pustynia na Saharze mogła powstać przy czynnym udziale człowieka: wypas zwierząt w Afryce Północnej ograniczył znacznie florę regionu, co z czasem doprowadziło do ograniczenia opadów i postępującej erozji. W Chaco opady, choć niskie, wciąż co roku wypełniają koryta rzek okresowych, ale drzew jest już coraz mniej, a bydło nie pozostawia ziemi więcej niż krótko wystrzyżone, pożółkłe trawy. Położenie też sprzyja tej posępnej drodze: na tej samej szerokości geograficznej co Paragwaj znajduje się pustynia Kalahari i wielkie pustynie Australii.

Wkrótce paragwajskie Chaco może przypominać jedno z państw Zatoki Perskiej, tyle że bez zatoki i bez ropy naftowej.

Fot. Wojciech Ganczarek

**
Wojciech Ganczarek — fizyk i matematyk, od 2013 roku w podróży po Ameryce Łacińskiej, autor filmu dokumentalnego Soy paraguayo i bloga fizyk-w-podrozy.blogspot.com. Jest autorem książki Upały, mango i ropa naftowa. Publikuje w „Tygodniku Przegląd”, „Magazynie Kontakt” i magazynach podróżniczych.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij