Świat

Boliwia: zastygła rewolucja?

Osiągnięcia Evo Moralesa bronią go w oczach wielu Boliwijczyków, ale czy to wystarczy, by wygrał konstytucyjne referendum?

Pięć godzin i 47 minut. Tyle trwało przemówienie, którym Evo Morales świętował dziesiątą rocznicę objęcia urzędu prezydenta Boliwii. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, będzie miał jeszcze wiele okazji do podobnych przemówień.

21 lutego Boliwijki i Boliwijczycy zadecydują w referendum o zmianie konstytucji, która znosi limit dwóch kadencji prezydenta. Dzięki temu stojący na czele Ruchu na rzecz Socjalizmu (MAS) Evo Morales i jego wiceprezydent Álvaro García Linera będą mogli w 2019 roku ubiegać się o trzecią już reelekcję i przedłużyć swoje rządy do 2025 roku.

Swoje pierwsze wyborcze zwycięstwo Morales, plantator koki, który został pierwszym tubylczym prezydentem Boliwii, oraz García Linera, intelektualista i dawny partyzant, wywalczyli jeszcze w 2005 roku, pod rządami starej konstytucji. Argentyński socjolog Atilio Borón twierdzi, że wybór ten dał początek nowej Boliwii, która pogrzebała stare kolonialne, rasistowskie i elitarystyczne państwo.

Dziś, dziesięć lat później, mimo utrzymania rewolucyjnej retoryki, czas wielkich reform zdaje się dobiegać końca. O co więc walczy Evo?

W zachęcającej do głosowania w referendum na „tak” rządowej przeróbce zwiastuna najnowszej części Gwiezdnych wojen Morales jako Finn i García Linera jako Han Solo bohatersko walczą o lepszą przyszłość przeciwko ciemnym siłom przeszłości, zacofania, biedy i zła – symbolizowanym przez byłego neoliberalnego prezydenta Gonzalo Sáncheza de Lozada, zwanego po prostu „Goni”, . Morales uczynił z referendum plebiscyt i de facto postawił znak równości między „procesem zmian” zapoczątkowanym powstaniami ludowymi z początku lat 2000 a swoją osobą.

Nie ulega wątpliwości, że pod rządami Moralesa Boliwia przeszła rewolucyjne wręcz przemiany. Od 2006 roku gospodarka doświadczyła niespotykanego wcześniej boomu i rosła średnio o ponad 5% w skali roku, co w efekcie przyniosło potrojenie produktu krajowego brutto. Dzięki nacjonalizacji złóż paliw kopalnych i renegocjacji umów zawartych przez poprzednie rządy z międzynarodowymi koncernami wydobywczymi, przy jednoczesnym wzroście cen surowców na rynku światowym, zwiększono budżet państwa o kilkaset procent. Za sprawą aktywnej polityki redystrybucyjnej, programów społecznych i ambitnych programów infrastrukturalnych – jak choćby systemowi kolei linowej miedzy La Paz i El Alto – skutki wzrostu odczuły nie tylko elity, ale przede wszystkim najbiedniejsi.

Milion Boliwijek i Boliwijczyków zasilił szeregi klasy średniej, a poziom skrajnego ubóstwa obniżono o ponad połowę.

Morales odmienił Boliwię także – a może przede wszystkim – politycznie. Po trwającej kilka dekad walce ruchów tubylczych i ludowych o uzyskanie realnego wpływu na losy swojego państwa udało się w dużej mierze włączyć do życia politycznego dotychczas zmarginalizowane grupy. Dziś, aby brać udział w procesie politycznym, nie trzeba być już białym mężczyzną z wyższym wykształceniem. Podobnie jak w Wenezueli, Brazylii czy Ekwadorze na scenę polityczną wkroczyli nowi obywatele, którzy po raz pierwszy mogli nie tylko głośno artykułować swoje potrzeby, ale także mieli możliwość ich egzekwowania.

„Największym osiągnięciem Evo Moralesa jest to, że osiągnął, co osiągnął, z taką twarzą i takim poziomem wykształcenia. Większość ludności tubylczej, która wcześniej czuła się gorsza, teraz nie wstydzi się mówić: jestem piękna, jestem silna, jestem inteligentna”, przyznaje Silvia Rivera Cusicanqui, aktywistka tubylcza i historyczka, a jednocześnie dawna stronniczka i obecna krytyczka Evo.

Zdaje się, że przemiany kulturowe oraz społeczne, a także wzrost świadomości politycznej osiągnęły już point of no return, który wyklucza powrót do neoliberalnej i rasistowskiej polityki sprzed Moralesa. Dotyczy to nie tylko tubylczej klasy średniej i wyższej. W Boliwii już nawet dzieci wiedzą, że mają prawa, mogą ich bronić i mają prawo rozliczać rząd z ich egzekwowania.

Dodatkowo Moralesowi udało się zaprowadzić niespotykaną w dziejach Boliwii stabilizację polityczną. W 2008 roku uporał się z ruchami autonomicznymi w czterech regionach tworzących bastion konserwatywnych elit zwany Media Luna, w styczniu 2009 roku w ogólnokrajowym referendum zatwierdzono projekt nowej konstytucji, wreszcie pod koniec 2009 roku odniósł przygniatające zwycięstwo wyborcze, pogrążające i tak już słabą opozycję w trwającym po dziś dzień kryzysie. Według Garcíi Linery zakończył się wówczas ostatni etap walki o hegemonię i wprowadzenie modelu postneoliberalnego: „punkt zwrotny, po którym kryzys państwa zostaje rozwiązany poprzez serię konfrontacji, które albo ustalają nowe, albo odbudowują stare”. W wypadku Boliwii zwyciężyć miało oczywiście nowe.

Czy jednak reformy wprowadzone przez Moralesa po 2006 roku rzeczywiście były radykalną alternatywą dla neoliberalizmu i całkowicie odmieniły Boliwię?

Krytycy Moralesa wskazują, że o ile w pierwszym okresie jego rządów ruchy społeczne i tubylcze skupione pod egidą MAS (organizacją parasolową zrzeszającą szereg organizacji polityczno-społecznych) faktycznie miały decydujący wpływ na politykę rządu, to w późniejszym okresie władza coraz bardziej skupiała się w rękach Moralesa. „Są setki Moralesów, którzy mogliby zająć jego miejsce”, cytuje jednego z przywódców chłopskich z okresu początków rządów MAS Huascar Salazar Lohman. Dziś okazuje się, że Evo jest tylko jeden, i nie ma na horyzoncie nikogo, kto mógłby go zastąpić.

Osłabieniu i wewnętrznemu rozbiciu opozycji towarzyszyła konsolidacja i wzmocnienie konserwatywnego skrzydła w ramach rządzącego ugrupowania. Mimo radykalnej retoryki Morales nie zamknął bowiem całkowicie drzwi przed przedstawicielami dawnej elity, pogodził się także z częścią wierchuszki gospodarczej z nizinnego Media Luna. Jednocześnie doszło do marginalizacji bardziej radykalnych ruchów lub wręcz wypchnięcia ich poza nawias MAS.

Wszystko to skutkowało obraniem bardziej „pragmatycznego” kursu, który według Petera Stracka niewiele różni się od programu realizowanego w wielu miastach przez socjaldemokratycznych burmistrzów, a nawet przedstawicieli opozycji w niektórych departamentach. Rafael Archondo, dawny towarzysz Moralesa, piastujący do 2012 roku stanowisko ambasadora Boliwii przy ONZ, krytykuje prezydenta za porzucenie ambitnego, rewolucyjnego projektu systemowych zmian i zadowolenie się jedynie wprowadzeniem „regulowanego kapitalizmu”. Według niego Boliwia kroczy zachodnim modelem modernizacji i porzuca ideały, które wyniosły MAS do władzy i leżą u podstaw konstytucji z 2009 roku.

W istocie trudno pogodzić ideały buen vivir, czyli wywodzącej się z wierzeń tubylczych idei dobrego życia w zgodzie z Matkę Ziemią, Pachamamą, z gospodarką opartą na wydobywaniu surowców naturalnych. Tym bardziej, że poszkodowanymi ambitnych projektów wydobywczych czy infrastrukturalnych są w pierwszej kolejności najbiedniejsi – drobni rolnicy czy rybacy, którzy najsilniej odczuwają zniszczenia lokalnych ekosystemów. Podobnie jednak jak prezydent Ekwadoru Rafael Correa, który mówi, że nie będzie ratował lasu tropikalnego kosztem życia ludzi, Morales i García Linera podkreślają, że ekstraktywizm jest podstawą walki z ubóstwem.

Podobnie rzecz się ma z prawami tubylczymi, w wielu przypadkach nierozerwalnie związanymi z ochroną środowiska naturalnego. Kryzys, który wybuchł w 2011 roku wokół budowy autostrady przez park narodowy i terytorium tubylcze Isiboro Sécure (TIPNIS), ukazał wybiórczość, z jaką władze podchodzą do praw rdzennych mieszkańców. Kontrowersje wokół zbytniej uległości organizacji tubylczych wobec prezydenta doprowadziły do podziałów w ramach całego lewicowego ruchu tubylczo-ludowego.

Jeffery R. Webber na łamach Jacobin Magazine zwraca uwagę, że wbrew temu, co pisze w książce Las tensiones creativas de la revolución García Linera, w ramach rewolucji boliwijskiej dochodzi obecnie nie tylko do kreatywnych tarć (w trakcie drugiej kadencji Moralesa w latach 2009-2014 miały miejsce więcej niż 2 demonstracje dziennie), które pchałyby „proces zmian” do przodu, lecz również do „polowań na heretyków”.

Krytyczni wobec rządu liderzy ludowi – podobnie jak lewicowi intelektualiści popierający wcześniej MAS – znaleźli się na celowniku rządu i z sojuszników stali się przeciwnikami, których należy zwalczać na równi z prawicą.

Jednak mimo tej krytyki i ostatnich protestów, które zakłóciły m.in. obchody słynnego karnawału w Oruro, Morales cieszy się ciągle wysokim poparciem, a osiągnięcia ostatnich dziesięciu lat bronią go w oczach wielu Boliwijczyków. Jednocześnie bardzo aktywna, wręcz agresywna kampania referendalna pokazuje, że rząd spodziewa się, że trudno będzie osiągnąć rezultat zbliżony do wyników wyborów w 2014 roku, w których Morales uzyskał ponad 60-procentowe poparcie. Ostatnie sondaże pokazują, że siły zwolenników i przeciwników rozłożone są mniej więcej po równo.

„Znam bardzo dobrze historię mojego państwa. Wiem, że to stanie się znowu. Przywódcy oddalą się od korzeni, różnice będą rosły i rosły, aż w pewnym momencie ruchy oddolne znowu się zejdą i… bum! Wyrzucimy Evo na śmietnik!”, mówi Silvia Rivera Cusicanqui. Czy ten moment już nadszedł? Raczej nie. Nawet jeśli Morales miałby przegrać referendum, to przed nim jeszcze cztery lata prezydentury. Dlatego być może ważniejsza niż sam wynik referendum będzie debata o przyszłość „procesu zmian”. Mimo słabości opozycji Morales nie może bowiem pozostać głuchy na głosy krytyków. Tylko wtedy możliwe będzie tchnięcie nowej, emancypacyjnej energii w zastygłą nieco już rewolucję.

***
Adam Traczyk jest prezesem think-tanku Global.Lab

**Dziennik Opinii nr 50/2016 (1200)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Adam Traczyk
Adam Traczyk
Dyrektor More in Common Polska
Dyrektor More in Common Polska, dawniej współzałożyciel think-tanku Global.Lab. Absolwent Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Studiował także nauki polityczne na Uniwersytecie Fryderyka Wilhelma w Bonn oraz studia latynoamerykańskie i północnoamerykańskie na Freie Universität w Berlinie.
Zamknij