Po każdej takiej chybionej akcji powinni wysyłać polskim władzom po bukiecie.
Jak bardzo szkodliwe są dopalacze? Tak naprawdę trudno powiedzieć. Popularny ostatnio Mocarz pewnie dużo bardziej niż alkohol i heroina. Oto infografika, która pokazuje skalę szkód powodowanych przez poszczególne substancje psychoaktywne – indywidualnych, zdrowotnych, społecznych. To wyniki badań przeprowadzonych przez brytyjskiego psychiatrę i psychofarmakologa Davida Nutta. Opublikowano je w poważanym magazynie „Lancet” w 2010 roku.
Od tego powinniśmy zaczynać dyskusję o tzw. dopalaczach i narkotykach. A następnie wyciągać wnioski, jaką politykę prowadzić względem substancji psychoaktywnych. Czy wojna z narkotykami może być skuteczna? Możemy przyjrzeć się takim krajom jak Portugalia, Czechy, Szwajcaria czy Boliwia. Dlaczego nie karzą już za posiadanie substancji na własny użytek?
„Ci głupi ludzie, którzy biorą narkotyki”
Takiej rozmowy o używaniu substancji u nas jednak nie ma. Kiedy raz na jakiś czas do głównych wydań serwisów informacyjnych trafiają narkotyki, nikomu nie chce się zgłębiać tematu. Ludzie w szpitalu, bo – głupi – potruli się jakimś świństwem, które zdobyli legalnie albo na czarnym rynku. Trzeba szybko poszukać winnych i przypomnieć, że najlepiej by było, gdybyśmy żyli w psychoaktywnej ascezie. Kto ma czas na długie rozmowy z ekspertami o bardziej złożonych aspektach zażywania narkotyków, związanych z ekonomią czy zdrowiem publicznym, gdy życie iluś osób jest zagrożone? Uruchamiają się potężne emocje.
I dobrze. Niech ten temat emocjonuje.
Ale od dziennikarzy wymagamy jednak, żeby potrafili też rzeczowo rozmawiać. Ucinali cyniczne wywody partyjnych komentatorów. Zadawali problematyzujące sprawę pytania, zamiast powtarzać mantrę, że narkotyki są złe.
Powiedzmy to jeszcze raz: ludzie zawsze używali, używają i będą używać substancji psychoaktywnych. Z różnych powodów. I nic tego nie zmieni. Nie ma skończonej puli substancji, które można wykorzystać do odurzenia się. Nie stworzymy ich jakiejś „ostatecznej” listy. I nie będziemy w końcu bezpieczni. Zaakceptowanie tych dwóch faktów jest kluczowe, żeby zauważyć mniej oczywiste rozwiązania niż zakaz i kara.
Jak ułatwić życie policjantom
Co właściwie wydarzyło się w sobotę rano, gdy wybuchł kolejny dopalaczowy armagedon? Gdybym był policjantem, pewnie byłby to dla mnie dzień jak co dzień. Ludzie używają, my ścigamy, czasami kogoś trzeba do szpitala odstawić na płukanie żołądka.
Podczas obrad komisji zdrowia w Sejmie pracownicy policyjnego laboratorium apelowali o uproszczenie pracy funkcjonariuszom. Nikt nie oponował – oprócz Agnieszki Sieniawskiej z Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej. Na czym to „uproszczenie” polega? Policjanci będą teraz mogli na przykład ważyć całe zielsko znalezione przy ludziach na dyskotece – zamiast 0,5 grama kwiatostanu zawierającego THC, będą wykazywać, że było to aż 5 gram, bo z liśćmi i łodygami. A dopalacze? Do listy substancji zakazanych dopisano właśnie 114 kolejnych. Sukces! Policyjne statystyki będą najlepsze w historii. Kolejne proszki i susz do rekwirowania, kolejne osoby do przeszukania. Premia jak nic. I to jeszcze w kulturalnych warunkach, bez biegania. Jakaś walka z narkotykowymi gangami? To chyba tylko w filmach.
Jak ułatwić życie sprzedawcom dopalaczy
Gdybym z kolei był właścicielem sklepu internetowego z tzw. dopalaczami, to z radości po każdej takiej chybionej nowelizacji wysyłałbym wszystkim w parlamencie po bukiecie. Pieniądze odkładają się na koncie w raju podatkowym, drobne lewe interesy do prania kasy w kraju też spokojnie dają radę. Pewnie nie przejąłbym się specjalnie tym, co się dzieje w mediach – serwery mojego sklepu są ulokowane w bezpiecznym miejscu, a siatki magazynów, pocztowych nadawców i dostawców z Chin nikt szybko nie rozwikła. Jakieś leszcze ze Śląska wpadły, ze słabym towarem do ludzi startują. Mam z dziesięciu najlepszych adwokatów w tym kraju. A co tydzień próbki kolejnych nowych substancji bada mi państwowe laboratorium – np. Narodowy Instytut Leków. Porządni naukowcy, szybko stwierdzą, czy dopalacz z nowej dostawy przypadkiem nie zawiera substancji z listy zakazanych. Zamiast legalnej odmiany mefedronu amfetamina – i biznes leży. Jeśli wpadniesz, oczywiście. Musisz dbać o zdrowie swoich klientów. Nie mają się potruć. Mają do ciebie wracać.
„Mnie mocarz nie pokona”
Gdybym był młodym chłopakiem, którego nie stać na tradycyjne narkotyki, jakąś marihuanę z zaufanego źródła, pewnie dalej korzystałbym z najprostszego sposobu na ucieczkę od problemów i rzeczywistości – czyli dopalaczy. Dopóki ich nie wpiszą na jakąś listę, są legalne, nie grozi mi żaden wyrok. Wierzyłbym, że nic mi się nie stanie, że żaden mocarz mnie nie pokona. Zresztą, czy ktoś mi kiedykolwiek powiedział w szkole, jakich negatywnych konsekwencji po zażyciu danych narkotyków mam się spodziewać? Jak zareagować, kiedy ktoś z moich znajomych ma zapaść?
Kto tu wspiera mafię?
Jestem jednak aktywistą z obszaru polityki narkotykowej. Ostatnio nawet myślałem, że jeszcze góra dwa lata, a osiągniemy jakieś minimum racjonalnego i odpowiedzialnego podejścia do zażywania substancji psychoaktywnych w tym kraju. Przebijemy ten narkofobiczny mur. I będzie można zająć się konkretnymi rozwiązaniami. A tu znów rozczarowanie i déjà vu. I wszystko od początku. Po tylu godzinach rozmów, prezentowania badań naukowych, statystyk, dowodzenia, że raczej leczenie, a nie karanie, i raczej ściganie osób odpowiedzialnych za podaż tych substancji, a nie ich użytkowników i uzależnionych.
Kiedy słucham polityków, przedstawicielek służb publicznych, ekspertów sanitarnych, to czuję się jak w złym śnie.
Staram się przekonać, że przecież to wszystko tylko pic, zwykłe cyniczne zarządzanie emocjami społeczeństwa. Wizerunkowe sztuczki w trudnej sytuacji, kiedy potruli się ludzie. Ale te wytłumaczenia mają swoje granice.
Jeszcze w poniedziałek miałem resztki nadziei, że zbierze się zespół z szefową Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i uda mu się zaproponować jakieś sensowne i ciekawe rozwiązania. I co? Cytuję informację prasową MSW: „Służby i instytucje odpowiedzialne za walkę z tym procederem zapowiedziały dalsze działania wymierzone w handel dopalaczami. Opracowane zostaną także nowe programy profilaktyczne skierowane przede wszystkim do dzieci i młodzieży”. Hmmm. Czy przypadkiem już tego nie robiliśmy, zanim ludzie struli się Mocarzem? Już nawet nie upominam się, żeby w takim zespole znalazł się jakikolwiek przedstawiciel strony społecznej. Ale chociaż jeden rozsądny naukowiec, jakaś przedstawicielka instytucji, która bezpośrednio zajmuje się kwestiami związanymi z narkotykami, uzależnieniem?
I ten moment, kiedy słuchasz posła Niesiołowskiego, który oskarża cię, że „namawiasz ludzi do ćpania”. Pośle Niesiołowski, niekaranie za posiadanie to dekryminalizacja, a nie legalizacja. I kto jak kto, ale zwolennik gospodarki rynkowej powinien wiedzieć, że legalizacja wiąże się z regulacjami obrotu, prawda?. Pośle Niesiołowki, tak naprawdę to pan „sprzyja mafii” – parafrazując osławioną wypowiedź posłanki Kempy – swoim dziecinnym uporem, niesłuchaniem argumentów strony przeciwnej i ślepym dążeniem do zakazania wszystkiego oprócz wódeczki.
Czas na zmiany. Prawdziwe, nie pozorowane
W poniedziałek Barack Obama, podpisując prawo łaski dla 46 osób skazanych na więzienie za drobne przestępstwa narkotykowe, przyznał, że dotychczasowa strategia była mało skuteczna.
Kiedy wreszcie zrozumieją to nasi politycy?
Platforma opowiada w mediach o nowelizacji ustawy i o tym, że wprowadza nowy reżim narkotykowy. Muszę was rozczarować – nie robicie nic nowego. Kontynuujecie działania, które nigdzie nie przyniosły pożądanych rezultatów. Zakazujecie i straszycie.
Mamy dla was inną propozycję: tymczasową dekryminalizację posiadania wszystkich substancji psychoaktywnych na własny użytek. Tak na dwa lata. W ramach eksperymentu. Niech policja w tym czasie odpuści ściganie drobnych użytkowników, a energię przeznaczy na rozpracowanie kilku poważnych szajek narkotykowych. I monitorujmy, jak zmienia się sytuacja. Może użytkownicy substancji psychoaktywnych porzucą eksperymenty na własnym zdrowiu i zamiast zażywać dopalacze, wrócą do sprawdzonych i przebadanych tradycyjnych narkotyków: marihuany czy spida? Bo ludzie nie są tacy głupi, jak wam się wydaje; o substancjach psychoaktywnych wiedzą coraz więcej. Widać to na przykład w sondażu dotyczącym wykorzystania marihuany w medycynie.
Mówicie o zmianie reżimu? Właśnie tak to wygląda!