Kultura

Wojna: Ostatnia nadzieja tego świata

Nie mogli przyjąć zaproszenia od Artura Żmijewskiego i przyjechać na 7. Berlin Biennale jako współkuratorzy, bo część z nich jest poszukiwana międzynarodowym listem gończym. Z członkami grupy Wojna o władzy, pieniądzach i sztuce rozmawia Karolina Słowik.

Karolina Słowik: Jak sami definiujecie swoją działalność artystyczną?


Aleksiej Plucer-Sarno: Wszystkie nasze akcje to protest przeciwko likwidacji praw i swobód obywatelskich na całym świecie. Tworzymy protestacyjny street-art. Jesteśmy wolnymi artystami i humanistami.

 

Natalia Sokoł: Ważne dla nas jest to, że w ciągu pięciu lat naszej działalności nie ucierpiał ani jeden człowiek. To nasza podstawowa zasada. Władza zaś, w ciągu tych samych pięciu lat zniszczyła i dalej niszczy w rosyjskich więzieniach tysiące ludzi. I to ta nieludzka i krwawa władza kłamliwie nazywa nas chuliganami i wandalami!

 

Oleg Worotnikow: Robi to oczywiście nie dlatego, że „chuliganimy”, a dlatego, że nasza sztuka – to realny protest przeciw tej samej idiotycznej, faszyzującej władzy. Kiedy nasz litejnyj chuj [na moście Litiejnym w Petersburgu – przyp. red.] stanął przed oknami KGB, władza zrozumiała, że ten gigantyczny 65-metrowy fuck jest adresowany właśnie do niej i że cały świat z niej się śmieje.

 

A. P.-S.: Śmiech, satyra, sarkazm – to straszna broń dla tępego i nieludzkiego policyjnego systemu. 

 

Ale wy przecież cały czas naruszacie społeczne normy i prawa. 

 

A. P.-S.: Dlatego przeciw grupie Wojna wszczęto w Rosji już ponad 20 spraw karnych. Plujemy na wszystkie te normy i ograniczenia, które nakłada na nas ta nienormalna władza. Widzimy w tych przepisach hipokryzję i szaleństwo. Wymyślono je, żeby chronić przed narodem skradzione petrodolary.

 

O. W.: Tak jest zbudowane współczesne społeczeństwo – celem wszystkich tych wstecznych rytuałów władzy i cerkwi jest zagłada elementarnych praw i swobód obywateli.

A. P.-S.: Wolnymi obywatelami trudno rządzić, trzeba być mądrym. A ta władza jest głupia do immentu, umie tylko rozkazywać, bić i zabijać. Świat cofa się nawet nie do imperializmu, a wprost do niewolnictwa. Już starożytny Rzym wydaje się bardziej swobodny, niż dzisiejsza Europa. Nie wspominam tu nawet o Rosji, gdzie mamy prawdziwe państwo orków z Mordoru. 

 

N. S.: I w tym świecie anarchistyczny nielegalny opór – to ostatnia nadzieja Europy, duszonej policyjnymi represjami. Ale każda akcja protestu przeprowadzana przeciw bandytom przy władzy, będzie nazywana przez władzę „chuligaństwem”, żeby utopić we krwi i zgnoić w więzieniu ten realnie niebezpieczny dla władzy protest.

 

Wydaje się, że polski kurator Berlin Biennale Artur Żmijewski rozumie Wasz styl. Sam postawił przed sobą zadanie upolitycznienia sztuki, co spotkało się z falą krytyki.

 

A. P.-S.: Tak, Artur Żmijewski myśli aktualnie. A dobrych artystów jak Artur, krytycy zawsze oblewają gównem, to normalne. Co się tyczy rozumienia przez niego naszej pracy, to Artur od razu trafnie zauważył, że to nie żaden styl, ale nasze życie. Nasza sztuka – to my sami.

 

O. W.: Artur to przyjaciel grupy Wojna i jesteśmy mu wdzięczni za ten symboliczny gest, jakim było zaproszenie nas jako współkuratorów berlińskiego Biennale. Wiedział, że podczas aresztowania skonfiskowano nam wszystkie dokumenty i że nie możemy przyjechać.

 

A. P.–S.: Zrozumiałe, że ja też nie mogę uczestniczyć w Biennale przez solidarność z Olegiem i Natalią. Ale nawet wiedząc, że nie będziemy mogli pomóc mu przy pracy, Artur wspierał nas w trudnej sytuacji, chociaż w Berlinie sam nie miał lekko. Protestacyjna sztuka polityczna wykracza poza ramy konserwatywnego Biennale. W tym sensie Artur wziął na siebie ważne zadanie, ale nie do rozwiązania. Pionierom – reformatorom jest zawsze ciężko.

 

Polityka nie umniejsza roli sztuki? Nie robi z niej publicystyki?

 

A. P.-S.: Polityka dla aktualnego artysty – to treść, sens jego pracy. Ale to on ubiera ten sens w artystyczne formy. Owe formy są dalekie od publicystyki. Jak film dokumentalny jest daleki od życia, a wiersze od zwykłej mowy. Dzisiejszy polityczny street art to najmocniejszy instrument wpływania na świadomość ludzką. Na przykład fallus na moście Litiejnym [w Petersburgu – przyp. red.] grupa Wojna narysowała w 23 sekundy, a miliony ludzi na całym świecie dyskutują nad nim już dwa lata. To realny chuj w dupę skorumpowanej władzy na całym świecie.

 

Aleksiej, nie przyjechałeś na Berlinale, ale uczestniczysz w streetartowym festiwalu ArtBoom w Krakowie. Dlaczego?

 

A. P.-S.: To desant z pomocą dla Artura Żmijewskiego. Pomożemy mu przy pracy. Poważnie.

 

Jak możecie mu pomóc z Krakowa?

 

A. P.-S.: Przeprowadzimy akcję artystyczną będącą wyrazem poparcia dla berlińskiego Biennale. Zniszczymy represywne ograniczenia i wrócimy Biennale wolność. Zaprosimy wszystkich artystów świata na Biennale. Jeśli Wojna jest współkuratorem, znaczy, że też możemy zaprosić artystów. Akcja już wystartowała. W Berlinie i bez nas zebrali się mistrzowie sztuki współczesnej, gwiazdy rynku sztuki, a Kraków maleńki i biedny – nie ma tu berlińskich możliwości, za to można tu interesująco pracować na ulicach.

 

Oleg, od zeszłego roku jesteś poszukiwany międzynarodowym listem gończym, za jedną z waszych akcji. Plakat protestacyjny z podpisem „Voina – Wanted” przypominający taki list Aleksiej zainstalował w wielu miastach na świecie, również w Krakowie. Ironia to skuteczna broń?

 

A. P.-S.: Akcja „Voina Wanted” to sarkazm pod adresem policji, która skonfiskowała 15 listopada 2010 roku wszystkie dokumenty Olega i Natalii, żeby nie mogli opuścić Rosji. Potem wpisano ich nazwiska na międzynarodową listę poszukiwanych kryminalistów, by ukryć nieudolność swoich poszukiwań. Jednocześnie to protest przeciw prześladowaniu artystów i społecznych aktywistów na całym świecie. Dlatego też bannery „Voina – Wanted” symbolizują wszystkich więźniów politycznych na świecie.

 

W Krakowie na waszych plakatach widzimy dwie postaci. Na jednym – Olega, a kto widnieje na drugim? 

 

A. P.-S.: To Taisja Osipowa, która już półtora roku znajduje się w więzieniu z powodu sfingowanej sprawy karnej. Jest ciężko chora na cukrzycę, a skorumpowani rosyjscy policjanci nie przekazują jej lekarstw.

 

N.S.: To forma tortury, chcą ją zabić.

 

A. P.-S.: Władza nie może jej odpuścić akcji „Za zasługi dla Ojczyzny”, kiedy to publicznie wyszła na scenę i spoliczkowała bukietem czerwonych goździków przemawiającego generała FSB. Od dzisiaj twarzą akcji „Voina – Wanted” będzie aktywistka naszej grupy – Taisja Osipowa.

 

O.W.: Massmedia przemilczały tę haniebną zbrodnię władzy przeciw niej.

 

N.S.: A zadanie artysty to nie pozwolić przy milczeniu mediów zniszczyć w więzieniu protestującego artysty – aktywisty.

 

A. P.-S.: „Voina – Wanted” to walka przeciwko politycznym represjom, protest przeciw niszczeniu praw i swobód obywatelskich na całym świecie. W procesie jebania policji w ramach swoich akcji, robimy realny street-art test na przestrzeganie praw obywatelskich. Ten test jest częścią składową wojny, którą prowadzi nasza grupa z autorytarno-totalitarnymi reżimami. Zainstalowałem ten banner na placu przed MSW Rumunii, gdzie od razu nas  aresztowali, koło buddyjskiej świątyni Sensoczi, gdzie nas aresztowali, a na zamku Wawel i na krakowskim rynku, ta, policjanci zachowywali się jak totalni idioci, ale nas nie aresztowali. Policja w Polsce też jest przeciw narodowi, a nie przeciw bandytów u władzy, ale nasz test pokazał,że jeszcze występują u was okruchy wolności. O wszystkich akcjach można przeczytać na blogu grupy Wojna. W akcji „Voina-Wanted” chodzi również o solidarność z ludzkimi tragediami i ofiarami humanitarnych i ekologicznych katastrof na całym świecie. Dlatego pojechałem z bannerem również na Fukuszimę.

 

Podobno istnieją dwie Wojny: wasza – petersburska i moskiewska. Dlaczego ze sobą nie współpracujecie?

 

A.P.-S.: Dyskusje o dwóch frakcjach to kłamstwo liberalnego papli Piotra Werzilowa.

 

N.S.: Został wygnany z grupy Wojna jeszcze w 2009 roku za wydanie policji aktywisty Aleksandra Wołodarskiego.

 

A. P.-S.: Oświadczenie Wojny w tej sprawie zostało opublikowane  tu.  

 

N.S.: My sami właściwie jesteśmy moskiewską grupą Voina. My oraz autorzy wszystkich akcji, które robiliśmy i w Moskwie i w Petersburgu.

 

A. P.-S.: Przyłączyło się do nas także wielu aktywistów z Europy, z którymi przeprowadzałem akcje w Wiedniu, Pradze, Barcelonie, Tokio, teraz w Krakowie i wielu innych miastach. Grupa Wojna jest jedna, ilu setek aktywistów z całego świata by się do nas nie przyłączyło. Wszyscy pracują razem z nami.

 

O. W.: Za to on [Piotr Werzilow – przyp. red.] teraz jeździ po Europie z naszymi akcjami i robi z siebie założyciela grupy. Grupę założyliśmy razem z Natalią jeszcze w 2005 roku. On nie uczestniczył ani w zakładaniu grupy, ani w przygotowaniu akcji. On ma jeden cel – własny PR, narcyzm. Dlatego można go zobaczyć na zdjęciach ściskającego się z prawicowo-radykalnymi nacjonalistami i lewicowo-radykalnymi komunistami. A potem jedzie do Oslo z liberałami i paple o prawach człowieka.

 

O co walczy Wojna?

 

A. P.-S.: Sztuka powinna wmieszać się w życie, powinna prowadzić świat do rewolucyjnych przemian.

 

Na waszą sztukę wpływali rosyjscy konceptualiści, jak Prigow czy Monastyrski. Kim jeszcze się inspirujecie?

 

O.W. Dmitrij Prigow i Andriej Monastyrski to ojcowie-założyciele rosyjskiego akcjonizmu, nasi idole…

 

A. P.-S.: …ale wpłynęli na nas bardziej prywatną bohaterską postawą, a nie sztuką. Wystarczy spojrzeć na nasze akcje i akcje Monastyrskiego – nie mają ze sobą nic wspólnego. Mamy swój język sztuki, który wypracowaliśmy w trójkę z Olegiem i Natalią. W tym sensie ja bardziej orientuję się na europejskie doświadczenie sztuki.

 

N.S.:  Jeśli ktoś na nas naprawdę wpłynął – to nie artyści, lecz anarchiści. Ich doświadczenie jest teraz dla nas bardzo ważne.

 

A. P.-S.: To dzielni ludzie. To realny uliczny protest.

 

O.W.: Aktywnie z nimi współpracujemy.

 

Napisaliście na swoim blogu, że inspirujecie się również rosyjskimi futurystami. Oni tworzyli dla obywateli, których wy uznajecie za wrogów.

 

A. P.-S.: Jeśli chodzi o stanowisko czysto polityczne, nie mamy z futurystami nic wspólnego. Oni wspierali terror bolszewicki w Rosji, lizali dupę Leninowi, a potem Stalinowi. Jak tylko władza dopuściła ich do swojego tłustego korytka i do pieniędzy, jako pierwsi pobiegli ssać chuja tej strasznej i krwawej władzy.

 

Dlaczego sfera medialna jest taka ważna dla waszej sztuki? Opisujecie każdą akcję w Internecie, bo jest niezrozumiała dla Rosjan?

 

A. P.-S.: To ja odpowiadam za cały media-art grupy Wojna. Akcja powinna mieć taką formę, żeby zobaczyły ją miliony ludzi. Bez tego akcjonizm jest martwy. Dla Olega i Natalii najważniejsza jest idea, formą mało się zajmują. Za to ich pomysły są genialne. Dlatego nasza wspólna praca jest efektywna, bo każdy robi swoje i w sumie daje to profesjonalny efekt.

 

Nie współpracujecie z rosyjskimi galeriami. Co sądzicie o rosyjskim środowisku artystycznym? Jesteście jego częścią? 

 

A. P.-S.: Ideologicznie pracujemy w europejskim kontekście lewicowo-radykalnym. Gdzie byśmy nie byli – w Moskwie, Petersburgu, Krakowie czy w Tokio.

 

N.S.: Nie mamy żadnych powiązań z rosyjskim bezradnym i sprzedajnym rynkiem sztuki. To głęboko faszyzujący świat, gdzie nawet ci artyści, którzy uznają siebie za „lewicowych” – w rzeczywistości są głęboko zintegrowani z systemem honorariów, grantów, współpracują z rosyjskimi fundacjami i kolekcjonerami-oligarchami.

 

Jaki jest wasz stosunek do pieniędzy w sferze sztuki? Bez nich trudno tworzyć: drukować plakaty, organizować akcje…

 

A. P.-S.: Nie sprzedajemy naszych prac, tylko dajemy je przyjaciołom. Z zasady nie przyjmujemy pieniężnych honorariów. Drukujemy wszystko u przyjaciół. Czasem przyjaciele dają nam to, czego potrzebujemy do pracy. W Europie wielu jest kuratorów-entuzjastów – z nimi współpracujemy bez problemów – to nasi przyjaciele. Co tyczy się pieniędzy na prywatne potrzeby, to Oleg, Natalia i Leonid w ogóle nie korzystają z pieniędzy.

 

O. W.: Tak, jeździmy tylko autostopem, a minimum potrzebnego jedzenia podpierdzielamy w supermarketach.

 

A. P.-S.: Ja kupuję jedzenie za swoje prywatne honoraria z książek i artykułów. Chociaż honorarium za moją ostatnią książkę Encyklopedia rosyjskiego pijaństwa przekazałem Olegowi i Leonidowi do więzienia właśnie na jedzenie.

 

Banksy również podarował wam sporą sumę, wpłacając kaucję. Wy w ten sam sposób wspieracie więźniów politycznych i antyfaszystów…

 

O. W.: Pieniądze z nagrody Innowacja – 8,5 tysiąca dolarów i całe 100 tysięcy dolarów, które dał nam Banksy, jednogłośnie postanowiliśmy przekazać na jedzenie i adwokatów dla rosyjskich więźniów politycznych, anarchistów, antyfaszystów i walczących z reżimem.

 

A.P.–S.: Wszystkie informacje o naszych rachunkach publikujemy, wszystko jest przejrzyste.

 

N. S.: Anarchiści, Antifa – wszyscy lewicowi aktywiści – to ostatnia trzeźwa nadzieja tego świata, który stopniowo wariuje. 

 

Jakie są wasze plany na przyszłość?

 

O.W.: Będziemy walić w tę władzę, dopóki nie zdechnie!

 

Grupa Wojnarosyjski anarchistyczny kolektyw artystów-aktywistów zaangażowanych w polityczny protest („protestacyjny street-art”). Założona w 2005 roku przez Olega Worotnikowa (jego pseudonim „Wor” posłużył do utworzenia nazwy grupy – „War”) i Natalię Sokoł. Do ich akcji przyłączyło się ponad dwustu aktywistów z całego świata. W Rosji wszczęto przeciwko grupie ponad dwadzieścia spraw karnych. W Krytyce Politycznej nr 27–28 opublikowaliśmy wywiad Artura Żmijewskiego z Lonią Jebniętym, jednym z najbardziej aktywnych członków Grupy.

 

 

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij