W Warszawie nie ma w tej chwili miejsca na działania podejmujące ryzyko artystyczne. Instytut Sztuk Performatywnych ma wypełnić tę lukę.
Agata Diduszko-Zyglewska: 23 marca rozpocznie w Warszawie działalność Instytut Sztuk Performatywnych. Dlaczego anarchistyczna Komuna Warszawa wpada na pomysł współtworzenia dużej instytucji produkcyjnej i impresaryjnej?
Grzegorz Laszuk: To kolejna ucieczka do przodu. [śmiech] No dobrze, to była prywatna wersja – do wykreślenia. Ta inicjatywa ma zapełnić lukę teatralną, która powstała w Warszawie. W mieście nie ma w tej chwili miejsca na działania eksperymentalne – odważne myślowo i podejmujące ryzyko artystyczne. TR i Nowy Teatr, które produkują tego rodzaju sztukę, mają duże kłopoty z przestrzenią do prezentacji. Poza tym jest wielu artystów i wiele teatrów, które chcielibyśmy zobaczyć w mieście, a które w tej chwili nie mają dokąd przyjechać. Dlatego bardzo potrzebne jest miejsce impresaryjne, które byłoby mądrze zarządzane przez doświadczonych kuratorów. Punktem odniesienia jest dla nas teatr Hebel am Ufer w Berlinie, który ma trzy sceny, gigantyczny program tworzony przez świetnych kuratorów, zaprasza do siebie gwiazdy muzyki, teatru i tańca, jest koproducentem festiwali. To jedno z najważniejszych miejsc na mapie europejskiej kultury. Aspirujemy, żeby stworzyć miejsce o podobnej sile.
Alina Gałązka: Poczekaj, były trzy impulsy, które nas do tego skłoniły. Po pierwsze, mamy za sobą cztery sezony Re/mixów, wobec których pełniliśmy rolę miejsca impresaryjnego i producenta. Okazało się, że mając budżet dwieście tysięcy rocznie z miejskiego konkursu trzyletniego, zdobywamy drugie tyle z innych źródeł – w dużej mierze zarabiając te pieniądze na własnych produkcjach – i jesteśmy w stanie stworzyć bardzo bogaty program. Ludzie z zewnątrz zaczęli nam mówić: prowadzicie normalny teatr repertuarowy – i do tego wasz repertuar jest konsekwentny i przemyślany; widać w tym rękę kuratora. I rzeczywiście tak jest, wypracowaliśmy jakąś linię programową. Chcemy tworzyć teatr szukający nowych środków wyrazu, multidyscyplinarny, otwarty na performans i muzykę. Staliśmy się w ciągu tych kilku lat niepubliczną instytucją kultury a teraz chcemy „postawić kropkę nad i”.
Po drugie, jako organizacja dojrzeliśmy do tego, żeby wyjść poza produkcję swoich własnych wydarzeń. To jest kolejny etap naszego rozwoju jako ludzi. I dopiero trzecim powodem jest to, że widzimy w mieście lukę, o której wspomniał Grzegorz. Rzeczywiście, jak już się obskoczy repertuar TR-u i Nowego, operowy cykl Terytoria, to człowiek ciekawy nowinek nie ma za bardzo gdzie iść do teatru. Ciekawe projekty pozainstytucjonalne pojawiają się nieregularnie i są pochowane po jakichś piwnicach lub na peryferiach.
A jak tę lukę będzie wypełniał Instytut?
Gałązka: Będziemy prezentować spektakle i akcje odważne myślowo i podejmujące ryzyko artystyczne; postaramy się stworzyć przestrzeń dla nowatorskich form i środków ekspresji; miejsce spotkania i artystycznej rozmowy z najbardziej wymagającą publicznością i poszukującą odpowiedzi na trudne pytania współczesności i wreszcie – integrowanie środowiska.
Widzę, że chcecie nawiązać do linii programowej Teatru Dramatycznego z czasu Miśkiewicza i Sajewskiej.
Laszuk: Razem z tą ekipą znika festiwal „Warszawa Centralna” i brak w mieście tego rodzaju festiwalu, dającego dostęp do tego, co najbardziej nowatorskie poza granicami Polski, jest upokarzający dla części warszawskiej publiczności. Chcielibyśmy jakoś wypełnić ten brak. Tak jak Edyta Kozak ze swoim Festiwalem Ciało/Umysł nadrabia zaległości Polaków na polu teatru tańca, my chcemy dawać im dostęp do tego, co istotne w pewnym nurcie teatru i w performansie.
Planujecie prowadzenie w ramach Instytutu działalności dydaktycznej?
Gałązka: Raczej opisywanie działań twórczych i dokumentowanie ich. Już jakiś czas temu nawiązaliśmy współpracę z Narodowym Instytutem Audiowizualnym. Esencją działalności ma być jednak zdecydowanie twórczość i prezentacja tego, czego do tej pory warszawski widz nie mógł w mieście zobaczyć.
Widzę, że zaprosiliście do współpracy ludzi zaprawionych w skutecznym zdobywaniu nowej przestrzeni dla działań twórczych.
Laszuk: Mamy bardzo silną Radę Artystyczną. Jest w niej Joanna Klass, kuratorka z Instytutu Adama Mickiewicza, Edyta Kozak z Fundacji Ciało/Umysł, Wojciech Krukowski z Akademii Ruchu – nasz patron od zawsze, Michał Libera – kurator i krytyk muzyczny, Janusz Marek – szef Festiwalu Rozdroże, Tomasz Plata z BWA Warszawa i Akademii Teatralnej, Dorota Sajewska z Instytutu Kultury Polskiej, Joanna Szymajda z Instytutu Muzyki i Tańca i Bogna Świątkowska z Fundacji Bęc Zmiana. Chcemy integrować środowisko warszawskie – do tego tymczasowy pomysł na miejsce działań jest taki, że Instytut będzie korzystał z gościnności osób zaangażowanych w jego współtworzenie. Bolączką Warszawy jest brak przestrzeni, które można byłoby łatwo wykorzystać.
Tego rodzaju instytucja kultury nie obejdzie się na jakimś etapie bez własnego miejsca.
Gałązka: Chcemy przekonać władze Warszawy, żeby nam pomogły takie miejsce znaleźć. Mamy nadzieję, że będą skłonne do współpracy.
Dlaczego sądzicie, że pomysł współpracy z Instytutem Sztuk Performatywnych będzie atrakcyjny dla władz miasta?
Gałązka: Bo jesteśmy naiwnymi idealistami. [śmiech]
Laszuk: W Warszawie zawsze działały teatry impresaryjne, które spełniały konkretne zadanie – jak Teatr Mały czy Teatr na Woli. Teraz nie ma żadnej takiej instytucji.
Gałązka: Taka niepubliczna instytucja kultury może być dla miasta rodzajem pilotażu. Po kilku latach współpracy z miastem na polu systemowych zmian widzę, że zreformowanie istniejących instytucji jest prawie niemożliwe bez jakiejś rewolucji, bez rozlewu krwi. Nie wyobrażam sobie zwolnienia stu osób z miejskiego teatru po to, żeby móc na nowo ułożyć jego program – w obecnym porządku prawnym i sytuacji politycznej jest to prawie niemożliwe. Zresztą łatwo krytykować to, że w teatrze „rządzi garderoba”, ale z drugiej strony to są ludzie, którzy mało zarabiają i którzy często nie potrafią robić nic poza wąską, wyuczoną specjalnością, jak na przykład wyrabianie peruk. Do tego artyści w naszym systemie prawnym praktycznie nie mają zabezpieczenia socjalnego. Nie sposób powiedzieć im wszystkim: won, głodujcie sobie, my tu robimy reformę. Dlatego trzeba szukać zupełnie innych rozwiązań.
Skoro miasto nie ma możliwości stworzenia instytucji skupionej na poszukiwaniach artystycznych, wejście we współpracę z podmiotem, który ją tworzy, wydaje się świetnym rozwiązaniem. W razie porażki nikt nie obciąży władz odpowiedzialnością, bo instytucja powstaje i działa z inicjatywy obywatelskiej. O ile wszystko się uda, wsparcie takiej inicjatywy będzie postrzegane jako sukces także miasta.
Jaki jest wasz plan działania na najbliższe miesiące?
Laszuk: Komuna Warszawa w ciągu ostatnich 3 lat, oprócz własnych spektakli i akcji, wyprodukowała ponad 30 premierowych wydarzeń artystów z różnych dziedzin sztuki, m.in. takich jak Akademia Ruchu, Leszek Bzdyl, Krzysztof Garbaczewski i Marcin Cecko, Marcin Liber, Mikołaj Mikołajczyk, Paweł Passini, Krzysztof Skonieczny, Monika Strzępka i Paweł Demirski, Weronika Szczawińska czy Wojtek Ziemilski. Nasi partnerzy pracują równie prężnie. Pomysł na początek działalności jest taki, że wszyscy robimy dalej swoje, ale działania, które realizują linię programową Instytutu, robimy pod jego szyldem i w ten sposób propagujemy to, co uważamy za istotne, i integrujemy środowisko. Zakres rozszerzania tej działalności zależy od kilku czynników, między innymi od rozwoju współpracy z miastem.
Gałązka: Ważne jest to, że nie zakładamy osiągnięcia natychmiastowego, spektakularnego sukcesu. Wiemy, że ten pomysł będzie rozwijał się powoli, a jego efekty zobaczymy dopiero za kilka lat. Na razie zapraszamy w sobotę na otwarcie Instytutu do Komuny Warszawa.
Otwarcie Instytutu Sztuk Performatywnych
23 marca, sobota, godz. 20.00
Komuna Warszawa ul. Lubelska 30/32
Wstęp wolny